Troski kurki złotopiórki
Nie spodziewaliśmy się w naszym Teatrze Dramatycznym, w Wałbrzychu, że już dnia następnego, licząc od dnia ogłoszenia, zgłosi się człowiek miły i zechce wypożyczyć kurkę złotopiórkę - dla przypomnienia: upierzoną, w dresowej bluzie, z irokezem, na kolorowo umajoną, gadatliwą, pracowitą i nadruchliwą, i grzebiącą nóżką, z dziobkiem jak turboodrzutowy odkurzacz- pisze w felietonie dla e-teatru Sebastian Majewski.
Człowiek miły, nauczyciel, wychowawca chciał, żeby kurka złotopiórka przemówiła do młodzieży - przyszłych widzów i wyjaśniła dlaczego ten teatr taki jest truuudny, i taki mąąądry i brutaaalny taki, wulgaaarny taki i dlaczego, dlaczego i jeszcze raz dlaczego...
Wypożyczyliśmy kurkę złotopiórkę na godzin 48, bo to dobry czas na oddanie i się nawet z czymś kojarzy.
I uzbrojona w wiedzę, w narzędzia, w chęci i w kompetencje poszła kurka złotopiórka, na dwóch łapkach w pozycji pionowej, wyprostowanej i wróciła po 48 godzinach.
A my czekaliśmy już na te tłumy ciekawych teatru widzów, niegodzącą się na rzeczwistość młodzież, która z nami upokorzy samozadowoloną władzę i obłą kulturę. Ale niestety, kurka złotopiórka powiedziała, że nic z tego nie będzie. A było jej tak smutno, że więcej nic nie powiedziała, tylko stukała na deskach sceny w języku moorse'a - kropka, kreska, kreska, kreska, kropka..., w tym języku ludzi morza a język ludzi morza jest prosty, dosadny i konkretny. A o konkret tutaj idzie.
I kurka złotopiórka dziobkiem swoim udowodniła, że teatr jest niepotrzebny, tak naprawde, bo trudno się do niego wybrać, bo i czasu nie ma i pieniędzy...
Bo we wrześniu, kiedy sezon się zaczyna artystyczny, nikt nie wyda pieniędzy na bilet do teatru, bo pieniądze wydawane są na szkolne podręczniki, na laptopy i wszelkie niestworzone hi-tech pomoce. A w październiku studenci wydają pieniądze na swoje bezpłatne studia, kupując bon edukacyjny - promesę w zabezpieczoną przyszłość. Wydatki ponieść trzeba jeszcze na rożnego rodzaju komitety szkolne i na kwiaty z okazji dnia naczuczyciela, powszechnie zwanego: dniem wolnym od szkoły. A skoro dzień jest wolny, to należy dodać jeszcze fundusze na wypełnienie tego dnia, z pominięciem teatru, bo do teatru chodzi się wieczorem a nie za dnia, szczególnie nie za wolnego dnia.
Listopad jest ogólnie smutny, szary, zimny, żałosny i dziadowski, i lepiej nie ruszać się nigdzie, pić w domu i gromadzić siły na grudniowe wycieczki szlakami centrów handlowych. I wydawać wtedy pieniądze i czas na prezenty, na święta, na sylwestry. Duże pieniądze. A i tak ciągle brakuje, kurka złotopiórka załamuje pazurki: oj, brakuje, brakuje, nie starcza, brakuje.
I styczeń jest zły, bo po prostu i krótko pieniędzy nie ma... i tyle, i już.
Luty jest miesiącem ferii, czyli kredytów branych pod zastaw zdrowej organy [tak, tak, bo mamy organy] na 1.500 pln i wyjazdu do alpejskiego kurortu włoskiego w ofercie specjalnej, zbilansowanej i indywidualnie dobranej. Z czym teatr równać się nie może, bo jest wspólną przyjemnością zbiorową.
Marzec i kwiecień to czas następnych świąt i wiosny, albo odwrotnie - wiosny i świąt, w zależności od roku.
Maj jest też niedobry, oj niedobry dla teatru, niedobry, bo przecież długi weekend, bo ciepło, bo miłość i po co siedzieć po ciemku, po co, i mysleć o czymś innym niż o ruchanku [cytat z demirskiego, prawdziwy], po co...? po nic!
A w czerwcu wszystko się kończy, trzeba coś poprawić, czegoś się pouczyć, postresować i pokombinować na kolejny kredyt bez zaświadczeń i zbędnych formalności, żeby inne kredyty spłacić, wyjazd wykupić i ratę podwyższyć, bo stopę ciepłym krajem już w oczach sąsiadów podwyższono.
Lipiec i sierpień to wakacje, i tyle. A potem znów wrzesień. Kurce złotopiórce słów zabrakło.
A w oczach zamieszkała troska.
Niepotrzebnie.
Bo sztuka teatru i tak jest boska.
seb majewski
wałb zima 2011