Artykuły

Czuję, że o czymś zapomniałam

Niby wszystko na swoim miejscu, a ja i tak czuję, że o czymś zapomniałam - w felietonie dla e-teatru pisze Malina Prześluga.

2011

Kupiłam kilka dni temu "Niezbędnik inteligenta" wydawany przez Politykę. Nazwy nie lubię, bo kupując to, automatycznie wpisuję się w pojęcie 'inteligent', a to dość pretensjonalne, poza tym nie czuję, żeby ten magazyn był mi niezbędny, niezbędny to jest papier toaletowy, albo kawa. Ale mniejsza o to. Numer specjalny, gruby, mądry i cały o kulturze. Czytam, przeglądam i faktycznie, jakby inteligentnieję. Czytam o pracach Damiena Hirsta, jedną widziałam kiedyś na własne oczy, zdaje się, że w Dreźnie - pociętą w plastry krowę, czytam o Duchampie, z którego pisuarem mam radosne zdjęcie w stylu japońskim (uśmiecham się, macham łapką). Przypominam sobie, że wszystko jest sztuką, że sztuka nie ma już obszaru, tylko bezkarnie rozlewa się po świecie, uświadamiam sobie, że przecież psie odchody także sztuką bywają, a godzinny film o waleniu w starą chatkę kijami bejsbolowymi jest być może nawet sztuką wysoką.

Czytam o tym, że sztuka może być wybawieniem, sensem i miłością, ale nie musi. Że Tatarkiewicz powiedział to, a Platon tamto i jestem dumna, że wiedziałam to wcześniej. Miło mi, że wiem, obcuję, doświadczam, dociekam, odrzucam, poddaję refleksji. Sięgam po Eco, "Historię brzydoty", przeglądam, kontempluję, frunę przez epoki i nurty. Wertuję, kartkuję, koduję i, cholera, coś zaczyna mi nie grać. Zaniepokojona łapię za inne albumy, za moje zapiski, za świeże wspomnienia i obserwacje. Porządkuję to sobie w głowie, nazywam i znakuję po swojemu i po kulturoznawczemu nawet. I nagle dociera. Bum. W moim osobistym niezbędniku inteligenta jest dziura! I coś przez nią wypadło. Zaciskam powieki, skupiam się, może to coś sobie wywołam jak ducha. ...Nic. Null. Jak po lobotomii. Niby wszystko na swoim miejscu, a ja i tak czuję, że o czymś zapomniałam. O czymś bardzo ważnym.

1982

Jeszcze nie wiem, czy chcę być kobietą czy mężczyzną. Mam jakieś dwa, trzy miesiące na decyzję. Niby sporo, no nie, można wszystko przemyśleć, rozpatrzyć za i przeciw, ewentualnie stać się na parę dni kobietą, a potem zmienić zdanie. Z drugiej strony - dwa miesiące na taką decyzję, gdy nie ma się pod ręką nawet kartki i długopisu, żeby spisać za i przeciw, to cholernie niewiele.

Jako płód, niewiele mam do roboty. Rozwój narządów nie jest na dłuższą metę zajmujący, nie mogę też skupić się na obserwacji, bo nie mam jeszcze oczu. Z mózgiem też kiepsko póki co, trzy zwoje na krzyż, wolę więc nie analizować i nie wchodzić w polemikę, żeby nie wyjść na głupa. Właściwie jedyne, co mogę robić, to czucie. Najbardziej lubię sobie czuć sztukę. Zaczęłam się zresztą od sztuki. Spóźniłam się na pierwszy akt, wpadłam właściwie pod koniec, ale zdążyłam na najlepsze. Dwoje aktorów, spektakl raczej ruchowy, pojedyncze, urywane słowa, a tyle w tym było treści! No i zakończenie - czyli mój początek właściwie - autentyczne katharsis. Matko, jak ja się spłakałam wtedy! Długo nie mogłam się pozbierać, to było takie piękne! Sztuka jest super, kocham sztukę. Najbardziej lubię taką sztukę wesołą. Albo taką smutną, że płaczę. I jeszcze uwielbiam sztukę ładną. Piękną. Takie sztuki czuję najbardziej. Czuję się wtedy bardzo szczęśliwa, albo bardzo nieszczęśliwa. Śmieję się, albo płaczę i nie wiem dlaczego, bo to nieważne.

Już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła sztukę oglądać, słuchać i interpretować. Tak bym chciała wiedzieć więcej! Kurczę, w sumie mogłabym się już urodzić, gdyby nie te ręce i nogi, co mi jeszcze rosną... Aha, i będę kobietą, bo kobiety mają w sobie pokłady wrażliwości, a super byłoby je mieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji