I my w Arkadii
"Poganiacze wiatru" w reż. Adama Sroki w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Barbara Koś w Słowie Ludu.
Czy współczesny świat pozwala na zachowanie krainy szczęścia? - to pytanie stawia Małgorzata Owsiany w sztuce "Poganiacze wiatru", której premiera odbyła się w czwartek w Teatrze Powszechnym.
Arkadią dla postaci sztuki jest zakątek ziemi leżący gdzieś za górami i lasami. Życie małżonków wypełnia wzajemna miłość, a także hodowla osłów. Poznajemy bohaterów w dniu radości, kiedy na świat przychodzi nowy osiołek. To wielki dzień, więc kobieta zagniata pieróg z solą. Gdyby urodziła się samiczka, byłby to słodki placek i kakao. Maluch jest tak piękny, że dostaje niecodzienne imię - Perłowy.
Ale szczęście czerpane z codzienności, kultywowanych zwyczajów oraz małych radości i smutków nie może trwać wiecznie. Do "wysp szczęśliwych" dobija się cywilizacja. To wiatraki, niosące prąd. Ulokują się właśnie tu, w Arkadii. Kobieta byłaby skłonna wyjechać. - Nigdy! - decyduje mężczyzna. Co zrobi żona, którą autorka nazywa - Ta?
Z nie nowej w literaturze, ale zawsze aktualnej historii, Adam Sroka, reżyser spektaklu, zrobił opowieść poetycką i poruszającą. Najważniejsza jest w niej miłość - motor postępowania. Z miłości do męża kobieta spróbuje przekupić ciałem obcego, który pozwoli im pozostać w Arkadii. Ale ona nie będzie już możliwa.
Wspaniałą kreację tworzy Marta Szmigielska jako Ta. Rolę kochającej i kochanej kobiety wystudiowała do najmniejszego szczegółu i pozostaje centralną postacią dramatu, mimo że Krzysztof Krupiński - Ten, jest równie prawdziwy i przekonujący, najpierw w uczuciu do żony, a potem w chwilach zwątpienia i rozpaczy. Słabiej na tle tego duetu wypada Witold Szulc - Tamten, ale raczej tekst nie stworzył mu pola do popisu. Wszystko toczy się w odrealnionej scenografii Joanny Pielat - Rusinkiewicz. W połączeniu z muzyką - tango retro - powstało przedstawienie, które z pewnością warto zobaczyć.
Na zdjęciu: Marta Szmigielska i Krzysztof Krupiński.