Artykuły

Lekko i przyjemnie

Tak zwany ambitny lekki repertuar powinien celem zadowolenia wybrednej publiczności zachowywać związek z problematyką swych czasów, ale właśnie w imię lekkości nie powinien wnikać w nią naprawdę. Aby zaś dogodzić wyrobionym gustom, konwencja sztuki powinna pozostawać w kręgu poetyki jeszcze względnie świeżej, ale dobrze już uleżałej i ucukrowanej. Tyle potrzeba do zaspokojenia ambicji i uzyskania dobrego samopoczucia doborowej widowni i tyle właśnie czyni Szczęśliwe wydarzenie Sławomira Mrożka. Problemem wymagającym szerszej osobnej dyskusji pozostałaby tylko odpowiedź na pytanie, w jaki sposób skodyfikowana ongiś przez Martina Esslina poetyka "teatru absurdu" oderwała się od swych pierwotnych, dziś już historycznych założeń światopoglądowych i weszła w obieg codziennego życia teatru jako przyjęty i lekko strawny rodzaj komizmu. Dla widza w teatrze ważny jest jednak tylko fakt, czy w sztuce utrzymuje się przez cały czas napięcie komiczne, a dla zespołu teatralnego - czy są w tej sztuce role "do zagrania".

W pierwszym względzie wydaje się, że reżyser (Erwin Axer) i scenograf (Ewa Starowieyska) zrobili, co było do zrobienia. Komizm dialogu w pierwszym akcie i komizm sytuacyjny aktu trzeciego zagrały pełnym życiem. Natomiast w osiadającym niby środek placka akcie drugim niewiele dało się zaradzić. W razie skrótów nie starczyłoby materiału na cały wieczór teatralny; próba ożywienia scen w rodzinnym łożu przez silniejszy ruch, czy też przez farsę, stanowiłaby zgrzyt w całej dyskretnej w założeniu poetyce Mrożka, a nadto byłaby efektem tanim. Morał stąd płynie taki, że w sztuce o tradycyjnym, konkretnym zapisie dialogu i akcji - gdzie autor nie może, tam i reżyser nie pomoże. Cały czas pomaga natomiast autorowi scenograf, lojalnie pozostawiając miejsce dla tego, co jest u Mrożka najlepsze: dla dowcipów i sytuacji stworzonych dla aktorów.

W ostatnim właśnie z tych względów przedstawienie należy do najlepszych w Teatrze Dramatycznym. Jedyna w sztuce pani - Marta Lipińska, ponętna i szczerze elegancka, potrafiła nie grając właściwie roli komediowej dać cienką satyrę na "środowiskowe" żony i mamunie. Każdy z czterech panów pokazał wysoką klasę własnego, odmiennego aktorstwa. Kazimierz Rudzki (Mąż) zawsze świetnie kontrastujący ogładę i powagę z idiotyzmem opowiadanych lub przeżywanych sytuacji, tutaj stosownie do noszonej przez się bonżurki dał wiele akcentów cieplejszych i miększych niż zazwyczaj. Co do Wiesława Michnikowskiego (Przybysz), to warto byłby przyjść do teatru choćby tylko po to, by zobaczyć jak je on precelek, którym częstuje go Rudzki. Te dziesięć minut sztuki zasługuje na osobne studium z dokładnym zapisem ruchu, fizjonomiki, chrupania i przedzierających się przez nie kwestii roli. W całości stworzył Michnikowski postać dojrzałego hippiesa w tonacji łagodnej satyry, która obowiązuje w całej sztuce. Kazimierz Kaczor wyzyskał w pełni stworzone mu przez autora możliwości komiczne w roli przerośniętego niemowlęcia. Znów warto zwrócić uwagę na szczegóły: jak świetnie nie umie on z początku chodzić, jak zgrabnie, a komicznie wobec swych rozmiarów, zsuwa się z kolan dorosłych, jak wykorzystuje własną, nie zniekształconą twarz jako podstawę najrozmaitszych min związanych z twarzą, a nie nakładanych na nią. Widać tu trzymane w ryzach nowoczesne aktorstwo oparte na doskonałym panowaniu nad całym ciałem jako środkiem wyrazu. Wreszcie, Henryk Borowski wytrawnie poprowadził rolę Starca, wyjętą żywcem trochę z Fryderyki Boya, a trochę ze Strasznego dziadunia Marii Rodziewiczówny, nie bez tego jednak, aby w ostatnim akcie nie nasuwało się ciche pytanie co do pewnej słuszności reprezentowanych przez niego racji. Wskazuje to, między innymi, na uniknięcie uproszczeń także i w tej roli. Słowem, przedstawienie utrzymane przez reżysera w jednolitym tonie zgranego i powściągliwego, a bogatego aktorstwa zapewnia na początek sezonu kulturalną, lekką rozrywkę. Kto by zaś chciał się zastanawiać nad istotnymi sprawami, może sobie poczytać Straszne dzieci Karola Huberta Rostworowskiego, albo porozmawiać z którymkolwiek z praktykujących, choć niekoniecznie piszących o swym zawodzie pedagogów. Lekki repertuar na pewno jednak to nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji