Artykuły

Mrożek bez słów

"Tango" w reż. Piotra Waligórskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Nie, nie tak zupełnie bez słów. Trochę w tym "Tangu" mówią, czasami zawiązuje się coś na kształt konwersacji, sporu, wymiany poglądów. Ale szybko słowa mrą, utopione w ogólnym marazmie.

Marazm panuje od początku. Przez dobry kwadrans obserwujemy mieszkanie, w którym ludzie przewracają się po posłaniach. Łóżko jest jedno, większość sypia prowizorycznie, na polówce, kanapach, fotelu, podłodze. W kuchni, jadalni, sypialni. Jedni w piżamach, inni w ubraniach. Eleonora nawet w butach. Śpią, przewracają się, czochrają, budzą, znowu śpią. Wstanie z posłania niewiele zmienia, tyle że tworzy się kolejka do łazienki na siusiu.

Po tym prologu też niewiele się zmienia. Niektórzy się ubrali, inni już byli ubrani, Stomil człapie w piżamie. Ożywienie jest pozorne, polega na przesiadaniu się z miejsca na miejsce, polegiwaniu, gapieniu się w telewizor, grzebaniu w szafkach, zajmowaniu łazienki. I tak będzie do końca. Marazm w mieszkaniu państwa Stomilów pokazany został przekonująco i dobitnie, tyle tylko, że niezbyt wiadomo, w jakiej sprawie.

Piotr Waligórski w przedpremierowym wywiadzie (na stronie internetowej Bagateli) wyznał, że niepokoi go to, że w "Tangu" tyle się mówi. I że postaci w tym wielosłowiu tracą wiarygodność. Waligórski zostawił więc niewiele słów, co jednak wcale nie poskutkowało większą wiarygodnością postaci. Owszem, bohaterowie pałętają się po domu bardzo wiarygodnie, każdy z nas ma zapewne na sumieniu podobne dni nicnierobienia i piżamowania do wieczora, więc można docenić realizm i umiejętność obserwacji codziennych mikrozdarzeń. Tyle że u Mrożka o coś jego mało wiarygodnym bohaterom chodzi, nawet jeżeli artykułują to niedzisiejszym wielosłowiem.

Waligórski od czasu do czasu pozwala bohaterom przemówić bądź wykonać żywsze gesty, więc orientujemy się, że Artur (Wojciech Leonowicz) jest zgnębiony, a chwilami nawet zrozpaczony rodzinną sytuacją, co objawia się włożeniem głowy do piecyka gazowego. Babcia Eugenia (Alicja Kobielska) czegoś się obawia, wuj Eugeniusz (Paweł Sanakiewicz) snuje jakieś plany, Stomil (Dariusz Starczewski) eksperymentuje, Eleonora (Alina Kamińska) cierpi i traci pamięć, Ala (Małgorzata Piskorz) leży bądź tańczy tango. A Edek (Sebastian Oberc)? Edek okazuje się wrażliwym człowiekiem, lubiącym sprawiać innym przyjemność. Każdy z bohaterów kryje jakąś tajemnicę, nie tyle z powodu wieloznaczności charakteru, ile z powodu skąpych informacji płynących ze sceny.

Pojawia się też nieobecna u Mrożka trójka krewnych - nic nie mówią, czasami się krzątają, czasami po prostu siedzą na kanapie i obserwują. Realistyczna akcja od czasu do czasu przechodzi w "metafizykę": zmienia się światło, sytuacje dziwacznie wyrodnieją, Ala ze świecącą piłką w dłoni tańczy tango. Niewiele jednak z tego wynika, bo wciąż nie wiadomo, po co reżyser zabrał się za tekst, który najwyraźniej mu przeszkadzał. Niechby ciął, przestawiał, nadawał własne znaczenia, byle tylko jakieś znaczenia się pojawiły. A nie tylko rozrzucone szczątki akcji dramatu Mrożka utopione w obrazie domowego marazmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji