Artykuły

Show must go on

"Miss HIV" w reż. Macieja Kowalewskiego na Scenie Le Madame w Warszawie. Pisze Remigiusz Grzela w portalu Parnas.pl.

Wczorajsza premiera "MISS HIV" bomba. Mam do tego spektaklu stosunek emocjonalny, więc i będę subiektywny, ale kiedy w ubiegłym roku zacząłem przekonywać o potrzebie stworzenia spektaklu na ten temat, czekałem, że powstaną sztuki takie jak ta. Ostre. Dynamiczne. Kontrowersyjne. Dowcipne. Ironiczne. Ale zawsze dające do myślenia.

W tekście Macieja Kowalewskiego zobaczyłem potencjał już w trakcie lektury. Ten scenariusz się sprawdził. W przełożeniu na język teatru, rzeczywistość sceniczną, dramat Kowalewskiego brzmi jeszcze wyraźniej, mocniej, donośniej. Nie ma w nim dydaktyzmu, ale jest to, co w sztuce najważniejsze: metafora. Kowalewskiemu udało się dotknąć paru innych tematów i jego sztuka stała się ważna nie tylko z punktu widzenia głównego jej problemu. W programie do spektaklu napisałem: "Kowalewski sprzedaje to, czego sprzedawać się nie powinno. Ryzykuje wszystkim. I może za to zapłacić (...) Sztuka mówi sporo o mentalnej zmianie w ludziach, zmianie spowodowanej mediami, które zaczęły spełniać rolę lustra, korespondenta, rozmówcy, konfesjonału, psychoterapii, które jak bywa czasem spełniają głęboko skrywane potrzeby i instynkty, choćby potrzeby ekshibicjonistyczne, czy sadomasochistyczne(...) Zaczyna się podwójna gra(...) Maciej Kowalewski mówi o nas samych. O zdrowych i chorych. HIV staje się metaforą."

Poza wszystkim spektakl ma kilka poziomów. Jednym z najważniejszych jest sfera psychologiczna. Z kończącego spektakl filmu dowiadujemy się, że Irina, Miss Zakażonych... Nie powiem, czego się dowiadujemy. Ale ten finał też wiele mówi o nas samych. Ktoś nas oszukał? Czy też my oszukaliśmy?

"MISS HIV" jest znakomicie wyreżyserowane! Gratulacje. Spektakl od początku do końca trzyma dynamikę. Zwłaszcza zaś od momentu wyborów. Od rozpoczęcia "show". Choć i pierwsza, "psychologiczna" część jest świetna. Bez tej części reszta byłaby nie uzasadniona. Nie mogłaby istnieć. Tak jak nie mogłoby istnieć show bez prawdy o ludziach, którzy biorą w nim udział. Wiele osób, z którymi wczoraj po premierze rozmawiałem, mówiło, że to jeden z niewielu spektakli, w czasie których nie można nudzić się ani minuty. I to prawda. Cały czas trwa występ. Show must go on.

Doskonale zbudowane postaci sprawiają, że to teatr wyższej próby. Powiedzieć, że Tomasz Tyndyk jako Rafael jest znakomity, to za mało. Postać, którą gra podsyca wciąż atmosferę "show". Emocje rosną, a widzowie zapominają, że są w "teatrze". Zaczynamy uczestniczyć w wyborach. Owacje w tej części spektaklu nie są owacjami dla aktorów, ale dla Rafaela, prowadzącego te wybory i dla kandydatek do tytułu MISS. Zwłaszcza w naturalnej scenografii Klubu Le Madame umowność się zaciera. Fikcja staje się rzeczywistością. Rafael, w szpilkach na dużym obcasie, w czarnej sukni, z czarną peruką maluje usta na czerwono. Całując szybę w czasie występu rysuje ustami znak plusa (HIV dodatni) a może znak krzyża...

Znakomita Maria Seweryn jako Irina. To chyba jedyna postać w spektaklu, która zadrwiła z widzów tak dalece i tak doskonale, że omal do końca udaje się ją rozgrzeszać. I ta gorzka puenta płynąca z kończącego spektakl filmu. Wspaniała Ewa Szykulska (Urszula), której dawno w teatrze nie widziałem, rysuje graną przez siebie postać wyraźnymi kreskami, ale też cieniuje ją i koloruje. Może nie zgadzamy się z jej prawdą, ale jest w tym konsekwentna. Zyskuje przez to szacunek. Choć przecież gdzieś zadajemy sobie pytanie: dlaczego bierze w tym udział. Urszula psychologicznie jest doskonale zbudowana. Ma tajemnicę. Wyjawia ją i w tym momencie coś pęka, coś się kończy. Urszula uświadamia sobie, że sama siebie oszukiwała.

Patrycja Szczepanowska jako młoda aspirująca do zawodu aktorki zakażona dziewczyna konstruuje postać bardzo zmyślnie: od zawstydzonej, nieśmiałej dziewczynki, która chce wygrać wybory MISS zakażonych po gwiazdkę filmową, która dzięki tym wyborom zrobiła karierę. Przejmujący jest jej początkowy monolog o tym, w jaki sposób została zakażona. A jednak odcina się później od prawdy. Sprzedaje mediom. Na początku poruszała, teraz śmieszy.

I najbardziej stonowana Iza Kuna. Równocześnie bardzo prawdziwa. Nie mówi zbyt wiele i do końca nie wiemy, jaki jest jej plan. Ale plan jest. Klara, którą gra, wyjawia w finale, co o tym wszystkim myśli. Niejako puentuje spektakl.

Świetna muzyka Marcina Płazy. I obłędna, w przypadku Tomasza Tyndyka, charakteryzacja Ewy Marciniak.

Po prostu musicie to zobaczyć! Zamieszanie w mieście. Ale za to jakie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji