Nie jestem naiwnym dzieciątkiem
- Przeszkody, które spotykają dyrektorów teatrów na co dzień - nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie - są normalne. I jeśli ktoś myśli, że ich nie spotka w wypełnianiu swej misji, to jest naiwnym dziecięciem, a ja nie należę do naiwnych dzieciątek - mówi ANDRZEJ SEWERYN, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie.
ANDRZEJ SEWERYN o krakowskich akcentach w warszawskim Teatrze Polskim.
W filmie reklamującym Pana dyrekcję widać, jak otwiera Pan wszystkie okna w "Polskim", by wpuścić świeże powietrze... Co Pan chciał zademonstrować?
- Że Teatr Polski otwiera się na wszystkich, którzy mają ochotę ze mną pracować.
Pierwszą premierą za Pana dyrekcji był Beckett w reżyserii Antoniego Libery, ale zaczął Pan rok spektaklem "Wyobraźcie sobie...", który znamy z Krakowa jako Pana pokaz mistrzowski.
- To były gościnne występy Teatru im. Juliusza Słowackiego.
Będzie Pan pokazywał ten spektakl w Warszawie częściej?
- Bardzo bym chciał, żeby publiczność warszawska mogła ten spektakl oglądać jeszcze nie raz. Myślę, że dojdziemy w tej sprawie do porozumienia z moim przyjacielem Krzysztofem Orzechowski, dyrektorem Teatru "Słowackiego".
W minioną niedzielę pojawił się też w "Polskim" Salon Poezji; to bardziej ukłon w stronę poezji, czy w stronę Krakowa...
- Fantastyczna idea Anny Dymnej, Teatru im. Słowackiego, Krzysztofa Orzechowskiego, Józka Opalskiego czyli salony poezji zasługuje, na to, by ją przenosić w kolejne miejsca. A teraz Ania uhonorowała i nas. Także swoją obecnością.
Inaugurując wraz z Panem Salon w Teatrze Polskim, tradycyjnie poezją ks. Twardowskiego...
- Było wspaniale, aż żal, że połowa publiczności musiała odejść z kwitkiem; sala na ok. 200 osób okazała się za mała.
Piękny początek...
- ...który sprawił, że podjęliśmy decyzję o organizowaniu tych spotkań nie raz w miesiącu, a - od połowy marca - co dwa tygodnie.
Kolejny raz okazało się, jak bardzo ludzie potrzebują poezji...
- I tym bardziej miło być na ich służbie; gigantyczna kolejka w niedzielę przeszła moje oczekiwania.
Stanowisko dyrektora Teatru Polskiego objął Pan z opóźnieniem, nie w październiku, a dopiero teraz, od stycznia. Jak Pan widzi przyszłość?
- Jestem optymistą, spotykam się ze zrozumieniem władz, jak i też sam je rozumiem, zatem skoro dwóch partnerów się dobrze rozumie, to o przyszłość można być spokojnym.
Czy ostatni rok skorygował Pana myślenie o funkcjonowaniu teatru w Polsce?
- Nie. Czy pan myśli, że dwa lata temu byłem tak naiwny, by tkwić w przekonaniu, że będzie mi łatwo? Że nie będę spotykał różnych niespodzianek?
Nie śmiałbym Pana podejrzewać o naiwność. Niemniej przeszkody sprawiły, że objął Pan dyrekcję z poślizgiem...
- Była tylko jedna - finansowa. A przeszkody, które spotykają dyrektorów teatrów na co dzień - nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie - są normalne. I jeśli ktoś myśli, że ich nie spotka w wypełnianiu swej misji, to jest naiwnym dziecięciem, a ja nie należę do naiwnych dzieciątek.
29 stycznia odbędzie się "Noc w Polskim", czyli Święto Teatru Polskiego...
- To w pewnym sensie też będzie ukłon w stronę Krakowa - tradycji Piwnicy pod Baranami, Piotra Skrzyneckiego, bo w takiej atmosferze chcemy spędzić ten wieczór.
Czcząc 98. rocznicę...
- ...założenia naszego teatru przez Arnolda Szyfmana.
Który do Warszawy dotarł po latach kształcenia się i dojrzewania w Krakowie. Myśli już Pan, co wystawi w setną rocznicę?
- "Irydiona" Zygmunta Krasińskiego, czyli sztukę, którą otwierał Teatr Polski dyrektor Szyfman.
I którą sam reżyserował. A kto będzie reżyserem za dwa lata?
- Tego nie mogę powiedzieć, choć wiem...