Artykuły

Teatr. Część ostatnia. Ustęp.

We współczesnym teatrze kwestie moralne czy egzystencjalne coraz częściej są wypierane przez problemy natury fizjologicznej.

Dawnymi czasy pewien znaczący element tzw. węzła sanitarnego pojawiał się na teatralnej scenie tylko wtedy, gdy wystawiano "Dziady" Adama Mickiewicza w pełnej wersji, zawierającej "Dziadów części III Ustęp". A i wtedy niedwuznaczne skojarzenia powstawały jedynie w niewinnych umysłach skłonnych do nieprzyzwoitości kilkunastoletnich dziatek płci męskiej. Dziś "ustęp" zagościł na teatralnych deskach w pełnej, nie zawoalowanej krasie, a wraz z nim pojawiły się nie tylko wypróżnienia, ale również pełna gama ludzkiej fizjologii, od zwykłej, banalnej rzec można, kopulacji, po wyrafinowaną nekrofilię włącznie.

W "Prezydentkach" Wernera Schwaba (krakowska premiera marzec 1999, Scena STU) jedna z bohaterek, opowiadając przyjaciółkom o wymarzonej, wyimaginowanej randce, zajmuje się przede wszystkim problemem ewentualnych wypróżnień ukochanego.

W "Pterodaktylach" Nicky Silvera (krakowska premiera luty 1999, Teatr Ludowy, Scena Pod Ratuszem) dwaj (dwaj! nie - dwoje!) młodzi aktorzy, objawiając się widowni w pełnej krasie, odbywają na jej oczach stosunek.

W "Polaroidach" Marka Ravenhilla (styczeń 2003, Stary Teatr) jeden z bohaterów żegnając się ze zmarłym przyjacielem, dokonuje aktu specyficznie pojmowanej nekrofilii (mniejsza o szczegóły techniczne).

Wreszcie bohaterowie sztuki "2 x 2" E. A. Whiteheada (Teatr PWST, styczeń 2003) przez cały spektakl bezskutecznie próbują (PT Czytelnicy nam wybaczą? To naprawdę cytat!) przelecieć swe przywiezione w tym celu na plażę koleżanki.

Dawno, dawno temu teatr bywał określany mianem "świątyni sztuki". Na scenie prawowano się z Bogiem, zbawiano Ojczyzny, często także bawiono. Niekiedy nawet frywolnie, ale z wyrafinowaniem, błyskotliwie, inteligentnie, aluzyjnie. Na widowni obowiązywały analogiczne reguły - eleganckie stroje, dobre maniery. Owszem, niekiedy młodzież wywoływała skandale, na przykład strzelając z procy do aktorów, wszystko pozostawało jednak w obrębie pewnej konwencji. Zmieniły się obyczaje sceniczne, zmieniła się i publiczność. W listopadzie 2002 na widowni Teatru Miniatura pojawili się młodzieńcy w stanie daleko posuniętego upojenia, dając temu wyraz pokarmowy...

Wydaje się, że współczesny teatr pozazdrościł kinu. Pozazdrościł mu jego dosłowności, znacznie dalej posuniętego realizmu konwencji, wreszcie masowej widowni. Nie wiedzieć czemu, twórcy teatru recepty na skostniałą (?) formę, mniejsze (?) zainteresowanie widowni, spadające (?) znaczenie sztuki teatru we współczesnym świecie postanowili odnaleźć w fizjologii.

Dwa najpopularniejsze od kilkunastu lat style w światowej dramaturgii to "dramat fekalny" oraz "nowy brutalizm". Twórcą pierwszego jest Werner Schwab, austriacki pisarz, urodzony w roku 1958, zmarły wskutek przedawkowania alkoholu 1 stycznia 1994. Jeszcze w roku 1989 Burgthetaer w Grazu odrzucił jego "Prezydentki" jako sztukę nie nadającą się do wystawienia, a już w trzy lata później Schwab otrzymał prestiżową nagrodę im. Schillera. Głównym materiałem literackim pisarstwa Schwaba jest, jak sama nazwa wskazuje, pospolite g.... "To całkiem zwyczajny materiał, tak samo jak złoto. Wiąże się to z rzeźbą; bierze się jakiś materiał i modeluje, wszystko jedno, czy jest to gówno czy złoto. Patrząc na to w ten sposób, nie ma w gównie żadnej specjalnej dialektyki" - mówił Schwab uzasadniając swój artystyczny wybór.

"Nowy brutalizm" narodził się w Wielkiej Brytanii. Młodzi, zbuntowani dramaturdzy, na czele z najbardziej popularnym Markiem Ravenhillem, sztuki mające przeciwstawić się konsumpcyjnemu stylowi życia. Zarabiającym duże pieniądze, egzystującym w sztucznym świecie "japiszonom" postanowili pokazać prawdziwe życie. Sprowadzające się - ich zdaniem - do wulgarnej kopulacji, najchętniej w wydaniu gejowskim, samogwałtów, narkotyków i wydalania. Na tym schemacie opiera się najsłynniejsza sztuka Marka Ravenhilla "Shopping and fucking", której w Krakowie - na szczęście? - nikt jeszcze nie ośmielił się wystawić.

Kraków - przyznajmy - opiera się jeszcze zalewającej sceny fali brutalnych fekaliów. "Shopping and fucking" mieliśmy okazję zobaczyć tylko w niemieckiej wersji przywiezionej do Krakowa przez Thomasa Ostermeiera z berlińskiego Schaubuhne. Krakowska publiczność ze stoickim spokojem przyjęła wymioty, plucie spermą, realistyczne stosunki homoseksualne, samogwałt, seks oralny plus tryskającą po ścianach krew. Może dlatego, iż widzowie zobaczyli, poza niesmacznymi scenami, bardzo przyzwoity, niemalże mieszczański w swoim charakterze teatr. Nieśmiałej próby wprowadzenia na scenę sztuki Ravenhilla podjął się dopiero teraz Stary Teatr, dając premierę "Polaroidów", choć - przyznajmy uczciwie - jedyną rzeczą, która może budzić w tym przedstawieniu niesmak jest wspomniana już scena nekrofilii.

Znacznie bardziej efektowny(?) jest za to inny, nowy krakowski spektakl kojarzący się z brutalizmem, choć w wydaniu trącącym już nieco myszką - "2 x 2" E. A. Whiteheada, zrealizowany przez Jerzego Stuhra w teatrze studentów PWST. To historia dwójki prymitywnych młodzieńców przywożących na plażę dwie infantylne panienki celem fizjologicznej konsumpcji. Towarzystwo zasiada w ogromnej piaskownicy (symbolizującej plażę), młodzi aktorzy pocą się, plują, usiłują kopulować, a gdy im to nie za bardzo wychodzi, gryzą się nawzajem do krwi.

Do Krakowa nie dotarła jeszcze robiąca głośną karierę na polskich scenach dramaturgia Sary Kane. Jej "Oczyszczonych" wystawił we wrocławskim Teatrze Współczesnym Krzysztof Warlikowski, "Psychosis 4.48" wyreżyserował w Teatrze Polskim w Poznaniu i w warszawskich Rozmaitościach Grzegorz Jarzyna. W tekstach Kane dominującym tematem jest brutalny gwałt, pokazywany przez reżyserów ze wszystkimi szczegółami, nie brakuje też scen homoseksualnych czy kanibalizmu. Niewykluczone jednak, że i krakowska premiera któregoś z jej tekstów będzie już tylko kwestią (i symptomem) czasu.

Popularność tego typu dramaturgii dowodzi, że kultura przełomu wieków znalazła się w ślepej uliczce. Znów, podobnie jak przed stu laty, zapanowała epoka dekadencji. O ile jednak dawnych dekadentów, ze Stanisławem Przybyszewskim na czele, zafascynowało - jako alternatywa dla prawdziwego świata - piekło, o tyle dekadentów współczesnych oczarowała jego parodia.

Ustęp.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji