Artykuły

Mniej tandety, więcej misji w TVP

- Może się uda uruchomić procesy ratujące telewizję przed tandetą - mówi p. o. prezesa TVP Juliusz Braun w rozmowie z Agnieszką Kublik.

- Chciałbym, żeby dziennikarze w TVP nie musieli już patrzeć, skąd wieje wiatr. Żeby się nie obawiali, że ktoś będzie ich rozliczał z tego, jak dbają o partyjne interesy -

Agnieszka Kublik: Jak wygląda sytuacja finansowa spółki?

Juliusz Braun, p.o. prezesa TVP: Rok 2010 spółka zamknęła zyskiem - 20 mln zł. Sytuacja finansowa krótkoterminowa jest dobra, nie ma zagrożeń. Sytuacja średnioterminowa jest oczywiście bardzo trudna, bo przychody z abonamentu są dramatycznie niskie. Abonament staje się dodatkiem do wpływów z reklam, stanowi ok. 10 proc. naszych dochodów.

Ale debetu na koncie telewizji nie ma?

- Nie ma, jest płynność finansowa, żadne płatności nie są zagrożone.

Zorientował się pan już, jakie kukułcze jaja podrzucił prezes Orzeł w ciągu ostatnich trzech dni swojego urzędowania?

- Największe niespodzianki na tym polegają, że są głęboko schowane. Pewnie więc jeszcze nie wszystko wiem.

A decyzje kadrowe podjęte w czwartek, na kilka godzin przed zawieszeniem?

- Niektóre pod względem prawnym są bardzo dziwne, np. wznowienie zatrudnienia. Zarząd uznał, że dyrektorowi biura prawnego, który już od 1 stycznia nie pracował w TVP i nawet pobierał świadczenia związane z zakazem konkurencji, można "wznowić zatrudnienie". Takiej konstrukcji prawo nie zna! Pan dyrektor złożył na moje ręce wymówienie, ale sposób rozstania jeszcze analizujemy, bo uważam za niedopuszczalne, by ktoś, kto pracował łącznie kilka miesięcy i już otrzymał z TVP wysokie odprawy, miał jeszcze przez kilka miesięcy otrzymywać wynagrodzenie.

Te kilkanaście decyzji personalnych dotyczących dyrektorskich stanowisk to skok na kasę? Chodziło o to, by tym ludziom w razie zwolnienia zagwarantować pieniądze z tytułu wypowiedzenia i klauzuli konkurencyjności?

- W TVP jest bardzo rozpowszechniony system klauzuli zakazu konkurencji, i to z zapisem wiążącym obie strony. Przecież sens zakazu konkurencji jest taki, że jeśli pracodawca chce się chronić, to może przez jakiś czas nie dopuścić swojego cennego pracownika do pracy u konkurencji. I przez ten czas musi mu płacić. Natomiast w tych przypadkach jest tak, że pracodawca nie może zwolnić pracownika z zakazu konkurencji, choćby uważał, że pracownik nie stanowi żadnego zagrożenia.

Cofnie pan te nominacje?

- W wielu przypadkach tak. Po prostu te osoby wrócą na swoje poprzednie stanowiska.

Można to zrobić, nie narażając spółkę na koszta?

- Tak, bo na ogół to było tylko powierzenie obowiązków czy zatrudnienie na innym stanowisku.

A co z nowym wiceszefem TVP 1 Stanisławem Janeckim? Jemu zarząd "cofnął oświadczenie woli o wypowiedzenie umowy o pracę". Chce pan mieć takiego wiceszefa "Jedynki"?

- Nie. Już po jego ponownej nominacji na wicedyrektora "Jedynki" wysłuchałem w internecie na stronach "Rzeczpospolitej" audycji z jego udziałem. Wypowiadał się tam skrajnie negatywnie o TVP, czyli przeciwko swojej firmie. Albo nie wiedział, że znów pracuje w telewizji, co by mnie zdziwiło, albo zachował się skrajnie nielojalnie. Jeśli ma tak radykalnie negatywną opinię na temat telewizji publicznej, to nie powinien tu być dyrektorem. I nie będzie.

A co z zatrudnieniem w biurze zarządu radnego z Warszawy PiS Macieja Maciejowskiego? Żeby go zwolnić, trzeba mieć zgodę rady.

- Tego przypadku jeszcze nie przeanalizowałem, bo nie pełni funkcji kierowniczej. Nie ma żadnych przeszkód, żeby radny - każdy radny - tu pracował, ale nie może mieć wpływu na program czy wizerunek telewizji.

Co z "Warto rozmawiać"? Zarząd podjął uchwalę o podpisaniu umowy na kolejne 30 odcinków. Sama umowa została podpisana?

- Nie, nie ma takiej umowy. Uważam, że w TVP jest miejsce na różne punkty widzenia, ale każda audycja publicystyczna musi zachowywać standardy rzetelności. Czekam na zleconą wcześniej recenzję "Warto rozmawiać". Jestem też otwarty na rozmowę z panem Janem Pospieszalskim, bo rozumiem symboliczny wymiar tej sprawy. Szefowa TVP 1 pani Iwona Schymalla mówiła mi, że była w trakcie rozmów z Pospieszalskim o nowej formule programu.

Nic z tego nie wyszło.

- Tak i dlatego w ramówce tego programu nie ma.

- Uchwała zapewne będzie uchylona, ale to rzecz nieistotna. Zarząd tylko zezwolił na podpisanie umowy. Ja z tego pozwolenia nie zamierzam skorzystać. A sama uchwała została podjęta z naruszeniem procedury, bo tryb składania wniosków w sprawie przywrócenia tego programu był niezgodny z procedurami spółki, np. nie ma zgody kilku dyrektorów, w tym biura programowego, marketingu i biura reklamy. A dyrektor biura planowania podpisał wniosek, ale z zastrzeżeniami, bo nie dostał analizy ekonomicznej.

W dodatku zarząd wyraził zgodę na podpisanie umowy w sprawie audycji, co do której nie zdecydował, że ma się ukazywać.

Został pan prezesem w bardzo trudnym momencie TVP. Poprzednie lewicowo-prawicowe władze podzieliły między siebie anteny. PiS dostał TVP 1, a SLD - TVP 2 i TVP Info. Pan tu przyszedł tylko na sześć tygodni. Ale czy może pan coś zrobić, że anteny przestały być partyjne?

- Telewizja jest jak duży statek, który musi dużo przepłynąć, zanim cokolwiek na kursie da się zauważyć. Chciałbym, żeby dziennikarze nie musieli już patrzeć, skąd wieje wiatr. W TVP pracuje wielu dziennikarzy, którzy chcieliby pracować uczciwie i rzetelnie, tylko trzeba im stworzyć elementarne warunki bezpieczeństwa, żeby się nie obawiali, że ktoś będzie ich rozliczał z tego, jak dbają o partyjne interesy. Rozmawiałem o tym z dyr. Schymallą i z szefem TVP 2 panem Rafałem Rastawickim.

I sądzi pan, że po jednej rozmowie "Panorama" TVP 2 będzie mniej promować szefa SLD Grzegorza Napieralskiego?

- Nie, nie sądzę. Ale już teraz zaczniemy budować rzetelne zasady oceny programów i ich treści i oceny dyrektorów, którzy za te programy odpowiadają.

Nie kusi pana, żeby odwołać Rastawickiego i w ten sposób się zemścić na Włodzimierzu Czarzastym? To przez niego jako szef KRRiT musiał pan podać się do dymisji, bo Czarzasty wplątał Radę w aferę Rywina.

- Historia jest bardziej skomplikowana. Ale nie kusi mnie, żeby się mścić.

Jakieś zmiany programowe pan planuje?

- Wielkich nie, małe tak. Jakie? Powiem za parę dni, po rozmowie z dyrektorami anten. Dokładnie pamiętam, jakie są ustawowe obowiązki telewizji publicznej, i chciałbym symbolicznymi decyzjami podkreślić powrót do tych obowiązków.

Co pan ma na myśli?

- Telewizja musi walczyć o każdą złotówkę z reklam. Ale powinna to robić tak, by nie kwestionować sensu swojego istnienia.

Chodzi o poziom komercyjnych programów?

- Także o to, ale nie chcę mówić o konkretnych programach.

Co może pan w tej sprawie zrobić w sześć tygodni?

- Może się uda uruchomić procesy ratujące telewizję przed tandetą.

Lewica i Ordynacka są źli, bo nie mają nikogo w prezydium nowej rady nadzorczej TVP i nie udało im się delegować swojego człowieka do zarządu. Razem z panem telewizją miał teraz rządzić człowiek lewicy.

- Na posiedzeniu rady nadzorczej pojawiły się dwie koncepcje: oddelegowania do zarządu jednej osoby albo dwóch-trzech. Po dyskusji rada uznała, że na tak krótki czas bardziej celowe jest oddelegowanie jednej osoby.

Ordynacka bardzo długo blokowała wybór rady nadzorczej, bo żądała dla siebie aż trzech miejsc w siedmioosobowej radzie. Może teraz blokować wybór nowego zarządu?

- Doświadczenia Krajowej Rady i TVP wskazują, że każdy scenariusz jest możliwy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji