Artykuły

Na półmetku

O spektaklu konkursowym "Solaris. Raport" TR Warszawa w reżyserii Natalii Korczakowskiej oraz imprezie towarzyszącej - "Dziennikach rowerowych" Piotra Cieplaka, prezentowanych na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach pisze Edyta Walicka z Nowej Siły Krytycznej.

To już półmetek festiwalu. W czwartym dniu reżyserskich zmagań zobaczyliśmy "Solaris. Raport" TR Warszawa w reżyserii Natalii Korczakowskiej - spektakl konkursowy oraz jako imprezę towarzyszącą.

Natalia Korczakowska wybrała "Solaris", zafascynowana problemem kontaktu z Innym. Jej odczytanie Lema zdecydowanie sytuuje tekst wśród rozpraw filozoficznych, nie science-fiction. Reżyserka z pełnym zaangażowaniem opowiadała o swoim namyśle nad utworem Lema podczas dyskusji po spektaklu, toteż z torów teatralnych nieustannie zbaczała na grunt filozoficzny.

"Teatr od zawsze zajmuje się kontaktem, tym czy kontakt w ogóle jest możliwy" - mówi Korczakowska. Swoją adaptację "Solaris" koncentruje właśnie wokół tego problemu. Nie rozpatruje tej kwestii jedynie na płaszczyźnie wewnątrzscenicznej, lecz wychodzi do publiczności. Tajemniczy Ocean to dla reżyserki "masa myśląca" - my, widzowie. Kilkakrotnie aktorzy stają na wprost publiczności i mówią o tej niezbadanej materii. To oczywista próba wejścia w kontakt z publicznością. Ale próba ta - wbrew temu, co deklaruje Korczakowska - nie jest nawet wyciągnięciem ręki.

Paradoksalnie w spektaklu, który chce dotykać kontaktu z Innym, silnie wyczuwana jest czwarta ściana. Jest to sprzeczność, która nie daje się wytłumaczyć. W pewnym momencie aktorzy ustawiają się na proscenium i trwają w bezruchu. Tak długo aż? Tego nikt nie wie. Ktoś zaczął klaskać, ale aktorzy pozostali niewzruszeni. Chwila ta dłużyła się nieprzyjemnie, była drażniąca. Lecz nie było to milczenie skłaniające do namysłu filozoficznego, raczej do zadania prostego pytania: co się dzieje? Zapytana po spektaklu o ten konkretny moment, reżyserka odpowiedziała, że oczekuje od widzów "reakcji myślowej". Cały namysł nad kontaktem pozostaje zatem raczej w sferze ideału.

By zrealizować swoją sceniczną wizję powieści Lema, Korczakowska zbudowała fragment stacji kosmicznej - zupełnie dosłownie. Rzecz to niespotykana we współczesnym teatrze, w którym tendencją wydaje się dążenie do skrótu i syntezy. Tu wszystko jest bardzo realistyczne w swojej fantastyczności. Rozbłyskująca rama sceny, tajemnicze przyrządy pokładowe, kombinezony. Ta dosłowność przestrzeni wydaje się dość ryzykownym krokiem. Scenografia Anny Met obroniła się jednak sama. Nie raziła przesadą, była estetycznie kusząca i budziła ciekawość. Piszę o tym nie bez powodu - intryguje bowiem fakt, że reżyserka aspirująca do filozoficznego ujęcia, odwraca uwagę widza od meritum multimediami i świecącą rampą.

Spektakl Korczakowskiej przesycony jest pauzami. Wówczas słychać jedynie drażniący odgłos wentylatorów. Słowną pustkę potęguje także potężna przestrzeń sceniczna, przestrzeń wizualnie atrakcyjna, która z założenia nie jest sprzymierzeńcem dla intelektualnych wynurzeń. Te "puste plamy" reżyserka rozciąga w czasie. Męczy widza długimi sekwencjami, przyspiesza akcję, by za chwilę znów ją spowolnić. Droczy się z widownią, ale nie przybiera to charakteru prowokacji.

Filozoficzne rozważania, którym miała oddawać się publiczność były rozbijane komediowymi gagami, które reżyserka wplotła celowo, by - jak twierdzi - nawiązał się pewien flirt między widownią a sceną. "Wspólną zabawę traktuję jako narzędzie filozoficzne" - mówiła. Zamysł dobry, ale gagi pozostały po stronie komedii, a długie, celowo rozciągnięte w czasie sekwencje - po stronie traktatu filozoficznego.

Teatr, który Korczakowska proponuje widzowi, ma stać się tworzywem do rozmyślań, nie tracąc jednak atrakcyjnej wizualności. Zamysł ten jest widoczny, ale nie oddziałuje na widza. Pozostaje raczej w sferze idei, po stornie deklaracji - nie realizacji.

Spektakle konkursowe, które do tej pory mogliśmy obejrzeć - "Łysek z pokładu Idy" Rychcika i "Amfitrion" Klemma konsekwentnie realizowały poetykę bliską reżyserom. Dzięki czemu my - widzowie - mogliśmy twardo opowiedzieć się "za" lub "przeciw". Trudno jest zachować całkowitą neutralność wobec tych dwóch realizacji. A zwłaszcza wobec "Łyska", który swoją wyrazistością formy domaga się bezpardonowo jakiejś reakcji ze strony odbiorcy. W realizacji Korczakowskiej zabrakło zdecydowania.

Na ten środowy wieczór po spektaklu konkursowym zaproponowano jeszcze imprezę towarzyszącą. Na scenie kameralnej Teatru Śląskiego gościliśmy Piotra Cieplaka w raz z zespołem SzaZa.

"Dzienniki rowerowe" to kolejna muzyczna propozycja organizatorów festiwalu. Po mocnym punkowym uderzeniu "Siekierą" w poniedziałkowy wieczór, przyszedł czas na wyciszenie i refleksję. Książka Cieplaka "O niewiedzy w praktyce, czyli rowerem do Portugalii" o autentycznej wyprawie reżysera, stała się inspiracją do stworzenia przedstawienia na styku recytacji i muzyki. Fragmentom książki odczytywanej przez samego autora towarzyszą muzycy (duet Szamburski - Zakrocki). Muzyka ilustruje słowa, słowa przydają sensów muzyce - doskonale zharmonizowana całość pozwala widzowi na relaks, ale także na filozoficzną zadumę, niepozbawioną humoru.

Wydarzenia z pogranicza muzyki i teatru czy - jak w tym wypadku - recytacji w pełni sprawdzają się jako imprezy towarzyszące konkursowi. Jest to pewna alternatywa, próba udowodnienia, że teatr może nieść ze sobą wiele niespodzianek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji