Artykuły

Wielopole, Wielopole...

Czeka nas, wydarzenie o niebywałej randze artystycznej. Słynny w świecie i obrosły w legendę spektakl Tadeusza Kantora zostanie przedstawiony telewidzom - TV 1, WTOREK 27 MARCA, GODZ. 20.15. W roku 1981 widzieliśmy jedynie we fragmentach "Umarłą klasę".

Teatr Kantora nie mieści się w żadnej koncepcji teatru zinstytucjonalizowanego, jest czymś zupełnie odrębnym, nowatorskim i zaskakującym. Już u progu tego teatru widz musi zostawić swoje przyzwyczajenia. "Po rutynie teatru normalnego Cricot dawał oddech, wolność, powietrze" - pisali krytycy. W tym teatrze wszystko jest inne, aktor, rekwizyt, tekst, wreszcie inna jest rola reżysera. Przedmiot staje się aktorem, rekwizyt - partnerem aktora (stałe rekwizyty - to walizki, tobołki, parasole, w nowym kontekście nabierające odmiennych znaczeń, stając się symbolami). Aktorzy nie grają własną osobowością, ale przedstawiają pewne idee. Jest to powrót do teatru Marionety, do idei manekinów. Zdaniem Kantora "aktor w ogóle nie jest żywym człowiekiem - najwięksi aktorzy uważali, że są manekinami, przez które przepływa jakaś siła i wiedza. Jedynym żywym człowiekiem jest widz". I rzeczywiście, kto choć raz był w teatrze Kantora zapamięta to nadzwyczajne napięcie na widowni i postać samego twórcy, który niczym Dyrygent-Demiurg ożywia świat marionetek, przesuwa się wśród nich cicho i władczym gestem nadaje tempo, tworzy nastrój, przesuwa rekwizyty. Jego obecność na każdym spektaklu jest koniecznością, on wprawia w ruch całą tę dziwną maszynerię teatru.

"Moja rola w stosunku do aktorów - mówi Kantor - sprowadza się do narzucenia pewnych sytuacji, które oczywiście stwarzam". Często też wyjaśnia, że zespół teatralny musi być jak dobra orkiestra, która działa na zasadzie porozumienia telepatycznego.

Teatr Kantora światową sławę zdobył przedstawieniem z 1975 r. "Umarła klasa". W wydanym równocześnie manifeście pt. "Teatr śmierci" Kantor pisał:

To dopiero umarli stają się (dla żywych)

zauważalni

za tę najwyższą cenę

uzyskując

swoją odrębność

odróżnienie

swoją postać

jaskrawą

i niemal

cyrkową

Pisano o tym teatrze - "teatr wędrowny", "teatr zerowy", "teatr "śmierci". Być może ten ostatni termin jest najbliższy istocie rzeczy. Wciąż bowiem oglądamy misterium umierania, uczestniczymy w procesie przemijania młodości, odchodzenia pokoleń, umierania miejsc naszego dzieciństwa.

Takim szczególnym obrzędem scenicznym przywołującym świat umarłych, który w nas żyje jeszcze, i tę teraźniejszość, która już w nas umiera - jest "WIELOPOLE, WIELOPOLE...", którego prapremiera odbyła się w 1980 r. we Florencji. Tytuł przywołuje rodzinną miejscowość autora. W roku ubiegłym w tamtejszym kościele parafialnym odbyło się rzadkie wydarzenie: przedstawiono spektakl "Wielopola" - w miejscu akcji, prawie wśród bohaterów dramatu. Jest to przypomnienie okolic dzieciństwa, widzianych oczyma dojrzałego człowieka. Rodzina artysty, pokój dziecinny, cała mozaika wspomnień, uporczywe poszukiwanie czasu utraconego, własnej biografii, rodziny, narodu, kraju.

Cały spektakl odwołuje się do najprostszych skojarzeń, do mitów, religii, symboli narodowych i patriotycznych. Wstrząsa swą tragikomiczną wizją rytmu egzystencji zwykłych szarych ludzi. Każdy tu znajdzie coś, co głęboko przeżyje. Jest też tu coś, co Kantor nazywa pamięcią narodową. Za scenami rodzinnymi mieszają się sceny wojen, wszystko to przemieszane z symboliką religijną, ukrzyżowaniem, Ostatnią Wieczerzą.

O "Wielopolu" Kantor powiedział: "Moje spektakle nie wymagają przygotowania koneserskiego. Takie przygotowanie jest gorsze od ignorancji. Istota rzeczy jest taka, że robię wszystko, żeby doprowadzić w rezultacie do wzruszenia".

Możemy się tylko temu poddać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji