Artykuły

Smutna komedia

"Emigranci" to jedna z najlepszych sztuk w dorobku dramatopisarskim Sławomira Mrożka. Pomysł sztuki prosty, by nie rzec - schematyczny: dwaj mężczyźni, emigranci w obcym kraju (domyślić się można, że gdzieś w zachodniej Europie) - inteligent i "chłoporobotnik" - we wspólnym, wynajętym pokoju, a raczej klitce pod schodami. Rzecz dzieje się w noc sylwestrową: w ciągu paru jej godzin rozgrywa się dramat wszelkiej emigracji - dramat podzielonych celów, dramat nieprzystosowania, dramat pomieszanych języków. "Emigranci" to gorzka sztuka. Jej głębia leży w jej niejednoznaczności: Mrożek miesza konwencje, komedię z dramatem, groteskę z tragedią, ale wszystko to łączy i scala bardzo ludzka prawda.

Najgorsze, co może spotkać "Emigrantów" na scenie, to ujednoznacznienie, poprowadzenie całości w jednej konwencji, dopowiedzenie tego, co w sztuce tak prawdziwe, bo niedopowiedziane. Niestety, taki los spotyka tę sztukę na scenie Teatru Współczesnego w Warszawie, gdzie odbyła się jej polska prapremiera.

Jaka to ważna rzecz: prapremiera nowej polskiej sztuki, sztuki wybitnej, bodaj najlepszej polskiej sztuki od wielu lat - i to teraz właśnie, w dobie rozgorzałych na nowo sporów o współczesną dramaturgię polską, w których to w sporach "Emigranci" są mocnym argumentem.

Tym gorzej więc, że prapremierowe przedstawienie nie spełnia tych nadziei, jakie można by pokładać w znakomitym tekście i świetnej obsadzie, jaką dysponuje Teatr Współczesny. Może za świetnej? Obsadzenie w "Emigrantach" Wiesława Michnikowskiego i Mieczysława Czechowicza to tzw. optymalne wyjście; optymalne, to w tym wypadku znaczy najprostsze - ale zarazem najtrudniejsze: znakomici aktorzy, sprawdzeni wielokrotnie w emploi komediowym, powinni zostać poprowadzeni tak, by bez zatracenia walorów swego aktorstwa, mogli wzbogacić je o nowe treści - te właśnie, jakie tkwią w sztuce.

Tak się nie stało: "Emigranci" stali się niemal wyłącznie komedią. Komedią z akcentami groteski, co widoczne jest w rysunku postaci, w rozwiązaniach sytuacyjnych, a nawet w scenografii. Tak też można - ale czy to wystarczy jako propozycja ujęcia sztuki tak skomplikowanej, jak "Emigranci" Mrożka?

Michnikowski i Czechowicz grają dobrze. Można powiedzieć, że gdyby tak dobrze zagrali w jakiejkolwiek innej sztuce - byłby to sukces sam w sobie. Tutaj jednak aktorstwo, jakie

prezentują obaj świetni aktorzy, razi jednostronnością i tym właśnie, co najbardziej szkodzi "Emigrantom": jednoznacznością. XX Mieczysława Czechowicza jest miejscami bardzo zabawny - ale gdzie podział się tragizm tej postaci? AA w wykonaniu Wiesława Michnikowskiego śmieszy swym "inteligenckim międleniem" - ale gdzie głębokie rozdarcie tego człowieka, widoczne choćby w usuniętym przez reżysera zakończeniu sztuki?

Jest w "Emigrantach" wiele scen, które - nie wątpię - sprawiają poważny kłopot każdemu reżyserowi: na przykład scena darcia pieniędzy czy wieszanie się XX-a, dla których Mrożek ledwo zarysowuje motywacje psychologiczne. Ale jeśli te właśnie sceny zostaną potraktowane wyłącznie komediowo, nie tylko nie stanowi to dla nich ratunku, lecz wręcz przeciwnie, stają się one mało prawdopodobnymi ornamentami dramaturgicznymi. I to w sztuce, która jest z gruntu prawdziwa!

Słowem, wiele ma grzechów na sumieniu Jerzy Kreczmar, reżyser przedstawienia w Teatrze Współczesnym. Nie wątpię wprawdzie, że przedstawienie to będzie się cieszyło powodzeniem, ale chyba lepiej by się stało, gdyby oglądająca je publiczność mogła obcować z "Emigrantami" równie bogatymi myślowo na scenie, jak w lekturze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji