Artykuły

Annasz był kobietą!

Młodzi ludzi, tacy jakich codziennie spotykamy na naszych ulicach, a pomiędzy nimi skupiony, opanowany i emanujący spokojem żyje Chrystus. Musical "Jesus Christ Superstar", mimo iż powstał blisko 30 lat temu, nie starzejąc się, opowiada całkiem współczesną, przemawiającą historię. Dzięki A. L. Webberowi i T. Rice, oraz kolejnym realizatorom w całym świecie widzimy, jak przebiegałyby losy Chrystusa w naszych czasach.

W nurt ten wpisał się swoją premierą chorzowski Teatr Rozrywki, pokazując dramat człowieka, nie do końca zrozumianego nawet przez własnych uczniów. Cała akcja rozgrywa się na metalowych podestach, które budując wielopoziomowy plan, zwiększają kilkakrotnie dostępną wykonawcom przestrzeń. Do tego dochodzą fantazyjne metalowe zastawki, który unosząc się, bez zmiany dekoracji, pozwalają widzom przenieść się w kolejne miejsca akcji. Bohaterowie ubrani są współcześnie, chociaż drobne elementy podkreślają biblijne ich korzenie. Nie ma w "Jesus Christ Superstar" łatwych wokalnie ról, bo nawet najmniejsze wymagają świetnych głosów. Te w zasadzie w Chorzowie są, a gdy do niektórych ról zabrakło odtwórców, to zaproszono gości. W tytułowej roli oglądamy więc Macieja Balcara. Jego Chrystus jest zbyt mało charyzmatyczny, za to bardzo ludzki, targany namiętnościami i wątpliwościami, ale dobrze śpiewający. Autorzy stawiając Jezusa nieco ponad wszystkimi bohaterami, motorem całej akcji uczynili Judasza. W Teatrze Rozrywki wcielił się w niego Janusz Radek, który z każdą chwilą przedstawienia był coraz lepszy. Pełen ekspresji, dynamiczny, o niesamowitym głosie.

Maria Magdalena została potraktowana przez realizatorów po macoszemu, bo stworzono z niej płoche dziewczątko, a przecież to do Magdaleny należą najpiękniejsze melodie. Dynamiczny, sceniczny temperament Marii Meyer został tu nieco zagłaskany. Trio: Robert Talarczyk, Elżbieta Okupska i Marta Tadla jest wyśmienite, tak jak i pomysł, aby w rolach Annasza i Kapłana obsadzić panie. Świetnie się też ogląda (i słucha!) Andrzeja Kowalczyka (Poncjusz Piłat), Janusza Krucińskiego (Piotr) i Mariana Florka (Dowódca Straży). Jacenty Jędrusik (Król Herod) jak zawsze potrafi ująć publiczność. W różowiutkim mundurze przypomina karykaturę swej własnej kreacji w "Evicie". Zresztą, cała scena u Heroda, czyli porywający charleston w klimacie błogiego hedonizmu jest zachwycająca. Realizatorom udało się stworzyć wiele takich przepięknych scen, co w sporej mierze jest zasługą choreografa i zespołu tanecznego. Jednak nie tylko. Reżyser ujął cały spektakl w, niejednokrotnie zaskakujące, obrazy. Ostatnia Wieczerza jest niczym "Śniadanie na trawie" Maneta, a Ukrzyżowanie zamienia się w rewię ze schodami, błyskającymi żaróweczkami, tancereczkami, bo przecież dla wielu ludzi w biblijnych czasach była to czysta rozrywka. Góruje jednak nad tym wszystkim ukrzyżowany Chrystus. Są pomiędzy tym sceny mniej udane. Brakuje rozmachu inscenizacyjnego w "Hosannie", a wyrzucenie kupców ze świątyni jakoś przechodzi bez echa.

Przedstawienie jednak jest dobre, zwarte, świetnie przygotowane. Podane z werwą i potrafiące zaczarować publiczność. Bez wątpienia ma na to też wpływ jakość "spolszczenia" tekstów, autorstwa Wojciecha Młynarskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji