Artykuły

Essere o non essere? Pollo...

Po obejrzeniu "Gli Italiani" Łukasza Barczyka i Krzysztofa Warlikowskiego myślę sobie tylko zdania zaczynające się od "kurczę" (po włosku "pollo") - pisze Malina Przesluga w felietonie dla e-teatru.

Kurczę, jacy oni opaleni. Musieli się w tej Toskanii świetnie bawić. Szkoda, że tak mało ją widać.

Kurczę, czy to rzeczywiście, jak piszą, film dla teatralnej widowni? Dlaczego, bo trawestacja Hamleta? Że tajemniczy taki, ganiają się, na golasa leżą, milczą dużo, gęsto i ciężko.

Kurczę, czy Hamlet tak milczy, bo przez setki lat zdążył się nagadać i nie ma już nic do powiedzenia, czy dlatego, że nie chce ze mną rozmawiać?

Kurczę, Hamlet, czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? Miałeś być ożywczym wiatrem dla polskiej kinematografii, a ty co, z matką się miziasz i nawet pytań nie zadajesz, bo nie twoje.

Kurczę, mój dobry i mądry przyjaciel, który tak cieszył się na ten film, zasnął.

Kurczę, Hamlet, no powiedz coś. Krzysztof, powiedz coś. Powiedz, czemu zrobiliście film, w którym tak niewiele słychać, niewiele widać i niewiele czuć? Przecież ja już wiem, że Hamlet się borykał. I wiem, że on taki biedny był, taki biedny uniwersalnie, jak większość ludzkości się boryka i biedna jest. Przemówił już do mnie ten uniwersalizm, już wiem, że nie wiem, czy być, czy nie być, że miłość niejedno ma oblicze, a zbrodnia niejedno imię. Daj mi więcej, Hamlet. Bądź Ziutkiem, Mirkiem, Frankiem z krwi i kości, Krzyśkiem bądź. Tyle jest do powiedzenia, setki opowieści.

Kurczę, widziałam kiedyś taki film, w którym mało mówili, mało robili, a na koniec wszystko spowiły pajęczyny i nie działo się nic ważnego. Holenderski film. "Zwrotniczy" (po holendersku "De Wisselwachter", polecam). Wyszłam z kina wywinięta na lewą stronę. Skrajny, prosty, odważny, autentyczny. Zero hamletyzowania. I zero promocji - premierę w Polsce miał po dwudziestu latach. Skłamię, bo nie wiem, ale grali go pewnie z dziesięć razy.

Kurczę, ładna była ta scena z wężem ogrodowym. I jeszcze ta z filiżanką, na samym końcu. Za mało.

Kurczę, czy gdyby Krzysztof nie był Krzysztofem, tylko moim kolegą, a Renate nie była Renate, tylko koleżanką mojego kolegi, gdyby ten film zrobili iksińscy, kowalscy i nowakowie, czy też byłby ożywczym wiatrem dla polskiej kinematografii? Nie wiem, pytam. Byłby, czy nie byłby, oto jest pytanie.

I jeszcze, kurczę, chciałabym kiedyś zobaczyć film naprawdę z niczego. Film z pajęczyn, z ciszy i z kurzu, z ludzi i o ludziach, trochę taki, jak Czesi robią, trochę taki, jak Skandynawowie. Bez wielkich pytań i potężnych historii, malutki, polski i dobry. Nie dla widowni wytrawnej, nie dla teatralnej, tylko dla mnie.

Może ktoś mi coś poleci? Może sama go sobie wymyślę? Mógłby zaczynać się tak:

Miejscowość A, z której raz w tygodniu wyjeżdża pociąg, znajduje się tak daleko od miejscowości B, do której raz w tygodniu pociąg trafia, że nawet popularne zadanie matematyczne tę trasę pomija. Między miejscowością A, a miejscowością B nie dzieje się nic, co pasażer pociągu uznałby za godne uwagi. W połowie trasy, stoi domek z jednym oknem, który nie mógłby tam stać, gdyby nie to, że pięć lat wcześniej tory w tym miejscu przecinała droga i dla bezpieczeństwa przejeżdżających nią aut, ktoś umieścił tam szlaban. Dziś po drodze kicają szaraki, którym nie przeszkadza, że droga nie prowadzi nigdzie. Ale ktoś, być może przez roztargnienie, zapomniał o szlabanie, o drodze, o domku i o dróżniku Franku, który dzięki temu przeoczeniu, wciąż raz w tygodniu, o trzynastej trzynaście robi swoje. Dziś między miejscowością A, a miejscowością B jest lato, tak gorące, że spowolniło muchy, wyssało zieleń i wydęło szyny. Ktoś rozłożył dywan w półcieniu. Na dywanie postawił stolik i żółtą kanapę z widokiem na tory, a na kanapie posadził Franka, Dasię i Mirka. Siedzą zwyczajnie, podobnie i są w podobnym wieku. Do stolika ktoś podał im niedrogi sok pomarańczowy i trzy szklanki po Nutelli, a przed stolikiem ktoś delikatnie ułożył psa, który nie raz jeździł koleją, a teraz jest za stary na to, by mieć otwarte oboje oczu jednocześnie. Franek, Dasia i Mirek siedzą w milczeniu. Dobrze im. O trzynastej trzynaście przejeżdża pociąg, więc Franek podchodzi do szlabanu, żeby go opuścić i podnieść.

FRANEK

Widzisz, Dasiu, widzisz? Setki opowieści. Tu-dum, tu-dum, tu-dum. Dyrektor jedzie, krawat z jedwabiu, teczka z lamy, czwarta kawa z ekspresu, już mu nawet nie smakuje.

MIREK

O, Daśka, spójrz, warsik. Jajecznica z kiełbasą, pomidory na talerzu, rozmowa nie klei się do wszystkich.

FRANEK

Setki opowieści, Dasiu. Widzisz? Dzieci chuchają na szyby. Chcesz wiedzieć, dlaczego? Nie wiem.

MIREK

Nie, Daśka, dzieci rysują śliną na szybach obrazki. Kwiatek, domek, falbanka. Wiesz?

FRANEK

Setki opowieści.

A potem wszyscy zadają sobie swoje własne pytania i są, kurczę, są naprawdę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji