Artykuły

Klasyka i współczesność

Po kliku wielkich i trudnych przedstawieniach scenicznych przeniesionych na mały ekran, teatr TV trzema kolejnymi premierami w "poniedziałkach" powrócił do własnych, studyjnych form adaptacji dramatu i prozy.

Łódzka realizacja świetnej komedii Lope de Vegi "Dziewczyna z dzbanem", pierwsza bodaj rzeczywiście udana filmowa adaptacja w teatrze TV, czyli "Wielki człowiek" według powieści Al Morgana w reżyserii Andrzeja Chrzanowskiego i współczesny dramat radziecki "Doktor Nazarow" w reżyserii Jana Bratkowskiego - to trzy przykłady dobrej roboty aktorskiej i reżyserskiej oraz repertuaru wprawdzie nie z najwyższych pięter literatury, ale wdzięcznego, jak Lope de Vega i społecznie przydatnego, jak dwa pozostałe scenariusze.

DZIEWCZYNA Z DZBANEM

Telewizyjnie tradycyjny spektakl "Dziewczyny z dzbanem" zalecał się sprawną reżyserią Bogdana Baera, dobrym tempem i wielką starannością wykonawczą ze strony całego zespołu. Wśród większości udanych ról prym jednak wiodły panie. Piękny liryczny ton i zarazem temperament objawiła Małgorzata Bogacka-Wiśniewska jako Donia Maria, natomiast Mirosława Marcheluk-Poulain w roli Doni Anny - aktorstwo zrównoważone, powściągliwe, dojrzałe. W opracowaniu roli zwracała uwagę dbałość o styl postaci, o jej zgodność z hiszpańskim rodowodem tego XVII-wiecznego teatru. A to niemało w czasach, gdy w odczuciu większości aktorów kostium "załatwia" wszystko. Żywość i wdzięk młodości zademonstrowała także Łucja Żarnecka jako służąca Luiza. W postaciach gorących Hiszpanów najbardziej przekonywający był chyba Mirosław Szonert w charakterystycznej roli Don Bernarda i sam reżyser w epizodycznej postaci właściciela gospody. Andrzej May jako Hrabia bardziej świadom konwencji niż ufny we własny temperament z niejaką szarżą szeleścił miłosnymi sonetami i rodowymi tytułami. Postać Don Juana, w komedii tej blada i mało wyrazista, wymagała aktorskiego dopełnienia, co się chyba niezupełnie powiodło Januszowi Peszkowi. W całości jednak wielobarwny teatr Lope de Vegi raz jeszcze zyskał w TV udany kształt widowiskowy.

WIELKI CZŁOWIEK

Wspieramy teatr TV od lat, drukując fotoreportaże z planu nagrań ważniejszych spektakli. Andrzejowi Chrzanowskiemu i znakomitemu zespołowi wykonawców "Wielkiego człowieka" poświęcilibyśmy nasze skromne łamy przed wieloma innymi pozycjami, które w ostatnim półroczu anonsowaliśmy. Cóż jednak, skoro osobliwe duchy rządzą kulisami telewizyjnej sceny - w żadnym z zestawów informacyjnych, jakie otrzymujemy z redakcji TV, "Wielkiego człowieka" nie było.

A wydarzeniem stał się ten spektakl z racji swojej zawartości treściowej i walorów wykonawstwa. W adaptacji telewizyjnej powieść Morgana zyskała odniesienia szersze. Demaskowana z pasją mechanika manipulowania amerykańską opinią publiczną przez nowoczesne systemy przekazu odnosić się przecież może do rzeczywistości amerykańskiej w takim samym stopniu, co i innych współczesnych społeczności. Słowem "Wielki człowiek" Lesława Bajera i Andrzeja Chrzanowskiego wg Al Morgana to dramat społeczny naszych czasów, smutna sztuka o sterowaniu ludzkim myśleniem, kreowaniu mitów, jakże często fałszywych i złudnych wyobrażeń o świecie zachwianych wartości, świecie w którym dobroduszność jest upozorowana, prawda dwuznaczna, bogactwo iluzją. Radio u Morgana, telewizja w spektaklu Chrzanowskiego - to potęga, ale odrażająca nie tylko dlatego, że obnaża mechanikę pewnych zjawisk, ale też ukazuje ludzi - reżyserów tego tańca kłamstwa. Są to niestety osobnicy przeżarci cynizmem, jednostki w których tkwią głębokie pokłady pogardy wobec wszystkich ludzi - słuchaczy i twórców, widzów i ludzi telewizji, czyli rzeszy prezenterów, aktorów, programowców. Choć wszystko to nienowe, spektakl robi jednak wrażenie, uderza w sedno, kompromituje jeden z najsilniejszych współczesnych kanałów oddziaływania na świadomość ludzką. Spektakl mocny i dobrze zrobiony. W warstwie scenariusza, jak i realizacji. Odcedzając wiele wątków ubocznych powieści, autorzy scenariusza zapewnili całości logiczny tok narracji, a nawet pewien układ dramaturgiczny bardziej zwarty niż wymagałby scenariusz filmowy. Ponadto - jak już wspomniałam - przenieśli akcję ze środowiska radia do telewizji, co zaktualizowało i w znacznej mierze wyostrzyło krytyczną wymowę widowiska.

W realizacji spektakl Lesława Bajera i Andrzeja Chrzanowskiego stanowi rezultat twórczego wykorzystania środków filmu w teatrze TV. Chrzanowski swobodnie korzysta z techniki montażu, buduje poszczególne kadry i sekwencje jakby poruszał się w rzeczywistości nieinscenizowanej. Dramat jednego sprawiedliwego w świecie trawionym gorączką zysku, w pogoni za pieniądzem zdobywanym szantażem, cwaniactwem, bezwzględną walką rozegrany został w planie zbliżeń, w zagęszczonej kameralnej optyce. I przez to także stał się wyrazistszy, bardziej znaczący. W spektaklu Chrzanowskiego oglądaliśmy koncert gwiazd, co jest jeszcze przykładem, że szczęśliwie odnajdują się inteligentni reżyserzy z wielkimi aktorami ilekroć wspólnie próbują stworzyć coś społecznie i artystycznie znaczącego. W przedstawieniu udział wzięli, przypomnijmy: Mariusz Dmochowski, Piotr Fronczewski, Bronisław Pawlik, Edward Dziewoński, Beata Tyszkiewicz, Leszek Herdegen, Jan Englert, Szczepkowski i wielu innych.

DOKTOR NAZAROW

Sztuka radzieckiej spółki autorskiej Walerija Brumela i Jurija Szpitalnego "Doktor Nazarow", mimo iż znalazła się w repertuarze telewizji dzięki przekładowi wybitnego krytyka teatralnego Jerzego Koeniga, nie sięga poziomu wielu pozycji ze współczesnej literatury radzieckiej wcześniej udostępnionych polskim czytelnikom i widzom. Drąży wprawdzie tę samą sferę zjawisk społecznych co scenariusze Gelmana, Dworieckiego czy opowiadania Trifonowa, to znaczy konformizm postaw, który prowadzi nierzadko do nadużyć społecznych, ale autorom "Doktora Nazarowa" brak swobody pisarskiej, umiejętności operowania literackim skrótem, kreacją o znamionach typowości. "Piszą" na scenie, w naszym przypadku przed kamerami TV, trochę przydługi reportaż na temat nadużycia popełnionego z instytutów naukowych. Sprawa wydaje się wstrząsająca, jeśli zważy się, że mowa nie o jednym zdarzeniu, ale o systemie, w którym podobne sytuacje są możliwe. A ile nadużyć rozplątać może dobry minister, ile w ogóle spraw ze wszystkich republik może dotrzeć do tegoż ministra?

Refleksje to niewesołe, a jednak spektakl zainteresował. Przypomniały nam się sukcesy Miczurina i w ogóle wiele optymistycznych akcentów wynikających z niezachwianej wiary w postęp tak charakterystycznej dla całej twórczości Kraju Rad z pierwszych lat po rewolucji. Swobodne kojarzenie z refleksją krytyczną na temat rzeczywistych zjawisk życia społecznego tworzy jednak obraz obraz mało spójny i przekonywający. Na szczęście widowisko ratowała nasza żelazna drużyna, wielce zasłużona i doświadczona w pogłębianiu, dowartościowywaniu i uprawdopodobnianiu postaw i zachowań bohaterów ze współczesnej literatury scenariuszowej. Niezawodny raz jeszcze okazał się Ignacy Machowski, mały majstersztyk ze swego epizodu uczyniła Ryszarda Hanin, w niezbędny ton szczerości i rysy indywidualne wyposażyli swe postaci Józef Dariusz jako Nazarow oraz Ewa Żukowska, Piotr Pawłowski, Janusz Kłosiński i inni. Trzy ostatnie tygodnie przyniosły więc w teatrze TV trochę klasyki współczesności obcej i niejasne przeczucie, że powoli zbliżamy się znów do bardzo długiego sezonu ogórkowego...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji