"Oresteja" Ajschylosa
Jest się bezradnym i bezbronnym wobec tego arcydzieła i cokolwiek chciałoby się powiedzieć o wrażeniach, musi się je wyrazić w superlatywach. Uczestniczymy w najgłębszych konfliktach, jakie sztuka stworzyła, i oddychamy atmosferą moralno-religijną o najwyższym napięciu. Świadomość, że jesteśmy u źródeł artystycznego prawodawstwa moralnego, które weszło w obręb naszych pojęć o tym, co ludzkie i boskie, a zwłaszcza świadomość, że ten podniosły, uscenizowany dytyramb jest początkiem sztuki europejskiej - jest przeżyciem równie silnym jak sam przebieg tragicznych perypetyj utworu. Lecz najsilniejsze wrażenie sprawia to, że utwór ten mierzy w nas samych, w naszą epokę i nasze eschatologiczne czasy.
Tragedia Ajschylosa jest bowiem tragedią o zbrodni, o karze i pokucie. Przeżywaliśmy zbrodnie wojenne, z których nie możemy się jeszcze otrząsnąć, i wiemy, tak jak mówi się o tym w trzeciej części "Orestei", że łańcuch zbrodni musi być przerwany, że wrócimy do równowagi moralnej tylko wtedy, gdy znowu odczujemy w sobie wstrząs z powodu każdej zbrodni, każdej krzywdy.
Mowa tej wielkiej tragedii jest mową współczesną, a jej wysokie napięcie stawia nas na szczytach ludzkiego mocowania się z losem.
Budowa "Orestei" jest zadziwiająco prosta. Oto po zwycięskiej walce w Troi - wraca z wojny król Agamemnon. Chór, oczekując tryumfalnego wjazdu króla, przypomina o dziejach królewskiej wyprawy. Już wtedy przepowiedziano królowi nieszczęście. Pojawienie się królowej Klitajmnestry potęguje niepokój chóru. W pałacu Atrydów kryje się tajemnica przyszłych wypadków. Od pierwszych słów Klitajmnestry czujemy zapowiedź tragicznych zdarzeń, choć jej słowa wyrażają pozornie radość z powrotu męża. Król zjawia się, a wraz z nim przybywa branka, Kassandra. Wypadki posuwają się szybko. Kassandra w swym proroczym natchnieniu widzi przygotowującą się zbrodnię, której ofiarą padnie Agamemnon i ona sama. W chwili, gdy Kassandra weszła już do pałacu, słyszymy krzyk króla mordowanego przez Klitajmnestrę. Gdy się odsłania wnętrze pałacu, widzimy królową obok zwłok zamordowanego Agamemnona i Kassandry. Współwinnym tej zbrodni okazuje się Ajgistos, który przybywa z orszakiem swych zbrojnych ludzi. Chór wstrząśnięty zbrodnią zapowiada karę i wymienia mściciela, którym będzie Orestes, syn Agamemnona i Klitajmnestry.
Druga część trylogii "Choefory, czyli Ofiarnice" jest spełnieniem zapowiedzianej zemsty Orestesa. Myślą o zemście żyje siostra Orestesa, Elektra, która czeka na zjawienie się brata, przebywającego na dworze królewskim w Fokidzie. Pojawiwszy się, Orestes używa podstępu, opowiada matce, która go nie poznała, że Orestes nie żyje. Klitajmnestra pragnie zjednać sobie przybysza i zaprasza go do pałacu. Tutaj dokonuje się zemsta, której ofiarą pada najpierw Ajgistos, później Klitajmnestra. Zbrodnia jej pociągnęła za sobą zbrodnię Orestesa, który świadomy swego okropnego czynu wie, że nie zazna spokoju, dopóki nie nastąpi oczyszczenie i dopóki nie uzyska przebaczenia bogów. Prześladują go gniewne, złe i mściwe Erynie.
Trzecia część jest rozprawą i i sądem, w którym biorą udział ludzie i bogowie. Ma się tu osądzić czyn Orestesa przed najwyższym trybunałem w świątyni delfickiej i w świątyni na Akropolu. Orestes zostaje uwolniony a Erynie, domagające się zemsty, są pokonane. Czyn Orestesa dokonał się z woli Apollona, ale odtąd przerywa się krąg mściwości. Erynie, którym bogowie nakazali wzniecać w ludziach uczucia zemsty - teraz otrzymują inne zadania: będą zsyłały błogosławieństwo na Ateny. Przybierają także nowe miano Eumenid, bogiń łaskawych.
Straszliwy krąg zbrodni rodowej jest przesycony poszukiwaniem zachwianego ładu moralnego człowieka i społeczności. Orestes zostaje uwolniony, ponieważ odtąd nie jednostka, lecz prawo i państwo wymierzać będą sprawiedliwość. Przemiana Erynij w Eumenidy jest przekształceniem prawa jednostki, prawa anarchicznego w prawo ładu i sprawiedliwości.
Problem moralny Orestesa przejął Ajschylos na płaszczyznę socjalną. Jego los oddał w ręce państwa, które według woli Zeusa ma być najdoskonalszym wyrazem sprawiedliwości.
Czy tak samo odczuwamy tę sprawę? Na pewno nie. Problem zbrodni i wyjście z niej, możliwość oczyszczenia się, przeistoczenie winy w pokutę i ofiarę - to są już kręgi innej kultury, należące do innego świata niż ten, w którym żył i działał wielki tragik Ajschylos.
Pozostawiając na uboczu samą sprawę rozwiązania tragicznych pe-rypetyj - co wymagałoby obszerniejszej analizy - powiedzmy od razu, że wszystko w tym arcydziele zdumiewa. Zdumiewa budowa utworu, oszczędna, świadoma procesów narastania i elementów niespodzianki dramatycznej. Powtarzalność pewnych sytuacyj potęguje wrażenie przez wspaniałą rytmiczność dramaturgicznej akcji. Napięcie wzrasta i choć zdarzają się retardacje, są one wytłumaczone w późniejszym przebiegu. Ale nade wszystko przejmują nas bohaterzy tej tragedii. Naturalnie - w porównaniu z Eurypidesem są to jeszcze posągi - idee, monolity, spiże i marmury. Mimo to postacie "Orestei" władają nami od pierwszej chwili, są w pewien sposób prawdziwe i ludzkie, bogate i zróżnicowane. Obok Agamemnona - Klitajmnestra i Ajgistos, obok Elektry - Orestes, ten pierwowzór Hamleta!
Źródła konfliktów mieszczą się w ludziach i mieszczą się poza nimi, w świecie boskim, którego interwencja w losy ludzkie jest jednym z elementów tragicznych perypetyj. Żarliwa atmosfera moralna, świadomość głęboka życia i śmierci sprawia zapewne, że wraz z bohaterami, z ich losem, z ich cierpieniem wstępujemy na szczyty ludzkiej samowiedzy.
Wystawienie "Orestei" przez Państwowy Teatr Polski świadczy o największych ambicjach repertuarowych. Sam fakt zaprezentowania arcydzieła literatury klasycznej zbiega się z głębszą potrzebą naszej epoki, w jej powiązaniach z myślą starożytnych, czego dowodzą liczne utwory współczesne, nawiązujące do tematyki helleńskiej. Nie jest to jedynie moda. Decyduje tu pokrewny stosunek do zła, do cierpienia, do samego zjawiska tragiczności, a zwłaszcza do zagadnień moralnych. Słuchając "Orestei", nachylaliśmy ucha na te właśnie kwestie, niejako programowe i deklaratywne, mniej przejmując się samym krwawym przebiegiem zdarzeń. I tu powiedzmy szczerze - inscenizacja A. Szyfmana, mimo uznania dla olbrzymiego wkładu energii i entuzjazmu - nie ujawniła wyraźnie swych zamierzeń, ani nie ujawniła w sposób jasny najważniejszych problemów utworu. Zdaje się, że w "Orestei" największą wymowę dla współczesnego widza ma to, co jest ładunkiem moralno-religijnym, choć nie lekceważy się bynajmniej tego, co jest zjawiskiem czysto estetycznym, którego się nie da wyodrębnić od wyrazu ideowego utworu. Stąd ważna rola chórów, które zarówno są osobą dramatu jak i interpretatorem filozoficznego sensu zdarzeń. Chóry nie miały jasnej koncepcji inscenizacyjnej, tak jak nie miały jej postaci dramatu. Całość wskutek tego była niejednolita, co zwłaszcza dobitnie wystąpiło w potraktowaniu głównych bohaterów "Orestei". Mieliśmy wielość tonacji i wielość stylów, zamiast jednolitego charakteru artystycznej ekspresji, co nie wyklucza podkreślenia indywidualnych cech każdej z działających osób. Zestawienie tonacji artystycznej Klitajmnestry z tonacją Pallas Ateny, a zwłaszcza Kassandry z Elektrą - to nie tyle różnice indywidualności, ile raczej różnice stylów gry. Być może, że wskutek tego trzecia część "Orestei", ów patetyczny dytyramb na cześć sprawiedliwości - nie wywarła tego wrażenia, jakie by mogła wywrzeć, gdyby inscenizacja za punkt wyjścia wzięła nurt ideowy tej właśnie części utworu.
Muzyka Tadeusza Szeligowskiego była raczej ilustracją niż koniecznym, odrębnym elementem artystycznym. Dekoracje Wacława Borowskiego, monumentalne i ciekawe w szczegółach, budziły zastrzeżenia w trzeciej części, zwłaszcza cały pierwszy plan, który nie wiadomo co mógł oznaczać.
Gra artystów, aczkolwiek niezharmonizowana, dawała w poszczególnych partiach rezultaty interesujące. Wymieńmy z uznaniem Wojciecha Brydzińskiego, Zofię Małynicz, Jana Kreczmara, Elżbietę Barszczewską oraz podkreślmy ofiarność artystów, występujących w chórze starców, Erynij i służebnic.
Mimo wielu bardzo poważnych zastrzeżeń, wysiłek wszystkich artystów i pracowników technicznych w realizacji tego arcydzieła pod kierunkiem dyr. A. Szyfmana zasługuje na uznanie. Wielką rewelacją przedstawienia jest wspaniały przekład Stefana Srebrnego. Słuchaliśmy tekstu prawdziwie poetyckiego; mówiono ze sceny mową polską tak bogatą i piękną, jakiej dawno nie słyszeliśmy w teatrze. Przekład Srebrnego, zasługujący na odrębne, obszerne omówienie, jest największym wkładem artystycznym w przedstawieniu "Orestei".