Artykuły

Wielka utopia

"Tęczowa Trybuna 2012" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Monika Strzępka i Paweł Demirski, opowiadając o gejach, mówią tak naprawdę o nas wszystkich. W ich "Tęczowej Trybunie 2012" zderzają się fałszywe mity - demokracji, społeczeństwa obywatelskiego i futbolu jako z gruntu męskiej gry. Z utopijną wizją wielkiej narodowej modernizacji w tle.

Kilkunastometrowy fragment autostrady donikąd, trójkąty piłkarskiej murawy, rusztowania i kawałek stadionu w budowie, z którego osypuje się piach - w takiej scenerii budowlanej rozsypki rozgrywają się przygody działaczy Tęczowej Trybuny 2012. Po tym, jak władze Warszawy odebrały im klub, w którym spotykali się, żeby oglądać mecze (znajomy pani prezydent wrócił ze wschodu, z placówki, no i trzeba mu było coś znaleźć), postanawiają walczyć o gejowski sektor na stadionach.

Na scenie pojawia się prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz w barokowej sukni i peruce, jest reżyser Krzysztof Warlikowski i bardzo znany piłkarz, co to po godzinach jako drag queen bierze udział w karaoke (w obu rolach Michał Chorosiński), a także była zakonnica, która po operacji zmiany płci postanowiła zostać księdzem (Agata Skowrońska), urzędnik kryptogej chowający się za maską homofoba (Michał Opaliński), pewien stary pedał, o którym pisał w swojej książce sam Witkowski (Igor Kujawski) i harleyowiec jak najbardziej hetero, którego po spotkaniu z kolegą z liceum całe to pedalstwo zaczyna coraz bardziej wciągać (Mariusz Kiljan).

Polska na 500 dni przed Euro zmaga się z kolejnymi plagami - szaleją wichury, powodzie, a stolicę opanowały chmary komarów kąsających boleśnie i zakłócających ruch lotniczy. To wyraźne ciążenie w stronę przerysowania i groteski pozwala bohaterom wypowiedzieć się mocno i dosadnie. I zastawia pułapkę na publiczność - bierze deklaracje postaci w ironiczny nawias po to, żeby śmiech, który rozbrzmiewa na widowni, po chwili boleśnie ugrzązł jej w gardłach.

Strzępce i Demirskiemu udała się rzecz arcytrudna - sprawili, że opowieść o inicjatywie bardzo jak na polskie warunki egzotycznej (trudno inaczej nazwać nieśmiały zamach gejowskiej organizacji na męski świat piłki nożnej) zabrzmiała uniwersalnie. Przygody Kelnera (Marcin Pempuś), Nauczyciela (Adam Cywka) i Trenera (Jakub Giel) aż za dobrze przypominają perypetie tych z nas, którzy kiedykolwiek próbowali cokolwiek załatwić w jakimkolwiek urzędzie. Z jego wysokości bowiem nie tylko dopraszający się łaski "homoseksualnie usposobiony" jest niepotrzebną zawadą na drodze od biurka do biurka.

Teatralny duet stawia Polakom gorzką diagnozę bez taryfy ulgowej. "To nie może się udać" - wydają się mówić Strzępka i Demirski. Z jednej strony, demokracja to podły system, który lekceważy mniejszości - jeden z bohaterów słyszy od Pani Prezydent, że na stadionie nie ma dla niego miejsca, "bo stadion jest dla wszystkich, a ty przecież nie jesteś wszyscy". Na straconych pozycjach stoi nie tylko Tęczowa Trybuna, ale cała masa innych małych inicjatyw, które nie mają wystarczającej siły przebicia i zderzają się z murem ze strony urzędników, oderwanych od realiów życia, jakie prowadzą zwykli ludzie. Oni mają Bardzo Ważne Sprawy, my zaledwie sprawki, którymi nie wypada zaprzątać urzędniczej uwagi.

Z drugiej - obywatele po trosze są sami sobie winni: nie dość, że brak im determinacji i odwagi, to jeszcze mają problem z uzgodnieniem stanowisk. O swoje walczą nieśmiało, żądania wypowiadają półgębkiem, zawsze gotowi wycofać się w pół kroku przed celem. Ostatecznie jedyne, na co ich stać, to rzucenie pełnej gniewu klątwy na władzę (żal, że wśród premierowej widowni zabrakło tych, do których została skierowana), po to, żeby natychmiast wziąć ją w nawias.

A Euro? W spektaklu Strzępki i Demirskiego jest wielką utopią, którą mamią nas urzędnicy, tak jakby na roku 2012 świat miał się skończyć, a w 2013 miała nas pochłonąć wielka czarna dziura. Jeśli w nią uwierzyć, okaże się, że do końca życia będziemy stać na autostradzie w budowie, zestarzejemy się w korkach, przepłaconych i niespłaconych mieszkaniach, których wartość miała wzrosnąć ze względu na bliskość stadionu, w oczekiwaniu na drugą linię metra i rewitalizację Pragi, o czym śpiewa tęsknie i po hiszpańsku Katarzyna Strączek jako Pani Sędzia.

Pomyli się ten, kto sądzi, że w tak jawnie publicystycznym spektaklu nie ma miejsca na widowiskowy teatr - "Tęczowa..." jest pełna mistrzowsko zaaranżowanych scen. Jedna z najlepszych i najzabawniejszych zarazem to koszmar Urzędnika (Opaliński), który budzi się zlany potem ze złego snu, w którym do jego mieszkania wpełzają tarantule, po to, żeby przekonać się, że mroczna wizja ma swoje przedłużenie w rzeczywistości. Albo ta, w której Michał Chorosiński (najlepiej śpiewający w tym przedstawieniu) jako drag queen wykonuje piosenkę Courtney Love "Pretty From The Inside". Zresztą cała obsada tego spektaklu zagrała koncertowo, sprawiając, że postaci, które w tekście Demirskiego są przede wszystkim nośnikami idei, na scenie nabrały wielowymiarowości i głębi, zaczęły żyć własnym życiem. A ujęcie rewolucyjnego buntu w delikatny nawias sprawiło, że spektakl porwie także tych, którym z inicjatywą Tęczowej Trybuny niekoniecznie jest po drodze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji