Artykuły

Wiele hałasu, a tu nic

"Wiele hałasu o nic" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Szekspir w wydaniu Tadeusza Bradeckiego nie zachwycił, bo reżyser zapomniał o nożyczkach i jakimkolwiek czytelnym przesłaniu. Ale za to aktorzy dali publiczności kilka chwil niezłej rozrywki.

Lubelska prapremiera "Wiele hałasu o nic" była dziesiątą szekspirowską realizacją Tadeusza Bradeckiego, na co dzień dyrektora Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Nic zatem dziwnego, że od fachowca tak obznajomionego z geniuszem ze Stratford-upon-Avon oczekuje się - w inscenizacji powstałej przed czterystu laty komedii - co najmniej biegłości oraz nutki współczesnej prowokacji podszytej walorem uniwersalizmu. Tak, Bradecki sprawnie przedstawił opowiedzianą przez Szekspira banalną historyjkę wielkich miłości jak i dobrej oraz nikczemnej intrygi, jednakże w efekcie ciągnący się niemal trzy godziny spektakl okazał się pozbawiony dynamiki i tempa (szczególnie w drugim akcie). Trudno również zrozumieć, jak Bradecki w ogóle interpretuje treść komedii, którą przeniósł w bardziej współczesne czasy i włoskie, aczkolwiek nadzwyczaj ascetycznie ujawnione realia. O czym jest ta sztuka i ten spektakl, jaka jest ich tonacja, jakie pytania mają w nas wzbudzić? - nie wiadomo. Że intrygi mogą zabić człowieka, a miłość spełnia się nie zawsze w prosty sposób? - to wiemy i nikogo to nie wzrusza.

Co gorsze, śmiechu jak na komedię było stosunkowo mało, szczególnie po stronie publiczności. Niestety, zapewne według przekonania, że nic u Szekspira nie jest takie jednoznaczne jak się wydaje, część komedii zagrano tak poważnie, jakby to był najprawdziwszy dramat, bez żadnego przymrużenia oka. Tymczasem akcja skonstruowana jest tak, iż widzowie wiedzą, że oglądają efekty intrygi, która i tak wyjdzie na jaw, więc ten dramatyczny ton brzmi żałośnie. Wobec tego ciekawa scenografia Jagny Janickiej staje się nic nie wnoszącym tłem do rozlazłych scen, a kostiumy wymyślone przez Sławomira Smolorza pachną w wyobraźni szmateksem.

Jednak faktycznie, nic nie jest tylko białe lub czarne. Te jasne momenty spektakl osiąga i działa na publiczność dzięki aktorom, którzy odnajdują się w rolach stosunkowo dobrze. Teatr Osterwy lubi obciążać dużymi rolami barki młodych, debiutujących aktorów - w tym przypadku jest to Agata Moszumańska, która jako dynamiczna Beatrycze radzi sobie doprawdy nieźle, chociaż chwilami wygląda, podobnie jak Dagmara Banaczek w roli Hero, na opuszczoną przez reżysera.

Aktorski ton nadają panowie, przede wszystkim Szymon Sędrowski jako Benedyk, dzięki niemu coś z tego teatralnego półproduktu może zostanie na dłużej. Szymon Sędrowski ma ciekawych partnerów w osobach Krzysztofa Olchawy (Don Juan) i Mikołaja Roznerskiego (Klaudio). Komediową klasą dla siebie jest Jerzy Rogalski (Benedetto Ciampa).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji