Artykuły

Lekcja pokory

- Muzyka ilustracyjna, zwłaszcza w teatrze, powinna przede wszystkim nie przeszkadzać. Budujesz gmach z pięciu elementów, a potem jeden odejmujesz, żeby było mniej efektownie. Jeśli zaczyna żyć własnym życiem, zaczyna być konkurencją dla sztuki. A to niedobrze - o pracy nad muzyką do "Kolacji dla głupca" w Teatrze Miejskim w Gdyni mówi TYMON TYMAŃSKI.

Borys Kossakowski: W miniony weekend w Teatrze Miejskim w Gdyni odbyła się premiera "Kolacji dla głupca" z twoją muzyką. Ale tej muzyki podczas całego spektaklu było, jak na lekarstwo.

Ryszard "Tymon" Tymański: To fajny tekst, dobry dowcip. Podczas lektury kilka razy pękałem ze śmiechu. Napisałem kilka numerów, do tego jakieś przerywniki. Podczas prób zadrżałem, bo zauważyłem, że na moją muzykę nie ma miejsca. Tekst jest bardzo gęsty, a reżyser, Tomasz Man, robił wszystko, żeby sztuka szła jak najszybciej. Jego zdaniem dźwięki spowalniały akcję. Próbowałem z nim dyskutować, ale przecież to w końcu jego sztuka.

W spektaklu stołecznego teatru Ateneum, który mieliśmy okazję niedawno oglądać w Trójmieście, muzyki nie było w zasadzie w ogóle. Ale przecież Man nie jest początkującym reżyserem. Wiedział, na co się porywa.

- Niby tak. Podczas prób puszczano także dłuższe numery, jednak czułem, że reżyser robi to tylko dla mnie. Koniec końców zrezygnował z większości materiału. Niestety.

Podczas premiery robiłeś jednak dobrą minę do złej gry.

- Cóż, to kolejna lekcja pokory.

Myślałem, że jako zawodowiec nie będziesz podchodził do tematu tak ambicjonalnie.

- To moja wina (śmiech). Powinienem stworzyć muzykę bardziej bezosobową. Muzyka ilustracyjna, zwłaszcza w teatrze, powinna przede wszystkim nie przeszkadzać. Budujesz gmach z pięciu elementów, a potem jeden odejmujesz, żeby było mniej efektownie. Jeśli zaczyna żyć własnym życiem, zaczyna być konkurencją dla sztuki. A to niedobrze.

A może błędem było w ogóle wynajmować kompozytora do tej sztuki?

- Nie mnie to oceniać. Wiem jaki błąd popełniłem ja. Zbyt mocno zaangażowałem się w tworzenie. Skomponowałem tematy bliskie temu, nad czym obecnie pracujemy z zespołem JazzOut, czyli muzyce Theloniousa Monka. Tematy jazzowe, improwizacje, to wszystko jest bliskie memu sercu. Stąd emocje.

Wyciągnąłeś nauczkę na przyszłość?

- Sztuka może pochodzić z natchnienia lub rzemiosła. Wbrew pozorom te dwie sfery nie są oddzielne. Przenikają się. Z natchnieniem jest tak: budzisz się któregoś dnia i znikąd pojawia się muzyka. Potem, gdy kończy się natchnienie, nadrabiasz to rzemiosłem. Natomiast w pisaniu na zamówienie powinno być odwrotnie: rozpoczynasz robotę od zdroworozsądkowego rzemiosła. Jeśli pojawi się tu kapka natchnienia, to na pewno nie przeszkodzi. Jeśli pracujesz jako rzemieślnik, siłą rzeczy mniej się przejmujesz.

Ale droga rzemieślnika to pewien kompromis w życiu artysty?

- To oczywiste. Nie wszystko się robi z miłości do sztuki. Przyznaję, że dwie trzecie moich zajęć to efekty pewnych kompromisów. Dzięki nim mogę się utrzymać i wydawać płyty. Oczywiście, ludzie zarzucają mi, że się rozdrabniam. I też mają rację.

Czy muzyka do "Kolacji dla głupca" poszła na marne?

- Niekoniecznie. Jakoś ją jeszcze wykorzystam. Może wydam ją jako "Tribute to Edmund Niziurski"? (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji