Artykuły

Czechow w bieli

"...i tyle miłości" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Kalina Zalewska w portalu Wirtu@lna stolica.

W sobotę 16 kwietnia w Teatrze Ateneum odbyła się premiera "...i tyle miłości" [na zdjęciu scena ze spektaklu] w reżyserii Andrzeja Domalika, z Krzysztofem Gosztyłą, Aleksandrą Justą i Grzegorzem Damięckim w rolach głównych.

To jedna z pierwszych pełnospektaklowych sztuk Czechowa, prawie zapomniana wersja "Wujaszka Wani", zatytułowana przez młodego autora "Diabeł leśny". Marcin Jarnuszkiewicz przekształcił czarne pudełko głównej sceny Ateneum, w białe, lekkie i wyraźnie powiększające przestrzeń. Sceniczne postaci ubrał ze smakiem w jasne, rozbielone kolory. Elegancja spektaklu wyraża się także w niespiesznym rytmie gry aktorów.

Aleksandra Justa, która debiutowała na scenie w "Wujaszku Wani" Jerzego Grzegorzewskiego jako pamiętna, efektownie przewracająca się na scenie służąca, gra tutaj Helenę, kobietę, w której kochają się wszyscy spotykający się w majątku mężczyźni. W jej interpretacji to szlachetna i na wskroś uczciwa kobieta, odporna na afekty, którym ulegają inni bohaterzy. Mogłaby wydać się wyniosła, gdyby nie fakt, jak trzeźwo ocenia swoją sytuację, oświadczając co najmniej kilku scenicznym partnerom, że jest postacią epizodyczną. Charakteryzuje ją jednak pewna sztywność i to wydaje się osiągnięciem aktorki, szczególną cechą jej interpretacji.

Słynnego profesora, wokół którego koncentruje się sceniczne życie, gra Krzysztof Gosztyła. W jego wykonaniu wszystkie gesty i słowa profesora są tak doskonałe, że ucieka z nich życie. Na krótki moment odsłania on swoją małość, ale potem za nic w świecie nie chce się do tego przyznać. Sztuczność i wewnętrzna pustka profesora, zachowującego nienaganne formy, zdawały się czekać na Gosztyłę, którego aktorstwo jest przecież doskonałe w każdym calu. Czy jednak aktor nie schował się trochę za własną doskonałością? Za fantastycznymi warunkami głosowymi i precyzją gestu?

Profesor drażni zakochanego w Helenie George'a. Grzegorz Damięcki gra tutaj inteligentnego, pełnego życia, przystojnego mężczyznę, któremu nie udaje się zdobyć ukochanej kobiety. Aktor świetnie radzi sobie w tej roli. Uśmiercając tę postać autor stawia jednak widowni pytanie: dlaczego odchodzi człowiek, który zdaje się trzymać w ręku wszystkie karty i mieć świadomość sytuacji? A może jego zalety to pozór, może nie wie o życiu czegoś ważnego? Dalsze losy Heleny zdają się podważać jego decyzję.

Jest w tym spektaklu jeszcze co najmniej kilka interesujących postaci, dobrze zagranych przez aktorów. Tomasz Kozłowicz gra życiowego utracjusza, nieustannie balansującego na progu utraty godności i szacunku dla samego siebie, a Jerzy Kamas jego pozornie zidiociałego ojca, który niespodziewanie potrafi przemówić innym do rozsądku ujawniając znajmość rzeczy. Nie potrafi niestety rozmawiać z własnym synem, który tymczasem stacza się na dno. Po prostu za bardzo go kocha...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji