Artykuły

Droga przez ogrody

NA TEMAT dramatów Federica Garcii Lorki wypowiedziano wiele sprzecznych czy wręcz niedorzecznych sądów.

Twórczość wielkiego Hiszpana przez lata utożsamiano z Andaluzją - jej folklorem i kolorytem. Czyniło to z wierszy i dramatów twórcy "Domu Bernardy Alba" coś w rodzaju hiszpańskiej Cepelii. Jeśli dodamy do tego, jak ochoczo wplątano Lorce w powojenną walkę klas na wielu polskich scenach, to nic dziwnego, że recepcja jego twórczości była u nas przez lata - mówiąc delikatnie - tendencyjna. W Polsce lat 60. nastąpił wprawdzie renesans zainteresowania pisarzem, ale tym razem był to Lorca śpiewany - z gitarą, w małych, kameralnych salkach lub... przy ognisku. Przyczepiono mu kolejną - mówiąc za Gombrowiczem - gębę. Był już Lorca-Rewolucjonista, Lorca-Cygan, a teraz Lorca-Bard...

Po śmierci generalissimusa Franco do Hiszpanii wróciła z emigracji rodzina poety. Otworzyły się przed wydawcami i badaczami ogromne archiwa, rozpoczęto publikowanie nie znanych bądź nie dokończonych dramatów i wierszy. Ukazała się m.in. "Publiczność" i "Sztuka bez tytułu" - teksty ukazujące Lorce jako dramaturga zbuntowanego i poszukującego, łączącego świat tradycyjnych wartości i nowatorstwa.

Teatr Polski zdecydował się wystawić nie jeden tekst Lorki, lecz stworzyć swoisty montaż trzech dramatów ("Publiczność", "Kiedy minie pięć lat" i "Miłość don Perlimplina do Belisy w jego ogrodzie") oraz wierszy. Pod względem wyrazu scenicznego "Ogrody czasu" - według scenariusza i w reżyserii Adama Opatowicza - nawiązują, być może, do "teatru całkowitego" Tadeusza Kantora, który w 1955 r. wystawił "Czarującą szewcową" - z tańcami, piosenkami, dialogami mówionymi... Był to wówczas przełom w sposobie przedstawiania dramatów Lorki.

Lorca zawarł w wierszach i dramatach wiele ze swych obsesji i onirycznych wizji. Mamy więc wciąż powracający motyw otwartych okien i balkonów (symbol nieskończoności?), galopującego nocą jeźdźca, umarłego dziecka. Świat realny niepostrzeżenie przechodzi w senną wizję, gdzie nie ma wyraźnego podziału na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Odległe od siebie miejsca i zdarzenia nanizywane są niczym korale na sznur dzięki przeszywającemu świat poczuciu niespełnionej, zranionej miłości, "niedokończonej" śmierci, lirycznej tęsknoty za nieuchwytnym...

Muzyczność dramatów Lorki jest ważnym tropem, którym poszli twórcy "Ogrodów czasu". To nie tylko muzyka brzmiąca w piosence czy tańcu - to także wyrazisty, intensywny rytm, który czyni z wielu pozornie zwykłych sytuacji poetycką metaforę, uniwersalny i ponadczasowy rytuał... Ten niezwykły balans żywiołu lirycznego i dramatycznego, słowa i rytmu, znaczenia i brzmienia stanowi o niepowtarzalności teatralnych tekstów Lorki - jest też siłą szczecińskiej realizacji. Odnajdujemy ją w scenografii Jana Banuchy - oszczędnej, skąpanej we wszechobecnej czerwieni mającej prawo kojarzyć się z miłością lub duszą. Ciemna otchłań w głębi sceny działa niepokojąco, jak złowroga przestrzeń poza "ogrodami czasu", w których streszcza się los don Perlimplina i Belisy (bardzo dobre role Edwarda Zentary i Olgi Adamskiej), Młodzieńca (Tomasz Mandes), który przegrywa z Trzema Graczami (Adam Zych, Sławomir Kołakowski i Jacek Piotrowski) życie; gdzie Maski Snu i Czasu przeobrażają proste historie miłosne w rodzaj filozoficznej suity o wędrówce w głąb wyobraźni i samotności. Wciąż mam w uszach muzyczne motywy (Jan Kanty Pawluśkiewicz) przełożone na lapidarne i ekspresyjne układy taneczne (Janusz Józefowicz). Ludzie i sytuacje zanurzają się w przypominające stojącą wodę lub znieruchomiały wiatr - ogrody czasu; są jak sen na poły intensywny i gorący od namiętności, a na poły złowrogi jak koszmar.

Oczywiście, ważną funkcję w przedstawieniu pełni muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza. Zawiera dobre proporcje czegoś, co można nazwać ilustracyjnością oraz samoistnego bytu na równi ze scenografią czy światłem współtworzącego przedstawienie. Muzyka, niczym odrealniające światło, nadaje zdarzeniom wymiar poetycki.

Mimo że mieszanie różnych tekstów zawsze jest zabiegiem mniej lub bardziej ryzykownym - scenariusz Opatowicza wydaje się spójny. Głównie za sprawą wydobycia najistotniejszych cech teatru Lorki i jego tematów-obsesji, obecnych w każdym dramacie i w każdym wierszu. A droga od niespełnionej miłości do niechcianej śmierci wpisana jest w kondycję ludzką od zawsze. "Ogrody czasu" - to z pewnością pierwsza od dłuższego czasu udana premiera Teatru Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji