Artykuły

Medee rodzą się co dzień

W repertuarze teatru czę­stochowskiego, dobieranym pod kątem współczesnej pro­blematyki, "Medea" Jana Parandowskiego zajmuje odręb­ne miejsce.

Przede wszystkim - wy­stawiona w drugim sezonie dyrekcji Augusta Kowalczy­ka, a więc w okresie trwającego w najlepsze "ekspery­mentu" - pełni funkcję klasyki. Predestynuje ją do tego sam temat, zaczerpnięty z greckiego mitu, a także styl i język - klasyczna polszczyz­na Parandowskiego. Ale nie ze względu na swoje mitolo­giczne pochodzenie i greckie realia jest chętnie, a nawet z entuzjazmem przyjmowana w Częstochowie przez młode­go widza.

Zagadnienie zgodności fa­buły "Medei" z mitologią, a nawet "Mitologią" Parandowskie­go może być rozpatrywane z pożytkiem w szkole, nato­miast dla dorosłego widza, nie filologa, byłoby to zajęcie równie interesujące jak bezinteresowne, gdyż prowadzą­ce do nikąd. Bo Parandowski inaczej traktuje mit niż inni pisarze, również zako­chani w antyku lub podkarmiający nim swoją wyobraź­nię. Mit nie jest u niego ka­talizatorem, wyzwalającym fi­lozoficzną prawdę o człowie­ku i jego losie, jak u Sartre'a, ani źródłem logiczno-moralizatorskiego paradoksu, jak u Kołakowskiego, ani tym mniej wygodną sztancą, przykłada­ną do współczesności jak u Giraudoux, który nieomylnie inkasuje efekty komiczne, oparte na anachronizmach.

Parandowski posługuje się mitem, aby opowiedzieć his­torię wprawdzie nam współ­czesną, ale wyjątkową, nie na­dającą się do uogólnień. Co prawda, jego mitologiczne imiona są maskami, pseudo­nimami naszych krewnych, przyjaciół, znajomych, a aneg­dota "Medei" historią, która mo­głaby się zdarzyć na każdym piętrze każdej wielkomiejskiej kamienicy, ale tylko w tym zestawieniu charakterów, któ­re przedstawia Parandowski. Bo w rzeczywistości jego "Me­dea" jest współczesnym dra­matem psychologicznym, tra­gedią wynikłą z takiego a nie innego zestawienia charakte­rów. Mitologiczna maska zda­rzenia i piękna, poetycka for­ma awansują do rangi klasy­cznej tragedii wypadki, któ­re, opowiedziane płaskim ję­zykiem przez ludzi we współ­czesnych kostiumach, złożyły­by się na jeszcze jeden melo­dramat, a podane nonparelem w gazecie nie zajęłyby naszej uwagi bardziej od innych ko­munikatów z zakresu kroniki sądowej. (Jak Parandowski upoetycznia swoją opowieść, można sprawdzić choćby na relacji z tragicznego zakoń­czenia wątku Medei: może to być potrójna śmierć matki-dzieciobójczyni, może być i odejście. Rzecz jest pięknie wieloznaczna).

Wracając do podskórnego nurtu "Medei", który płynie współczesnym rytmem, moż­na by tak, wulgarnie, przed­stawić fabułę, którą codzien­nie powiela życie: obdarzona wybitnymi zdolnościami, usto­sunkowana, dobrze osadzona w swoim środowisku kobieta, pomaga mężczyźnie, który jest w jej kraju cudzoziem­cem i człowiekiem niezna­nym. Dzięki niej, dzięki Me­dei Grek Jazon robi karierę, po czym wraca do Grecji, zabierając ze sobą Medeę. Tu, przeszczepiona nagle do inne­go środowiska, Medea staje się intruzem, tym uciążliwszym, im jest silniejszą indywidual­nością. Bo "inność" Medei to skutek w równej mierze obce­go pochodzenia jak i osobni­czej oryginalności. Ta inność przeciętnemu zjadaczowi chle­ba z otoczenia męża wydaje się początkowo dziwactwem, później coraz bardziej piętnem zbrodni. Jazon, jak i Medea, to nie żaden potwór, tylko normalny człowiek postawiony w specjalnej sytuacji. Wdzięczność i podziw, należne Medei, co­raz bardziej mu ciążą. Od pięknej i mądrej żony, od uczuć wdzięczności i podziwu, jakie jej się od niego słusz­nie należą, odpoczywa w to­warzystwie młodej, ubóstwia­jącej go panienki, przy której nie musi się wysilać. Nie bez wpływu na jego uczucia jest również społeczny konsens no­wego stanu rzeczy i społeczna sytuacja panienki. Czym w Kolchidzie była Medea, tym w Koryncie - Kreuza; nawet czymś więcej, bo następczy­nią tronu. I oto przed Jazonem-wygnańcem otwierają się perspektywy najwyższych za­szczytów, przed Jazonem-mężem - perspektywy spokoju przy boku potulnej, słodkiej żony, odpoczynku od cudzo­ziemki, intelektualistki czy czarownicy, którą los napięt­nował innością.

"Medea" jest utworem kame­ralnym; mimo że przedsta­wienie telewizyjne zdobyło słusznie na festiwalu Telewi­zji pierwszą nagrodę, na sce­nie częstochowskiej wypadło, moim zdaniem, ciekawiej. Sce­nografia Zofii Góralczyk w znacznej mierze kolorem wła­śnie podkreślała odrębność, gwałtowność, może nawet barbarzyństwo królewny z Kolchidy, jej wyobcowanie ze śro­dowiska Greków. Umiłowaniu harmonii, spokoju, regularno­ści życia i upodobań Koryn­tian przeciwstawia autor, a za nim scenograf, wewnętrzny niepokój, namiętność i roman­tyzm półboskiej a półdzikiej i bajecznej uciekinierki z Kol­chidy. Sprzeczności te ukazu­je dialog dwóch rywalek przy krosnach; regularny ornament tkaniny określa charakter Kreuzy, dobrze wychowanej, statecznej panienki greckiej. W teatrze częstochowskim jest to kluczowa scena: spięcie dwóch racji, dwóch przeciwstawnych charakterów. W tym dialogu zarówno Krysty­na Wodnicka jako Medea, jak i Barbara Bargiełowska w ro­li Kreuzy wykazują się kun­sztem aktorskim i szlachetną dyskrecją. Aleksander Strokowski jako reżyser inteli­gentnie podkreślał te partie tekstu które stwarzały okazję metaforycznego odczytania.

"Medea" Teatru Dramatyczne­go w Częstochowie jest przedstawieniem wyrównanym ak­torsko, że wymienię jeszcze tylko Augusta Kowalczyka - Jazona i Wiesława Tomaszew­skiego - Kreona.

Przedstawienie to mogłoby śmiało konkurować na festi­walu wrocławskim ze współ­czesnymi sztukami psycholo­gicznymi; twarz współczesne­go człowieka wygląda spod antycznej maski nie natręt­nie - jak u niektórych in­nych pisarzy - ale nieodmiennie i stale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji