Artykuły

Z powodu "Panny Rosity"

Jesteśmy w ostatnim czasie świadkami zastanawiających omyłek repertuarowych w teatrze. Omyłek różnego rodzaju. Czasem polegają one na wznawianiu "na siłę" utworów zasłużenie pogrążonych w niepamięci, innym razem na wyborze sztuki, nieodpowiedniej dla typu i możliwości danego teatru, jeszcze innym razem na unikaniu repertuaru bojowego, współczesnego.

Parę przykładów: nikomu nieprzydatne odgrzebanie lichej reakcyjnej komedii Dmuszewskiego "Starosta Jan Grudczyński" (teatry dramatyczne w Stalinogrodzie) zdobyło sobie smutny rozgłos w Polsce; podobnie zbędne, co więcej szkodliwe, okazało się wznowienie komedii Narzymskiego "Epidemia" (Teatr im. Słowackiego w Krakowie); teatry dramatyczne w Krakowie i w Poznaniu niemal wyłącznie ograniczają się do sztuk klasyków i sztuk realizmu krytycznego; itd.

Jednym z podobnego typu przykładów omyłek repertuarowych jest wystawienie w Teatrze Ludowym dramatu Lorki "Panna Rosita niezamężna, czyli mowa kwiatów". Teatr Ludowy wykazuje pod obecną dyrekcją dużą ruchliwość i ma w swym dorobku tak udatną pozycję jak przedstawienie komedii Ostrowskiego "...i koń się potknie". Tym bardziej należy żałować, że ambicje repertuarowe i odwagę poszukiwań zwrócił tym razem w niewłaściwym kierunku.

Zamordowany przez faszystów na progu wojny domowej Garcia Lorca był pisarzem ściśle związanym z ludową sztuką Hiszpanii ale zarazem bardzo swoiście odbijającym wpływy literatury modernistycznej. To go uczyniło pisarzem po trosze niezrozumiałym, egzotycznym. W dramatach jego trafiamy na różne nastrojowości i mglistości, których patronem był Maeterlinck, a w Polsce autor "Adwokata i róż", Szaniawski. "Panna Rosita", ostatnie dzieło dramatyczne Lorki jest sztuką psychologiczną, posępną i mroczną, choć rozgrywaną pod palącym słońcem południowej Hiszpanii. Jest to przy tym udramatyzowana liryka, w której melorecytacja odgrywa przemożną rolę. Dziwaczny temat (dziewczyna, 25 lat biernie wyczekująca na niewiernego narzeczonego), pajęcza nić akcji utkanej z nastrojów, aluzji i skomplikowanej symboliki nie mogą tej sztuki czynić atrakcyjną dla teatru i widowni realistycznej. Estetyzującym snobom może się wydać "bardzo głęboka". W istocie nie odznacza się "głębią" ani pesymizm, którym jest przepojona, ani jej filozofia mocno tracąca egzystencjonalizmem. Tonik krytyki społecznej (mieszczańskiej obyczajowości) jeżeli w ogóle daje się dosłyszeć, brzmi cieniutko i bojaźliwie. Czy w polskim i zagranicznym repertuarze nie było już żadnego utworu, bardziej nadającego się do zagrania w Teatrze Ludowym?

Reżyseria "Panny Rosity" stanęła przed nierozwiązalnym zadaniem: jak tego rodzaju sztukę pokazać w stylu realistycznym. Nie wyszło. Wyszły za to natrętnie na jaw jej mielizny i puste miejsca; a poetyckie postacie, zwiewne jak płatki róż, o których tyle się mówi w tej "Mowie kwiatów", pogrubiły się do jakiejś fałszywej parodii. Powstał rozbrat autora z reżyserem, a także aktora z tekstem, bo również gra poszczególnych aktorów, zwłaszcza przyjaciółek Rosity, stała się klasycznym przykładem nieporozumienia; więcej w tych starych i młodych pannach było z Bałuckiego niż z Lorki.

Trudności powstały również z rolą Gospodyni. Tej Gospodyni (Zdzisława Życzkowska) przypada w sztuce ważna rola reprezentantki ludowości pojętej w duchu Lorki; tymczasem Życzkowska traktuje swoje zaklęcia i gusła w duchu farsowym. Rozumiemy jej intencje i przyznajemy, że czarowania, potraktowane "serio", byłyby też nie do zniesienia: istna kwadratura (niepotrzebnego) koła.

Bliżej Lorki znajdują się role Wuja (Zenon Laurentowski) i Ciotki (Aldona Jasińska), chociaż Jasińska dopiero w ostatnim akcie zdobywa się na dramatyzm, potrzebny w tej postaci.

Jeszcze bliżej Lorki ustawał swą dobrze opracowaną rolę Kazimierz Zarzycki, a dobrze poradził sobie z domem Rosity Strzelecki: jego dekoracja to najbardziej hiszpański element przedstawienia.

W tytułowej roli sztuki wystąpiła Irena Eichler. Oto nowe nieporozumienie! Eichlerówna należy do czołowych aktorek polskich, zasługuje na jak najtroskliwszą opiekę, uwagę, doświadczoną rękę reżyserską. A tymczasem Eichlerówna coraz lekkomyślniej zużywa swój wielki talent w rolach, nie odpowiadających jej warunkom i popełnia omyłki artystyczne, jakich byliśmy świadkami w Teatrze Nowym (Hanka z "Moralności pani Dulskiej"), Teatrze Współczesnym (w sztuce Fasta), w Teatrze Satyryków. Do tej przykrej listy dołącza się obecnie Teatr Ludowy. Świadczy to o jakimś fałszywym podejściu i Eichlerówny i Centralnego Zarządu Teatrów do zadań Eichlerówny w teatrze polskim. A i sprawa należytego gospodarowania kadrami aktorskimi bynajmniej nie jest błaha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji