Artykuły

Tyrańska reguła

"Życie klasztorne jest, mimo wszystko, nie do pozazdroszczenia. Znane jest powiedzenie, że mnisi to ludzie, którzy zamieszkują razem nie znając się, żyją nie kochając się i umierają nie żałując się wzajem". Tak - słowami Woltera - można by opisać los dziewięciu andaluzyjskich kobiet z dramatu Garcii Lorki "Dom Bernardy Alba" wystawionego przez Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie. Są to: matka wdowa - Bernarda Alba, jej pięć osieroconych córek, ich babka, powiernica Poncja oraz służąca. Wskutek nakazu tradycji i kategorycznego postanowienia Bernardy, dom zmarłego właśnie pana i ojca rodziny uczynią na lat osiem domem żałoby i odosobnienia, miejscem separacji od świata, przede wszystkim zaś od mężczyzn. Z rzadka zajrzą tu goście: żałobnice, żebraczka, sąsiadka Prudencja.

Prawda o domu Alby jest jeszcze bardziej okrutna. Biologia i wiek przygotowały córki Bernardy do kontaktu z mężczyznami, a inicjacje erotyczne z pewnością dokonały się już w ich śmiałych marzeniach. Lecz dzieje się nieszczęście. Nie wolno im nawet wyglądać oknem, nie wolno rozmawiać o mężczyznach.

To już nawet nie pruderia Bernardy - w imię żałoby, skromności i ascezy tłamsząca coraz silniejsze uczucia oraz skrywająca przed oczami wścibskich sąsiadów niepożądane wybryki życia codziennego (szaleństwo babki, które przebieranie się za pannę młodą i obsesja wyjścia za mąż są groteskowym odzwierciedleniem skrywanych tęsknot) - każe jej tak postępować, lecz tajemniczy, gwałcący naturę abstrakcyjny opór. Jest dumna czy uparta? Tłumi własną wrażliwość z ortodoksyjnego wobec Boga podobieństwa, czy dla dobra córek? A może powoduje nią chłód i nieczułość? Wystawiając "Dom Bernardy Alba" reżyser i scenograf muszą wybrać pomiędzy zamierzeniem metaforycznym przypowieści a koncepcją realizmu, rodzajowości i potoczności, na której dopiero zbudują plan uogólnienia. Zawsze jednak w wypadku realizacji tego dramatu musi powstać przedstawienie tzw. aktorskie. Halina Dzieduszycka (reżyseria), Jerzy Gorazdowski (scenografia), Jerzy Satanowski (muzyka), potraktowali "Dom" po pierwsze - realistycznie, pod drugie - widowiskowo. Tyle, że z powodu niedostatków aktorstwa zabrakło temu przedstawieniu siły uniwersalizującego wypadki komentarza.

Akcję rozegrano w dekoracji hiszpańskiego patio z czterech stron ograniczonego murem oślepiająco białych ścian, z wysoko umieszczonymi okratowanymi oknami, paroma drzwiami, podcieniami i schodami, które widz ogląda w każdym z trzech aktów od innej strony. Pośrodku umieszczono studnię i wyrzeźbioną w białym kamieniu figurką - o ironio - mężczyzny (św. Krzysztofa?), studnię, o której się mówi i która magiczną siłą wody - lustra przyciąga myśli kobiet. Tu przychodzą się skarżyć, modlić lub marzyć. Z białym otoczeniem kontrastuje czerń hiszpańskich sukien i koronek. W szarym chodzą tylko służące, białe są nocne koszule, ślubna suknia i welon babki; Bernarda nawet nocą, wyrwana nagle z łóżka, zjawia się na czarno.

Widowiskowe jest przedstawienie zwłaszcza począwszy od drugiej strony, kiedy do patio wchodzi z zapalonymi gromnicami kilkanaście kobiet czarno ubranych, z przesłoniętymi twarzami, chórem wznoszącym żałobną pieśń. Nastrój spektaklu tworzą starannie prowadzone światła - upalnego słonecznego dnia, zapadającego zmierzchu lub jasnej nocy. Dopełnia go muzyka, która chwilami wnosi ton poezji, a chwilami współbrzmiąc z realistycznym prowadzeniem całości pełni funkcję wobec tekstu ilustracyjną (pieśń mężczyzn - żniwiarzy).

Wszechobecna w tym przedstawieniu jest Janina Mrazek jako postać tytułowa. Świetnie obsadzona. Jej Bernarda to groźna, energiczna, mocno dojrzała kobieta o rysach twarzy pogrubionych i czujnym bystrym spojrzeniu. Odpychająca, raczej niewdzięczna i oschła. Ma jednak chwilę, kiedy zrzuca zwykłą maskę, a jej głos i oczy nabierają ludzkiego ciepła. Aktorka gra tak sugestywnie, że w tym momencie chce widz wierzyć w dobroć i zgoła szlachetność intencji Bernardy. Tym broni Janina Mrazek swej postaci. Niestety, aktorka nie znalazła w większości pozostałych wykonawczyń godnych siebie partnerek.

Siostry na przykład, różnią się nieco od siebie wiekiem i urodą, czasami jakąś ułomnością fizyczną, nie różnią się zaś charakterami, a przecież w tekście Garcii Lorki każda z nich jest odmienna od pozostałych. Prawie nie zderzają się ze sobą na scenie ani podskórne namiętności, ani słabości. Było trochę krzyku, trochę nerwowego biegania, nieco rozpaczy i kłótni. Próbuje wyraziście zarysować postać siostry najmłodszej - Adeli, zbuntowanej przeciwko matce i jej nakazom, urodziwa Barbara Kania. Im mocniej tęskni do mężczyzny i marzy o nim, tym bardziej odpychająca i złośliwa staje się kulawa Martirio Jolanty Zarzyckiej. Najstarszą u Lorki, najbrzydszą, lecz na scenie z lekka ułomną Angustias gra Zofia Grabska, sympatyczną i zwariowaną babcię Marię Josefę - Stefania Massalska. Pozostałe osoby już tylko uzupełniają ansambl pań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji