Artykuły

Szaleństwo

W przeciwieństwie do tradycyjnej kuchni polskiej, która jest podobno ciężka, niestrawna i niezdrowa, telewizja usiłuje szczególnie w okresie świąt, urlopów itp. rzucać na programową szalę strawę jak najlżejszą, pełną wdzięku, finezji, humoru i różnych wyrafinowanych smaków. Duchowa antyteza codziennych, przyziemnych zajęć i obowiązków, lekarstwo na ewentualne stresy jeśli istnieją spowodowane wynikami naszej i innych reprezentacji na "Mundialu", odtrutka na wszelkie inne smutki. Szeroka droga do oszołomionej możliwością letniego odpoczynku publiczności, publiczności jak sądzi telewizja w okresie Mistrzostw Świata w Argentynie i sezonu wakacyjnego pozbawionej zdolności recepcji i percepcji. Pożegnajmy rok szkolny i kulturalny z pogodą i uśmiechem, powitajmy sezon z radością i optymizmem. A więc śpiew, muzyka, taniec albo tańce, komedia, farsa, muzyka, śpiew. I tak da capo. W koło Wojtek. Taka ma być telewizja. Zwoje filmowych taśm, ciężkie chwile dla telekina. Rozrywka pełną gębą, polska i cudzoziemska. Zmieniają się nazwiska i twarze twórców oraz odtwórców, raz jest to Doris Day, raz Maryla Rodowicz, a kiedy indziej Charles de Peyret Chappuis. którego rekomendowano gorąco choć jakby trochę na kredyt ale propozycje pozostają te same. Ta sama istota. Blok jednolity i twardy jak opoka.

Otóż nazwisko francuskiego dramatopisarza Peyreta Chappuis, którego melodramat pt "Szaleństwo" wyreżyserował dla Teatru Telewizji Janusz Majewski, korzystając z secesyjnej rekwizytorni, dosłownie i w przenośni (kostiumy, rekwizyty, typ konfliktu rodem z mieszczańskiego melodramatu, rozwiązania sceniczne), pozwala nam wrócić jak mawiają Francuzi do naszych baranów. A więc do repertuaru telewizyjnego teatru, przezywającego długi i głęboki impas. Przypomnijmy, że o problemie braku polskiej dramaturgii współczesnej na tej reprezentacyjnej scenie pisaliśmy w jednym z poprzednich felietonów. Teatr telewizji nie doczekał się własnych, telewizyjnych autorów, nie nawiązał stosunków dobrej konfidencjonalności z polskimi pisarzami, którzy od dłuższego czasu możliwości pisania dla telewizji czy proponowania jej rzeczy już istniejących, nie biorą zdają się w ogóle pod uwagę. Przypomnijmy, że w tej kwestii nigdy nie było dobrze, ale nigdy nie było aż tak beznadziejnie jak obecnie. Wielokrotnie organizowane konkursy przynosiły czasem interesujący plon; wiele sztuk z tych konkursów znalazło się na małym ekranie, kilka, jak np. "Notes" Skowrońskiego czy "Ta wieś Mogiła" Broszkiewicza do dziś istnieje w świadomości społecznej.

Nie lepiej jest z repertuarem współczesnym z importu, w czym utwierdza zarówno "Szaleństwo" a także adaptacja powieści Margueritte Duras, jak i roczny bilans premier na małych ekranach. Wydarzeń nie było w ogóle, kilka pozycji (adaptacja powieści Trofimowa "Długie pożegnanie", "Portrety" Mauricia z OTV Gdańsk, "Jubileusz" Storeya z Krakowa) zasługuje na miano interesujących, reszta jest milczeniem. To zresztą powiedziane zbyt łagodnie w stosunku do istniejącej na małych ekranach rzeczywistości. Wcześniejsza i obecną opinię Teleskryby potwierdza m. in. Zofia Sieradzka w artykule pt "Niedowład współczesności" ("Teatr" nr 12/1978). Formułując swój sąd o repertuarze współczesnym w telewizji znacznie bardziej kategorycznie: "Ucieczka od pozycji ważkich i problemów istotnych przy nieobecności znanych indywidualności reżyserskich przynosi w efekcie pewną jałowość myśli i nijakość formy. Nawet jeśli tu czy ówdzie ożywi na chwilę ten obraz ciekawsza osobowość aktora.

Można by wyliczać wiele, na pewno istotnych i na pewno obiektywnych przyczyn oraz okoliczności, dla których większość programów teatralnych w telewizji jest anemiczna Lecz są to wszystko jak w anegdocie o Napoleonie i jego adiutancie owe "po drugie" i "po trzecie"... Brak dewiz, brak autorów, niechęć pisarzy do współpracy z TV, niechęć reżyserów itd. Trudno tu o zgodę, a racje są może nawet podzielone. Powiedzmy wszakże wreszcie o tym, co "po pierwsze". Po pierwsze brak programu, brak myśli przewodniej, która rozstrzelonym, niejednolitym działaniom różnych ludzi nadałaby pewien sens i ład wyższego rzędu. Jaki? Choćby podobny do tego, który porządkuje pracę Redakcji Filmowej. Klasyka? Dlaczegóż stronić od niej. Nowe twórcze jej interpretacje to zawsze stwarza interesujące perspektywy. Ale brakuje inwencji. Oczywiście szyldy problemu nie rozwiążą, do tego potrzebni są jeszcze autorzy i sztuki a więc repertuar. Może spróbować rozejrzeć się po sąsiadach? Przypomnę choćby z przeszłości telewizyjnego teatru zwyczaj od dawna już zarzucony importu sztuki razem z reżyserem; dzięki temu mieliśmy w naszej telewizji sporo interesujących premier sztuk bułgarskich, czeskich, słowackich, jugosłowiańskich. Niezależnie od tego, warto częściej zaglądać do współczesnej "sztukoteki" naszych bliższych i dalszych sąsiadów, nawet wtedy kiedy może się okazać, że nie znajdziemy tam dzieł wybitnych aby wiedzieć gdzie, co i jak.

Czas już chyba najwyższy podjąć jakieś racjonalne i bardziej kompleksowe działania, aby teatr poniedziałkowy nie jawił się oczom zawiedzionych telewidzów jako błądząca po oceanie nawa opuszczona w pośpiechu przez załogę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji