Artykuły

Zabawki z pudła na strychu

"Nasze miasto" w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w dodatku Rzeczpospolitej.

Szymon Kaczmarek do absurdu doprowadził sytuację bohaterów "Naszego miasta", wystawiając dramat Thorntona Wildera w teatrze IMKA.

Przy całym dystansie, z jakim potraktowani zostali mieszkańcy Grover's Corner, zabrakło w nich odrobiny człowieczeństwa. Bez tego trudno utkać historię nawet o małomiasteczkowym życiu. Widz nie potrafi zaangażować się w ten spektakl.

Przedstawienie Kaczmarka przypomina ćwiczenia z wychodzenia z roli dla aktorów. Głównym elementem scenografii jest drewniana, wybrzuszająca się na różne strony klepka, głównym bohaterem - Reżyser (Szymon Czacki). Wywołuje on na scenę kolejne postaci, które pojawiają się zupełnie zdziwione swoim zaistnieniem w tym miejscu. Z pudełek podpisanych nazwiskami wyjmują elementy charakteryzujące poszczególnych bohaterów.

Ale zawsze będą istnieć obok nich, nie tyle jako postaci, ile jako aktorzy. Półprywatnie, bawiąc się wypowiadanymi kwestiami, bardziej relacjonując codzienność małego miasta, niż w nią wchodząc. Przypominają przy tym popsute zabawki wyciągnięte z zapomnianych, obrastających kurzem gdzieś na strychu pudeł. Takie charakterystyczne, które bardziej utkwiły w pamięci, starającej się utkać historie z przywoływanych drobiazgów.

Pomysł intrygujący na początku przedstawienia szybko zamienia się jednak w irytującą manierę. Zostajemy z galerią dziwacznych manekinów, zabawek, którym można przyjrzeć się przez jakieś pół godziny, ale nie dłużej. Ale i przez ten krótki czas niewiele one nas w rezultacie obchodzą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji