Artykuły

Wielki Teatr Świata

Ci, którzy nie oglądali "Wielkiego Teatru Świata" w Zakopanem musieli być nieco zaskoczeni, kiedy po dosyć długim oczekiwaniu w teatralnym foyer, wprowadzono ich do zupełnie pustej sali im. Heleny Modrzejewskiej. Skonsternowanych uspokajał wszędobylski duchowny, który po chwili przedzierzgnął się we wszechmocnego Autora. "Tu będzie scena, a tu widownia", mówi i grzeczni widzowie siadają na wyznaczonej im części podłogi. "W teatrze musi być światło", dodaje, i w mig zapala się mnóstwo reflektorów. "Musi być też kurtyna" i już boczna, czarna ściana sali rozsuwa się, odsłaniając wozy komediantów. Te wozy, po wtoczeniu na miejsce akcji, przybierają formę mansjonów - izolowanych scenek symultanicznej akcji Teatru Świata.

Za chwilę w każdym z mansjonów zamieszka na czas występu-życia jakaś alegoryczna postać. Ale zanim to nastąpi, Autor rozdaje, tłoczącym się w drzwiach narodzin, aktorom odpowiednie role. Później kurtynki mansjonów odsłaniają się i oczom widzów ukazują się alegoryczne postaci. Każda w swoim ograniczonym światku i jednym kolorze - zielony Wieśniak (Andrzej Jesionek), różowe Piękno (Renata Stachowicz), purpurowy Król (Sławomir Smoczyński), szara Roztropność (Marta Szmigielska). Tylko Biedak (Piotr Dąbrowski) bez własnego kąta, pozbawiony nawet aktorskiego trykotu, szwęda się wszędzie, nigdzie, ani na moment nie zagrzewa miejsca. Na znak Autora każdy rozpoczyna, znaną z tylu bajek i moralitetów, własną akcję. Nad jej przebiegiem czuwa Autor (Tomasz Wysocki) i Świat (Krzysztof Łakomik), który dla Calderona i Dziuka jest tożsamy z Teatrem. Powtarzane za księdzem Baką przez Roztropność przestrogi nie na wiele się zdały. Każdy lepiej lub gorzej grał wyznaczoną mu rolę. Każdy też odchodził z Teatru-Świata w momencie, o którym zadecydował Autor.

U Calderona po scenie odejścia za drzwi grobu następował Sąd i Uczta Eucharystyczna. Wszyscy, prócz Bogacza, zostali odkupieni. U Dziuka był już tylko finał: teatralne, pełne szacunku dla widza, komedianckie ukłony i odśpiewane na bis piosenki. Czy oznacza to, że odcinając głowę Calderonowskiemu przesłaniu - reżyser skłonił się ku Teatrowi Absurdu w jego jarmarcznej wersji? Z pewnością nie. Przecież utrzymane w karnawałowej konwencji sceny nie mają wcale prowadzić do rozpaczy. Są, to prawda, odejściem od kostycznego moralizmu, ale nie w nihilizm. Pozostają w pamięci, powtarzane jak refren, wypowiedziane czystym głosem Prawa Łaski, proste słowa o dobru. I skoro w myśl prastarej zasady Świat jest Teatrem, to i Teatr jest Światem. A jeżeli tak, to jest w Świecie miejsce na to, co czyni prawdziwym człowiekiem: bycie z drugim. Być może nawet nie ma takiego miejsca, które by to bycie uniemożliwiało.

Data publikacji artykułu nieznana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji