Zagrał Boga Ojca z ludzką twarzą
- Myślę, że gdyby "Ojca Boga" przeczytał na przykład Janusz Gajos, pewnie nie wypuściłby go z rąk. - mówi MARCIN PERCHUĆ, którego w sobotę i niedzielę zobaczymy w spektaklu "Ojciec Bóg" w krakowskiej Bagateli.
Myślał Pan, że kiedykolwiek przyjdzie mu zagrać Boga?
- Nie (śmiech), rzeczywiście nigdy o tym nie myślałem, ale też nie sądziłem, że kiedykolwiek zmierzę się z monodramem.
Dlaczego?
- Sądziłem, że nie udźwignę jego ciężaru. Monodramy zawsze budziły we mnie strach, bo to wielkie wyzwanie dla aktora.
Ale w końcu przełamał Pan ten strach.
- To zasługa autorów tekstu, czyli Jacka i Katarzyny Wasilewskich. Kiedy przeczytałem "Ojca Boga", od razu wiedziałem, że muszę to zagrać.
Wyszedł więc Pan na scenę i co?
- No i od razu zadałem sobie pytanie, jak ja zagram tego Boga? Reżyser rozwiał moje wątpliwości, mówiąc, że Bogiem jestem już z założenia, teraz mam zagrać człowieka.
A nie jest Pan za młody na granie tak nietypowego bohatera?
- Dokładnie o tym samym sobie pomyślałem. Bałem się nawet, że autorzy tekstu zechcą go przedstawić dojrzalszemu aktorowi. Myślę, że gdyby "Ojca Boga" przeczytał na przykład Janusz Gajos, pewnie nie wypuściłby go z rąk.
Okazało się jednak, że wiek Boga nie ma znaczenia?
- Oczywiście, bo to postać ponadczasowa.
Która boryka się z ciężarem bycia ojcem.
- Dokładnie tak, i nie boi się o tym mówić, a znacznie łatwiej mu to przychodzi, gdyż wciąż jest młody i gniewny.
Jakim jeszcze facetem jest Bóg?
- Chciałem, by stał się facetem współczesnych nam czasów, który ma problemy ze znalezieniem równowagi między życiem zawodowym a osobistym, który bardzo kocha swoje dzieci, ale czasami myśli, że ich wychowanie polega tylko na karceniu.
Nie jest typem wrażliwca?
- Okazuje się, że jest, ale jak to facet, niezbyt lubi okazywać swoje uczucia.
To taki Bóg z ludzką twarzą?
- Zdecydowanie tak. Najlepiej świadczą o tym pierwsze słowa, która padają z jego ust w stronę publiczności: "Przyszedłem na to spotkanie anonimowych rodziców, bo sam mam problemy z dzieciakami". Dzieli się więc problemami i szuka rady u innych.