Ogień w rodzinnym gronie
Teatr dla amatorów okrucieństwa. Główne tematy to: samotność w rodzinie, kazirodztwo między dojrzewającym rodzeństwem, a w końcu - morderstwo rodziców. Po obejrzeniu serii koszmarnych scen z życia - wydawałoby się - zwyczajnej, mieszczańskiej rodzinki, możemy poczuć się nieswojo. Pewnie nikt z widzów nie uzna, że historia ta mogłaby go dotyczyć (chociaż mają mu w tym pomóc sfilmowane po reportersku wyznania bohaterów, puszczane co chwila na zawieszonym w głębi sceny ekranie), lecz może się zastanawiać, po co zajęto się takim tematem.
Jest chyba tylko jeden powód sięgania po tego typu dramaturgię - moda panująca w Europie Zachodniej. Towarzystwo Teatralne, dowodzone przez Pawła Łysaka i Pawła Wodzińskiego, propaguje i wystawia sztuki zachodnich brutali pod hasłem: nowemu pokoleniu potrzebny jest nowy teatr. Ale ten ich niby "nowy", który ma trafiać do młodej publiczności jest - jak na razie - tysiąc razy gorszy od "starego". Na skandalizującym "Shopping and fucking" Marka Ravenhilla oraz epatujących gołymi tyłkami "Zbombardowanych" Sarah Kane trudno było wysiedzieć z nudów. Ożywili się tylko politycy, którzy domagali się zdjęcia sztuki Ravenhilla. Oba spektakle były martwe. Zagrane niemal po amatorsku, bez jakiegokolwiek, nowego pomysłu.
Na tym tle "Ogień w głowie" nie jest jeszcze taki najgorszy, chwilami widzimy ciekawy teatr. Artyści ograniczają też swe skłonności do epatowania wulgarnością i szokowania publiczności. Warto również przypomnieć, że dramat Mayenburga zdobył rozgłos między innymi dzięki znakomitej inscenizacji Thomasa Ostermeiera. Jego ascetyczny spektakl oglądała także polska publiczność podczas tegorocznego festiwalu "Kontakt" w Toruniu, skąd niemiecki reżyser wyjechał z nagrodą.