Artykuły

Kapłan i błazen, czyli Polacy

"Polacy" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

W tym spektaklu kardynał Wyszyński krzyczy: "Niech człowiek poświęca się dla narodu!", a Gombrowicz: "Niech naród zrobi wreszcie coś dla człowieka!". Jeden woła: "Odwaga!", drugi: "Świadome tchórzostwo!". Pokora - przekora! Ten pojedynek na efektowne cytaty zastąpił prawdziwą konfrontację ważnych idei.

Kiedy w sobotni wieczór kardynał Wyszyński (Olgierd Łukaszewicz) i Gombrowicz (Radosław Krzyżowski) spierali się o Polskę w przedstawieniu warszawskiego Teatru Polskiego, na scenie innego Polskiego, we Wrocławiu, odbywała się premiera "Tęczowej Trybuny 2012" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. Takie zbieżności dat rzadko kiedy mają znaczenie dla odbioru spektakli. Tym razem jednak bez tego wrocławskiego kontekstu po premierze "Polaków" można by odnieść wrażenie, że jedynymi istotnymi tematami "do myślenia" w Polsce są rozterki inteligenta - wyizolowanego, zajętego sobą i swoimi nastrojami.

Reżyser Gabriel Gietzky umieścił Wyszyńskiego i Gombrowicza w scenografii, która czasem wydaje się przedziałem kolejowym, częściej jednak przypomina celę. Obaj rozmówcy sprzeczają się w większości spraw, ale co do jednego pozostają zgodni - uwięzienie im służy. Tylko odcinając się od świata, tłumu, od prozaicznych problemów, są w stanie być prawdziwymi Polakami.

W spektaklach Demirskiego i Strzępki, tegorocznych laureatów Paszportu "Polityki", prozaiczne problemy są właśnie najistotniejsze. Polska to u nich zawsze konkret. To niejasne prawodawstwo, natrętna polityka historyczna, zapomniane ofiary transformacji. W "Tęczowej Trybunie 2012" zajęli się sprawą biurokratycznych absurdów, z jakimi zetknęli się... działacze Pierwszego Gejowskiego Fanklubu Polskiej Reprezentacji Narodowej w Piłce Nożnej. Na tym egzotycznym przykładzie chcieli pokazać, co dla ich pokolenia znaczy "zmagać się z ojczyzną". Ich "ojczyzna" nie jest terminem metafizycznym, własnością zatroskanej inteligencji, ale czymś dynamicznym, zmiennym, wymagającym nieustannego definiowania.

Pamiętając o tym, zupełnie inaczej ogląda się warszawski spektakl. Dla Wyszyńskiego przechadzającego się po celi w sutannie i furażerce wszystkie kwestie narodowe są już rozstrzygnięte. Tej pewności zazdrości mu Gombrowicz przedstawiony przez autorów spektaklu jako cynik i błazen, który wątpi we wszystko i we wszystkich. Pierwszy krzyczy: "Niech człowiek poświęca się dla narodu!", drugi: "Niech naród zrobi może wreszcie coś dla człowieka!". Jeden woła: "Odwaga!", drugi: "Świadome tchórzostwo!". Pokora - przekora! Historia- budowanie przyszłości! Zapomnienie o sobie - JA, JA, codziennie JA! Wszystkie te hasła faktycznie można wydestylować z tekstów obu bohaterów. Wybrane przez twórców spektaklu więcej mają jednak wspólnego z efektowną grą cytatami niż faktyczną próbą dotarcia do poglądów pisarza i kardynała. A przecież "Polaków" nie zapowiadano jako "autorskiego kolażu na temat spraw publicznych", ale jako prawdziwą konfrontację dwóch wybitnych osobowości.

Tymczasem przyglądając się szamotaninie "napisanych" przez Gietzky'ego i Kosewskiego oponentów, nie sposób uniknąć wrażenia, że wszystkie kategoryczne stwierdzenia dyktował im nie tyle rozsądek i przenikliwość, ile lęk wywołany klaustrofobiczną atmosferą zamknięcia. Łukaszewicz i Krzyżowski, którzy na początku spektaklu spokojnie wygłaszają własne spostrzeżenia i racje, stopniowo porywają się na coraz bardziej komiczne lub patetyczne gesty. Gombrowicz roztrąca kulą do kręgli ustawione przez kardynała znicze, naciera na niego z szabelką przybrany w skrzydła husarskie i powstańczy hełm. Wyszyński unosi się i pada krzyżem. Demonstracyjnie skubie suchy chleb, siedząc naprzeciw delektującego się winogronami i winem współwięźnia. Łukaszewicz, który grał już kardynała Wyszyńskiego w telewizjnym spektaklu "Prymas w Komańczy", znów przybiera maskę wyniosłego męczennika. Gombrowicz-Krzyżowski wytknie mu to, nazywając taką pozę "wojowniczym ascetyzmem".

Gdy Mikołaj Grabowski wystawił niedawno w warszawskim Teatrze IM-KA "Dzienniki" Gombrowicza, można

było narzekać na liryczno-komediowy ton spektaklu - nie było jednak wątpliwości, że może być on punktem wyjścia do sensownej, aktualnej dyskusji o Polsce. Scenariusz "Polaków" zbudowany z tych samych "Dzienników", a także z "Zapisków więziennych", homilii i wystąpień kardynała raczej pokazuje obu bohaterów jako egocentryków zajętych własnymi obsesjami. Dyskusja, którą toczą na scenie, nie dotyczy Polski, ale ich fobii i kompleksów. Ich zrodzone w odosobnieniu koncepcje "narodu", "człowieczeństwa" czy "religii" w ujęciu Kosewskiego i Gietzky'ego okazują się ostatecznie abstrakcjami. Stworzyli je, by oswoić samotność, poradzić sobie z poczuciem wyobcowania i niezrozumienia.

To dlatego spektakl chyba mimowolnie sugeruje, że pewna formuła dywagacji nad rozterkami Polaka inteligenta wyczerpuje się. O tym, czy sprawdza się formuła Demirskiego i Strzępki, wkrótce w "Gazecie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji