Artykuły

Z łyżwami w "herbie"

W zestawie dań, które nam proponuje TV w ostatnim czasie na szczególną, jak mi się wydaje, uwagę zasługuje program - "Pod znakiem jakości". Nie tylko dlatego, że porusza sprawy istotne i ważne z punktu widzenia naszych codziennych potrzeb, ale że czynił to w sposób umiejętny i (sądząc po szerokim rezonansie) raczej skuteczny.

W kolejnej audycji z tego pożytecznego cyklu autorzy zajęli się jakością wyrobów elektrotechnicznych, tych oczywiście, które znajdują się w powszechnym użyciu. Denerwujemy się nieraz z powodu nieczynnej windy, zepsutego żelazka, czy wadliwie działającej lodówki. Wywołanie producenta "do tablicy", publiczne wskazanie źródła tych niedomagań czy usterek na pewno przyczyni się w rezultacie do poprawy stanu rzeczy w danej dziedzinie. Rzecz warta jest więc zachodu, twórcom programu należą się słowa uznania.

A swoją drogą - gdyby tak i naszą TV bardziej uczulić na sprawy jakości! Mam tu nie tyle na myśli treść i formę programów, bo w tym względzie widoczna jest troska o stałe podnoszenie poziomu, ile ich jakość techniczną. W tej właśnie dziedzinie wiele jeszcze pozostaje do zrobienia. Oczywiście, trzeba pamiętać, że nasza telewizja jest mimo wszystko jeszcze młoda i że "nie od razu Kraków zbudowano". Wydaje mi się jednak, że nawet w istniejących warunkach technicznych można uzyskać nieco lepsze efekty. Chodzi chyba tylko o to, by właściwie zsynchronizować pracę - symbolicznie mówiąc - "maszyn" i rak.

Żeby nie być gołosłownym: nie tak dawno wskutek awarii technicznej musiano przerwać odtwarzane z taśmy telerecordingu przedstawienie teatralne. W ostatnią niedziele zerwała się taśma telekina w czasie wyświetlania odcinka filmu "Koń, który mówi". W tę sama niedziele wieczorem stała się rzecz gorsza: "urwano" zakończenie pierwszej noweli filmu. "Gangsterzy i filantropi" - zaskoczeni i zdumieni widzowie znaleźli się naraz w innym świecie, bo z drugiej noweli "urwano" początek. Dopiero w poniedziałek usłyszeliśmy wyjaśnienie, że kopia dostarczona z CWF była w porządku. Ba, ale czy wobec tego nie można było postarać się o to, by film w całości, bez zakłóceń przekazać publiczności?

W ogóle w ubiegłym, tygodniu telewidzowie mieli pecha. Przez 5 dni "wystawową" pozycja, umieszczoną na poczesnym miejscu w repertuarze TV, były sprawozdania z Mistrzostw Europy w jeździe figurowej na lodzie. Rzecz bardzo atrakcyjna zarówno dla kibiców sportowych jak i dla szerokiego odbiorcy - ze względu na swe walory wizualne. Cóż, kiedy właśnie w momencie pojawienia się na tafli lodowej pary złotych medalistów - znakomitych radzieckich łyżwiarzy Biełousowej i Protopopowa - szklany ekran dostał drgawek. Zaś w sobotę transmisję z mistrzostw opóźniono o 10 minut, wskutek czego publiczność straciła możność obejrzenia występu srebrnej medalistki - Gabrieli Seifert. W tym wypadku trudno już raczej mówić o trudnościach technicznych...

ALE dość narzekań (które zresztą wypływają z troski o to, by nasza TV dążąc do coraz wyższego poziomu programów - nie potykała się o rzeczy drobne, a wywołujące złą krew). W repertuarze zeszłego tygodnia, jak już wspomniałam, główne miejsce zajmowały transmisje z Bratysławy. Inne redakcje TV nie miały więc tym razem jakiegoś większego pola do popisu. Pewne ożywienie na szklanym ekranie zapanowało w sobotę. W "Monitorze" usłyszeliśmy m. in. ciekawy komentarz na temat wyprawy "Łuny-9", wystąpił też przed kamerą Minister Kultury i Sztuki - Lucjan Motyka, udzielając odpowiedzi na pytania z zakresu spraw bibliotek w naszym kraju. To dobry pomysł, by zapraszać do "Monitora" od czasu do czasu kierowników naszych resortów. Wydaje się jednak, że korzystając już z takiej okazji, warto by objąć rozmową szerszy krąg zagadnień. Telewidzowie zyskują przecież w takim wypadku możność zaznajomienia się z aktualnymi problemami danego resortu - wprost ze źródła.

Także w sobotę - zobaczyliśmy kolejny - i dodajmy od razu - bardzo udany program z serii "Warszawa, ty i ja". (Że wymienię m. in. pożyteczną ankietę na temat deglomeracji, dowcipną pozycje o stołecznych telefonach, "kącik" starej Warszawy, czy rzecz o "zaurzędniczeniu" języka potocznego - choć to już problem ogólnopolski. (Ten warszawski magazyn robiony jest żywo, pomysłowo, barwnie - oby tak dalej.) Jeśli już o magazynach mowa: obniżył znów swój lot "Pegaz". W ostatnim wydaniu obserwowaliśmy dłużyzny, niektóre scenki "Pegazu" były zbyt upozowane,dyskusyjny też wydaje się w dziale nowości teatralnych - wybór "Nocy Iguany". Wśród ostatnich warszawskich premier można było znaleźć bardziej wartościową pozycje - do pokazania we fragmentach - telewidzom.

W programie niedzielnym, "wieńczącym" niejako telewizyjny tydzień, na szczególne wyróżnienie zasłużyła sobie znowu pozycja z cyklu "Piórkiem i węglem". Duże brawa dla krakowskiej telewizji - za wynalezienie prof. dr. Wiktora Zinna! Każda jego wizyta przed kamerą dostarcza telewizyjnej publiczności wielu wrażeń. Jak ten człowiek potrafi mówić - interesująco, płynnie, barwnie. I jak rysuje! Myślę, że dla niejednego widza - sama możliwość obserwowania procesu powstawania tych telewizyjnych rysunków stanowi nie byle jaką atrakcję. Nie mówiąc już o walorach poznawczych tej audycji. Może tylko należałoby przesunąć je z godzin obiadowych na popołudniowe? - tak, by "Piórkiem i węglem" mogła oglądać większa liczba osób.

DLA miłośników piosenki przygotowano w niedzielę następny program "Z kobietą w tytule". Trzeba przyznać, że ów cykl rozrasta się - przede wszystkim od strony widowiskowej. Ostatnio przedstawiono nam już nie tyle piosenki, ile cole scenki ilustrowane muzyką. Można powiedzieć, że "Teresa i inne" pod względem, aktorskim pobiła poprzednie programy, nieco gorzej natomiast prezentowała się wokalnie. Zresztą usprawiedliwiały to (ale w pewnym tylko stopniu) piosenki Freda Buscaglione o dość specyficznym charakterze. Na czoło wykonawców wybił się Wiesław Gołas, demonstrując swoje wszechstronne uzdolnienia.

I wreszcie - w owym tygodniu "Z mistrzostwami łyżwiarskimi w herbie" - jedyna, za to niezmiernie interesująca premiera teatralna. Teatr Telewizji może wpisać przedstawienie "Panny Rosity" - między swoje osiągnięcia. Dramat Garcii Lorci a właściwie poetycka ballada o zawiedzionej miłości (w tym kierunku szła reżyseria M. Broniewskiej) zalśniła na szklanym ekranie pełnym blaskiem - przede wszystkim dzięki szlachetnej rangi aktorstwu Aleksandry Śląskiej, która przy zastosowaniu minimum środków potrafiła osiągnąć maksimum ekspresji. Doskonale też wywiązała się ze swej roli Hanna Skarżanka. Wyraziście, choć może nazbyt chwilami ostro zagrała gosposię Barbara Rachwalska. Odniosłam wrażenie, że rola pana domu nie bardzo odpowiadała emploi Władysława Hańczy. Z postaci epizodycznych na szczególne oklaski zasłużyła Wanda Łuczycka w roli matki trzech córek. I uwaga ogólna: coraz lepiej radzi sobie nasza TV z rozwiązywaniem przestrzeni - myślę tu o trafnym zakomponowaniu wnętrz. Nie czuło się ciasnoty, tak przecież w rzeczywistości w studio dokuczliwej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji