Artykuły

Metoda Łumińskiego

Kiedy zaczynałem uczyć, nawet moi tancerze często mówili, że wszystko wymyślam tylko po to, żeby było inaczej. Wielu wywędrowało w świat i kiedy dziś wracają, zapewniają, że widzieli sporo, ale czegoś takiego, co tworzy Śląski Teatr Tańca, nie ma nigdzie.

Z JACKIEM ŁUMIŃSKIM, dyrektorem Śląskiego Teatru Tańca, dziekanem Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie rozmawia Marek Skocza: Jakie plany, jakie marzenia towarzyszyły w 1991 roku tworzeniu przez pana Śląskiego Teatru Tańca? - Kiedy składałem Bytomiowi propozycję powołania teatru tańca i określałem to, co miałby on robić, przyjmowałem pewne założenia, robiłem symulacje tego, co będzie musiało być zrealizowane, co musi się rozwinąć, co będzie trzeba podejmować. Nie miałem wówczas pojęcia kiedy dokładnie to wszystko się stanie, ale gdy dzisiaj spojrzy się na tamten przedstawiony władzom miasta dokument, wyraźnie widać, że wszystko zostało zrealizowane.

Planowałem powołanie szkoły na przełomie tysiącleci, stało się to nieco później, w 2007 roku. Wszystko co wcześniej realizowaliśmy, robiliśmy z myślą o wypracowaniu formuły tej szkoły. Teraz myślimy o stworzeniu miejsca, w którym jej absolwenci będą mogli tworzyć swoje spektakle i artystyczne projekty. Prowadzimy o tym dyskusje z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z Urzędem Miasta. Taniec, jak i fotografia, cieszą się dziś pewnym priorytetem. Warto to wykorzystać. Zwłaszcza że stworzyliśmy pewien rozpoznawalny styl a ludzie ze świata chętnie przyjeżdżają do Bytomia, by się go uczyć. Rozmawiamy o tym z Instytutem Adama Mickiewicza powołanym do promocji polskiej kultury w świecie. I nas interesuje jego program rezydencjonalny dla obcokrajowców - przyjmowanie ich w Polsce i kształcenie na jak najwyższym poziomie. Podczas zagranicznych podróży często indagowani jesteśmy o możliwości studiowania w Polsce, uczenia się na przykład tego co my proponujemy nie gdzieś na kursach w Ameryce, ale u nas, podczas codziennej pracy. Wyrosło u nas nowe pokolenie tancerzy. Wielu działa dziś niezależnie w rozmaitych zakątkach Europy i świata. To też przewidywałem w dokumencie sprzed dwudziestu lat. Większość takich początkowych założeń spełniła się, wiele wciąż spełniamy.

A co jeszcze przed wami?

- Jak mówiłem, pracujemy nad Centrum Choreograficznym, nad czymś co dotąd w Polsce nie funkcjonuje. W Europie takie miejsca niezależnej myśli choreografów, tancerzy, performerów działają już od wielu, wielu lat. Centra dysponują rozdzielanymi poprzez granty funduszami na wspieranie artystów tworzących na bazie ruchu. Dzięki takiemu centrum w Belgii, w której dwie dekady temu taniec współczesny praktycznie nie istniał, dzisiaj się on znakomicie rozwija. Jesienią minionego roku takie centrum pod nazwą: Dom Tańca powołano w Mediolanie. Także Włosi z pięknymi tradycjami baletowymi, ale bez większych osiągnięć w tańcu współczesnym zauważyli, że jest on motorem istotnych przemian w dzisiejszej kulturze. Po dekadzie mówienia o potrzebie takiego spojrzenia i u nas, coś zaczyna się zmieniać. Nie potrzeba do tego powoływania nowej instytucji. Śląski Teatr Tańca dzięki niezależnym dla tego celu funduszom możemy uczynić takim centrum. Miasto wyraża na to zgodę, władze nawet z nami pielgrzymują w tej sprawie do ministerstwa.

Nie zawsze tak było. Pamiętam...

... dawno o tym zapomniałem. Funkcjonujemy normalnie, w przyjaznej atmosferze. Pewnie wpływ na to miało i zaktywizowanie się w Bytomiu nowych, zupełnie innych grup ludzi żywo zainteresowanych tym, co dzieje się w ich mieście.

Przyglądając się waszej działalności, przekonany jestem, że ogromna w tym jest wasza zasługa. Projekty społeczne Śląskiego Teatru Tańca, artystyczna praca z niepełnosprawnymi, osobami starszymi, ze środowiskami zaniedbanymi czy nawet społecznie zagrożonymi to przecież najlepsza forma rozbudzania społeczeństwa obywatelskiego.

- Rozbudzanie i utrwalanie wartości demokratycznych - a taką na pewno jest istnienie społeczeństwa obywatelskiego od zarania mamy zapisane w statucie naszego teatru. Kiedy go stanowiono ten zapis budził zdziwienie, ale upierałem się przy nim, bowiem uważam, że ruch ma bardzo wiele z demokracją wspólnego. Ruch pobudza umysł, przez ruch ludzie stają się bardziej aktywni, dynamiczni, twórczy i otwarci. Nie przypadkiem kolebką tańca współczesnego była Ameryka.

Ale to wszystko działa w obie strony. Kontakt z rozmaitymi odbiorcami decyduje o tym, jak sztuka się rozwija. Osiągnęliśmy to, że nawet wtedy, kiedy realizujemy przedsięwzięcia trudniejsze, nie zawsze jasne dla widza mniej przygotowanego, ma on do nas zaufanie i pewność, że to, co robimy jest dobre i wartościowe, że nie oszukujemy. Nieustanny kontakt nie tylko z widzami, ale i z uczestnikami naszych projektów społecznych, decyduje o kształcie naszych przedstawień i o tym o czym z widzami chcemy rozmawiać.

Wasze doroczne festiwale - Międzynarodowe Konferencje Tańca Współczesnego, poprzez które mamy kontakt z dokonaniami tej dziedziny sztuki na całym świecie, mają utartą formułę. Nie zamierzacie jej zmienić, na przykład w festiwal o charakterze konkursowym

- Nie, skoro nasza propozycja cieszy się powszechnym uznaniem, także bywalców wielkich festiwali w Paryżu, Wiedniu czy Montpellier. Podkreślają, że żaden nie ma takiej, jak bytomski, różnorodności, dynamiki, wszechstronnej wielopłaszczyznowej struktury z gwarancją swobody, możliwości poznawania i uczenia się. Z dyrektorem Romanem Kuśnierzem byliśmy ostatnio w Singapurze na zaproszenie zespołu, który kiedyś poznaliśmy w Japonii. Prowadziłem zajęcia z tancerzami ale rozmawialiśmy też o planowanej współpracy. Choreografowie tego singapurskiego zespołu chcą do nas wracać, bo jak mówią, żaden inny festiwal nie daje im tyle pretekstów przemyśleń i inspiracji.

Co z minionego dwudziestolecia uważa pan za największy sukces pana i Śląskiego Teatru Tańca?

- Po pierwsze: istnienie teatru na arenie międzynarodowej; silne i mocne. Jesteśmy rozpoznawalni. Ważnym jest dla nas i to, że wiedzą o tym również pracownicy wszelkich polskich instytucji powołanych dla promocji polskiej kultury w świecie. Miło mi było słyszeć, że kiedy Amerykanie starali się pozyskać nas na sierpień tego roku w Nowym Jorku, od dyrektora instytutu Polskiego usłyszeli zapewnienie wsparcia ich starań, wszak Śląski Teatr Tańca to gwiazda. Po drugie: zaistnienie teatru w samym Bytomiu, w świadomości jego mieszkańców. Może nie ma ono charakteru masowego, ale jest faktem. Po trzecie: wyrosła na bazie tego, co i jak w Śląskim Teatrze Tańca robimy, szkoła - Wydział Teatru Tańca w Bytomiu Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Piękne jest to, że dla tańca współczesnego wychowuje się nowe pokolenie młodzieży, że ci młodzi wierzą w to, co proponujemy. Kiedy zaczynałem uczyć, nawet moi tancerze często mówili, że wszystko wymyślam tylko po to, żeby było inaczej. Wielu wywędrowało w świat i kiedy dziś wracają, zapewniają, że widzieli sporo, ale czegoś takiego, co tworzy Śląski Teatr Tańca, nie ma nigdzie.

Można to rozwijać gdzie indziej, czy związane jest nierozerwalnie jedynie z pana osobą i pańską osobowością artystyczną?

- Jak wiem, gdziekolwiek pracują moi dawni tancerze, czy w kraju, czy poza granicami, działają według metod wypracowanych w Bytomiu.

Metodę Łumińskiego w skrócie da się zdefiniować?

- Spróbuję. To cielesne podejście do poznawania świata, zbliżone do idei, jakie można spotkać w kulturach pozaeuropejskich, w których rozdział pomiędzy umysłem a ciałem nie nastąpił. Ale wszystko to czynione jest zgodnie z założeniami stworzonymi na bazie polskiej kultury, głownie Kurpiów, Podhala i polskich Żydów, acz nie tylko. W mojej metodzie te wszystkie elementy wzajemnie przenikają się, tworząc coś swoistego. Między innymi z kultury Podhala czerpię ze zjawiska apokopy - zanikania głosu na końcu czy na początku wyrazu, intryguje mnie tempo rubato, które wyznacza taniec jakby pomiędzy nutami, kwestia zmiennego metrum, wpływu sposobu muzykowania na taniec. Silne gardłowe śpiewanie, zarówno górali (helokanie), jak i Kurpiów przekrzykujących szum puszczy interesuje mnie przez sposób gromadzenia w ciele energii i uruchamiania jej dla wybuchu tych głosów. Z kultury żydowskiej, dokładniej - chasydzkiej zaczerpnąłem podział ciała na górną i dolną, z których każda wykonuje inne rytmiczne, niezależne, ale wzajemnie na siebie oddziałujące. To w największym skrócie o zasadniczych elementach metody, w której najistotniejsza jest cielesność - poprzez cielesne działanie człowiek bowiem wchodzi na inny poziom myślenia.

Na zdjęciu: La la land, choreografia Jacek łumiński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji