Artykuły

Dobry start Interpretacji

"Amfitrion. Komedia według Moliera" w reż. Wojciecha Klemma ze Starego Teatru w Krakowie na XIII Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Anna Wróblowska w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Rzadko w polskim teatrze zdarza się spektakl tak sprawnie zrobiony, zabawny, a przy tym mądry. "Amfitrion. Komedia według Moliera" w reżyserii Wojciecha Klemma rozpoczął wczoraj część konkursową Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje"

Ta brawurowa komedia omyłek korzeniami sięga aż do starożytności. Autorem pierwszej wersji był Plaut, a potem antyczną komedię adaptowali Molier, Jean Giraudoux i Heinrich von Kleist. I właśnie tę ostatnią wersję Klemm wraz z dramaturgiem Igorem Stokfiszewskim przygotowali w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie.

Historia przedstawia się następująco: oto bóg Jupiter (Adam Nawojczyk) schodzi na ziemię, aby posiąść niczego nieświadomą Alkmenę (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), żonę Amfitriona (Błażej Peszek). Jupiter przybiera postać tebańskiego wodza, a jego wierny sługa Merkury (Arkadiusz Brykalski) wciela się w Sozjasza (Marcin Kalisz) - sługę Amfitriona. Dzięki temu występnym bogom udaje się oszukać Amfitriona i opóźnić jego powrót do małżeńskiego łoża. Wygenerowane przez ową zamianę sytuacje przede wszystkim bawią, ale sieją również niepokój. Choćby w scenie, w której Merkury wmawia Sozjaszowi, że nie jest Sozjaszem. Niemożność udowodnienia, że "ja to ja", przeraża nie tylko bohatera. W czasach, kiedy nasze życie staje się coraz bardziej wirtualne, a rzeczywistość jest nieustannie kreowana przez media i portale społecznościowe, tożsamość staje się pojęciem płynnym.

Specyficzny "patronat medialny" nad przedstawieniem sprawuje hasło "It's notyou, it's me" (To nie ty, to ja), czyniąc manipulację tożsamością głównym tematem. Ale w spektaklu pojawiają się również kwestie dominacji mężczyzn nad kobietami, uprzedmiotowienia tych ostatnich, przyrodzonej człowiekowi potrzeby konstruowania mitu czy stwarzania boga. Scenografia składających się z lustrzanej konstrukcji, dzielącej scenę na pół pionowych żaluzji oraz wspomnianego napisu górującego nad całą sceną budzi skojarzenia ze studiem telewizyjnym albo estradą. To znów rodzi pytania o rzeczywistość, fikcję, manipulację i tożsamość.

"Amfitrion" Klemma w formie przypomina jego poprzedni spektakl w Starym Teatrze - "Piekarnię" Brechta. Obydwoma spektaklami rządzą rytm, muzyczność i energia. Aktorzy biegają, krzyczą, śpiewają niczym dobrze nakręcone zabawki. I to właśnie aktorstwo jest też największą siłą przedstawienia: cudownie bezczelni i bezwzględni bogowie Brykalskiego i Nawojczyka, jędzowata służąca Cha-rysa (Beaty Paluch), średnio rozgarnięty, acz poczciwy Sozjasz i najlepsza w całej obsadzie Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, rozdarta pomiędzy powinnością wobec męża a miłością i godnością.

Klemm przygotował przedstawienie niezwykle sprawne, zabawne, a przy tym mądre i przyjemne w odbiorze. To zestawienie nieczęste w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji