Gdzie ogień?
Na proscenium z prawej strony stół, cztery krzesła, cztery filiżanki i czajnik, w głębi łóżko w skórzanych obiciach, granatowa pościel. Na środku nowoczesna kabina prysznicowa, z lewej strony skórzana sofa i fragment ściany. Poza tym dużo wolnej przestrzeni. Jeszcze jedno - na sofie i ścianie rysunki (podkowa? delfin? wąż?). Wszystko nowoczesne, sterylne, uładzone.
Światło. Kurt-brat (Błażej Wójcik) i Olga-siostra (Barbara Kurzaj) leżą na sofie. Tekst. "Pamiętam dokładnie, jak się rodziłem" (Kurt). "Nie pamiętasz" (Olga). Problem - dojrzewanie, chłopiec-mężczyzna, krew, dom, siostra-kobieta, matka-kobieta (Hanna Bieluszko), ojciec-chłopiec-mężczyzna (Krzysztof Jędrysek), chłopiec siostry - przeciwnik-syn (Paweł Okraska).
Marius von Mayenburg jest dramaturgiem berlińskiego teatru Schaubuhne, autorem fars: "Panna Danzer", "Zmierzch potwora" oraz dramatów "Haarmann", "Psychopaci". Za sztukę "Ogień w głowie" otrzymał w maju 1997 roku nagrodę Kleista dla młodych dramatopisarzy, a w 1998 roku nagrodę Frankfurckiej Fundacji Autorów. Ma 28 lat.
"Na przykładzie małego rodzinnego grona łatwo opowiadać historie, które mnie interesują: jak można funkcjonować 'osobno', jak można stać się niezależnym, 'pojedynczym', chociaż z natury jest się istotą społeczną" (M. Von Mayenburg). Interesujący temat, świetnie napisany tekst, niezły teatr, zdolny reżyser. I co?
Przede wszystkim nie ma tytułowego ognia, na zewnątrz i w środku. A jeśli już jest jakiś wybuch, to nie tam, gdzie mógłby jeszcze bardziej zaiskrzyć i brzmi fałszywie. Sroka część tekstu wyrzucił (pozbawiając m.in. całościowego wydźwięku problem piromanii Kurta), nie zaufał wewnętrznemu rytmowi, powypełniał ciszę muzyką, która nic nie wnosi, nie buduje kontrapunktu, nie jest nawet ilustracją. I, co najważniejsze - nie zaufał do końca samemu tekstowi. Nie chcąc pozostać jedynie na poziomie prowokacji (jedyna "odważna" scena, kiedy ręka Olgi bawi się w spodniach Kurta jest zresztą jedną z najlepszych i najmocniejszych), a jednocześnie skupiając się bardziej na wnętrzu postaci - jakby na ich "poetyckości" i "poetyckości" formy - stworzył spektakl letni, bezbarwny i nijaki.
Dzieje się to również przez jednowymiarowość i sztampę postaci, przede wszystkim matki (zresztą H. Bieluszko jest najsłabszym ogniwem aktorskiego kwintetu) oraz Paula (mimo niewątpliwych starań P. Okraski). Interesującą jest propozycja B. Kurzaj, choć czasem aktorka idzie zbyt łatwo w rozedrganie i krzyk, oraz B.Wójcika, który swój własny niepokój niesie poprzez swoje ciało. Najbardziej przekonujący i tragiczny jest wreszcie K. Jędrysek, otoczony gazetami, schowany, zamknięty, nieobecny i wycofany. Szkoda, bo mógł i powinien powstać mocny (i nie chodzi o brutalizm), intensywny spektakl. Który mógłby ranić, tak jak postaci ranią się nawzajem (również poprzez słowo). Bo tekst Mayenburga jest niezwykle gwałtowny, ciężki i ostry. Ale w Krakowie pozostaje takim jedynie w lekturze. Nie na scenie.