Artykuły

Trzy głosy

"Trzy głosy" - taki tytuł nosi najnowszy spektakl baletowy, którego premiera odbyła się w pierwszą grudniową sobotę na scenie Teatru Wielkiego. Tytuł ten ma podwójne znaczenie. Z jednej strony jest on po prostu informacją o wewnętrznej konstrukcji przedstawienia, które składa się z trzech różnych części będących wypowiedziami artystycznymi debiutujących w trudnej sztuce choreografii wybitnych tancerzy naszego teatru, z drugiej zaś - jest potrójnym, choć zespolonym w całość, głosem Teatru Wielkiego w dyskusji o stanie polskiej choreografii.

Twierdzenia o niedostatku liczebnym naszych kadr choreograficznych i braku nowych sił, które mogłyby wesprzeć, odmłodzić i ożywić ich w istocie szczupłe szeregi, pojawiają się tu i ówdzie z coraz większą siłą. Powszechnym zaś ubolewaniom nad niewielką liczbą młodych choreografów sceny muzyczne jedynie potakują, szukając usprawiedliwiania dla braku własnych w tej kwestii inicjatyw, o które niejednokrotnie już prosiła zarówno krytyka, jak i wcale niemała kadra tancerzy gotowych i chętnych do podjęcia twórczego ryzyka. Czy to brak artystycznej odwagi, czy też stopień owego ryzyka zbyt dużej bywały miary - dość, że wołania te pozostawały bez echa, a owi ambitni tancerze - bez możliwości realizacji swych ambicji i sprawdzenia swych sił w odmiennej, choć przecież tak bliskiej im dziedzinie. Warto więc powiedzieć, że głos, jaki w tej dyskusji i wokół jej zasadniczego problemu zabrał nasz Teatr Wielki, już choćby przez to jest głosem konstruktywnym, że wskazuje dobitnie na owe tkwiące w pierwszych szeregach naszych kadr baletowych ich własne możliwości nie tylko wykonawcze, odtwórcze, ale i w najczystszym znaczeniu twórcze i wręcz zaskakujące pełnią i dojrzałością artystycznej koncepcji oraz odwagą w poszukiwaniu nowych form wyrazu głęboko przemyślanych treści. Ryzyko jest podstawą eksperymentu, a autentyczny zapał i zespolenie wszystkich sił - zasadniczą gwarancją jego powodzenia. Z tych prawd zdali sobie sprawę dyrekcja i zespół baletowy Teatru Wielkiego, wychodząc naprzeciw, czy też raczej w dążeniach swych spotykając się w połowie drogi z twórczymi inicjatywami tancerzy: Kazimierza Wrzoska, Dobrosławy Gutek i Ewy Wycichowskiej. Z zespolenia wszystkich sił powstał spektakl frapujący zarówno swą trójdzielną konstrukcją, jak i spajającą trzy części w jednorodną myślowo całość klamrą; spektakl taki z jednej strony dojrzały ową głębią artystycznego myślenia, z drugiej świeży nie tylko młodzieńczym duchem swoich twórców, ale także wieloma nowymi rozwiązaniami formalnymi i technicznymi. Rzecz od samego początku wydaje się być przez młodych choreografów głęboko przemyślana. Ich wspólna myśl, która zrodziła ten spektakl jest nad wyraz klarowna (i szlachetna), a ta klarowność pozwala stwierdzić jej konsekwentną realizację. Pora jednak po tych kilku niezbędnych czytelnikowi wyjaśnieniach przejść do bardziej szczegółowej analizy owych "Trzech głosów".

Pierwszym głosem jest Kazimierza Wrzoska układ choreograficzny do Mieczysława Karłowicza symfonii "Odrodzenie", wzbogaconej w warstwie brzmieniowej i znaczeniowej wierszami Kazimierza Tetmajera (Gra słów, Dla rytmu, Narodziny Afrodyty). Drugi głos to choreograficzna wypowiedź Dobrosławy Gutek do tekstu Czesława Miłosza "Esse". Trzecim jest głos Ewy Wycichowskiej, która stworzonym przez siebie układem choreograficznym podjęła dyskusję z wykreowanym przez Rafała Wojaczka obrazem i głosem kobiety z jego cyklu wierszy opatrzonych takim właśnie tytułem - "Głos kobiecy (z nieznanej poetki)". Ewa Wycichowska skonstruowała swą wypowiedź na bazie nie bez znaczenia zapewne tak samo zatytułowanej, ciekawej kompozycji muzycznej Krzysztofa Knittla. Co więc już na pierwszy rzut oka zwraca uwagę w tej trójdzielnej konstrukcji widowiska, to fakt, że każda z jego części, bądź wspiera się poezją (lub prozą poetycką - Miłosz), bądź też rodzi się z jej słowa i ducha. Ten jednoczący trzy poszczególne części element przedstawienia ma w nim ogromne i różnorodne znaczenie i funkcje.

Udział poezji w tym spektaklu to zarówno jej towarzyszenie muzyce: w choreograficznym głosie Kazimierza Wrzoska semantycznie ukierunkowuje ona dźwięki symfonii Karłowicza, jak i pełne przejęcie jej funkcji (propozycja inscenizacyjna Dobrosławy Gutek zrodziła się z udowodnionego w spektaklu założenia, że słowo poetyckie może być dźwiękiem, że muzyką może być zamknięta w słowie myśl poety), jak i inspirowanie refleksji artysty-choreografa, który swoje myśli i przekonania na poruszony przez poezję temat przekazuje językiem tańca (taką funkcję i rolę odegrały dla Ewy Wycichowskiej wiersze Rafała Wojaczka). Poszczególne układy choreograficzne są wyrazem stosunku ich twórców do tych konkretnych utworów poetyckich.

Kazimierz Wrzosek nie przeciwstawiając się ilustracyjnemu charakterowi Symfonii e-moll Mieczysława Karłowicza (symfonia nosząca tytuł "Odrodzenie" jest klasyczną wręcz kompozycją programową, posiadającą swój własny rys fabularny) połączył ją dla pełniejszego przekazania swojej identycznej z przesłaniem kompozytora myśli z poezją Kazimierza Tetmajera. Połączeniem tym zwrócił naszą uwagę na kryjące się w muzyce Karłowicza całe pokłady głębokiego liryzmu, na głębokie przekonanie kompozytora o sensie walki i pewności zwycięstwa dobra nad złem, o moralnej sile człowieka, któremu siła ta pozwoli nie tylko wyjść czystym z zaklętych kręgów zła, ale także emanując, pozyska dla prawdy i dobra innych ludzi. Myśl kompozytora i poety oraz sposób jaki dla ich przekazania nakreślił choreograf znakomicie zrealizowali tancerze: Ewa Owczarek i Krzysztof Pastor oraz Krzysztof Kulik, Urszula Brogowska, Ewa Hoppe, Leandra Jasińska, Maria Wójcicka, Ryszard Kościółek, Zbigniew Sobis i Zdzisław Zieliński. Wykorzystując elementy techniki klasycznej zespół ten stworzył widowisko na wskroś współczesne i żywo przemawiające do współczesnego widza. Kazimierz Wrzosek, debiutujący tym spektaklem jako choreograf przedstawił nam rozwiązanie szlachetne i czyste w rysunku. I ta właśnie czystość jest dla mnie największą zaletą stworzonego przezeń układu choreograficznego.

Z ciekawego zamysłu zrodził się układ Dobrosławy Gutek. Inscenizatorka postanowiła przekonać nas, że muzyką może być słowo. Zamiar ten powiódł się całkowicie, a wynik eksperymentu okazał się nad wyraz ciekawy. W układzie choreograficznym do tekstu Czesława Miłosza "Esse", słowo wybitnego poety jest najczystszą muzyką, którą Dobrosława Gutek zilustrowała choreograficznie. Muzyczności temu prostemu, ale szczególnie pięknemu tekstowi przydała znakomita wręcz interpretacja Janusza Peszka. W interpretacji tej wiersz rodził się powoli, jakby w bólu, jakby na całą wieczność rodziła się myśl o człowieku, któremu wieczność w postaci pięknej dziewczyny dane było zobaczyć tylko raz, przez moment i tylko po to, by człowiek ów zmuszony był powiedzieć "...zostałem z ogromem rzeczy istniejących...". Jeśli o tej interpretacji, płynącej z ust aktora przez nagraną taśmę piszę tak wiele, to czynię to dlatego, by przekonać czytelników, że układ choreograficzny Dobrosławy Gutek jest naprawdę kompozycją do muzyki słowa zrodzonego w myśli niezwykłego poety, że to właśnie wydaje się być najciekawszą z racji swego nowatorskiego pomysłu wypowiedzią choreograficzną wieczoru debiutów. Jeśli jednak w określeniu tej propozycji mianem najciekawszej pozwolę sobie na pewną jednak powściągliwość, to tylko dlatego, że w układzie tańca tak spontanicznie wywołanego poezją, ale przecież twórczo organizowanego przez choreografkę, zabrakło mi ciekawszych rozwiązań technicznych. I taniec ów pozwolił się przytłoczyć muzyce słów. Ale też słowo wyszło spod pióra mistrza jakich mało, a choreografka debiutowała niezwykłej sile dzielnie stawiając czoła i tańcem starała się zobrazować urodę i muzyczność dźwięcznego słowa, które okazało się mieć więcej barw. Zwrócenie nam uwagi na ich mnogość - niemała to zasługa.

Ewa Wycichowska nie ilustruje wierszy Rafała Wojaczka - raczej polemizuje wielkim głosem z tego poety poglądami o kobiecie. Rafał Wojaczek powołał w swych wierszach do życia kobietę słabą i jakby lubującą się w swojej słabości. Taka jemu, mężczyźnie, wydawała się być każda z piękniejszej części ludzkiego rodzaju: dająca wszystko za cień miłości, widząca miłość już w jej największym rozumieniu, całą siebie składającą w ofierze, ofiarująca wszystko za niewiele...

Ewa Wycichowska przeciwstawiła się temu przekonaniu i do znakomitej bardzo "męskiej", rytmicznej, mocnej muzyki Krzysztofa Knittla stworzyła choreograficzny bardzo kobiecy portret kobiety słabością silnej, niemocą mocnej, nie poświęcającej niczego, a pokonującej wszystko w imię swojej wielkiej miłości, kobiety, która nawet przeciw swemu mężczyźnie broni ich wspólnej miłości przed całym światem chcącym tę miłość i tego mężczyznę potępić. Wspaniały to zaprawdę obraz, wspaniałymi nakreślony środkami. W wyrażeniu tej myśli mają swój olbrzymi udział wykonawcy "Głosu kobiecego": Anna Fronczek, Małgorzata Sładysz, Tomasz Łukaszyński i przede wszystkim Liliana Kowalska.

Wieczór debiutów choreograficznych w TV pozwala wierzyć w jasną przyszłość naszej choreografii. Miłośnikom baletu polecam go bardzo serdecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji