Artykuły

Dom bez gospodarza

Trudno o lepsze miejsce i czas dla tej sztuki. Tak właśnie powinno być: z jasnego czerw­cowego dnia, który panuje na zewnątrz, widz zostaje ze­pchnięty do dusznej piwnicy teatralnej przemienionej, w królestwo domowej despotki. Po mrocznym przedstawieniu ze zdziwieniem wraca do trwa­jącej jeszcze, choć to godzina dziewiąta wieczorem, apoteo­zy światła i lata, którą zgoto­wała natura.

Naturalną, "kamienną ramą" piwnicy oddzielającą jasność od ciemności, autorka scenografii - Zofia de Ines Lewczuk, uzupełniła o jeszcze jedno, wewnęt­rzne obramienie. To passe-partout zbudowane z ustawionych dookoła sceny ławek, na więk­szą część przedstawienia wy­znacza szczególne, "nierzeczy­wiste" miejsce dla publiczności. Podkreśla, że widz znajduje się zawsze na granicy między świa­tem granej sztuki, a rzeczywis­tością zewnętrzną.

Szkoda, naprawdę szkoda tak interesująco zaprogramo­wanej przestrzeni teatralnej, tak dobrze napisanego drama­tu, szkoda dobrych aktorek (Maria Kościałkowska, Ewa Kolasińska, Dorota Pomykała, Lidia Duda...) dla tego, czym nas uraczyła młoda brytyjska reżyserka.

Spostrzeżeniu Kate Raper, że ze względu na dotykający sfery obyczajowości religijnej temat, "Dom Bernadry Alba" wart jest w Polsce uwagi, nie mam nic do zarzucenia. To jednak, że ten właśnie utwór przykuwa od pół wieku uwagę dziesiątek reżyse­rów nie tylko w Polsce i Hiszpanii, nie zamyka się w pub­licystycznym temacie, lecz wynika z jego uniwersalnego wy­miaru i szansy, jaką dramat Lorki daje teatrowi.

"Dom Bernardy Alba" łączy w sposób niezwykły, konwencję realistyczną z ujęciem alegory­cznym i poetyką symbolu. Należy do najpoważniejszych prób odświeżenia gatunku tragiczne­go w wieku XX. Daje wreszcie niepowtarzalną szansę dziesię­ciu aktorkom, które biorąc udział w zespołowym występie, mogą jednocześnie, bez szkody dla dzieła, stanąć do "konkursu solistek".

Zalety dramatu, o których nie sposób przecież napisać wyczerpująco w trzech linijkach, giną w bezładnej inscenizacji Kate Raper. Budowane siłą woli ak­torek napięcia nikną w przypad­kowej dreptaninie. Szansa, jaką daje bardzo bliski, fizyczny kon­takt z widzem, również zostaje zaprzepaszczona, bo nie ma po­mysłu na to, jak ją wykorzystać. Wydawać by się mogło, że w spektaklu, w którym reżyserka zrezygnowała z tła muzycznego, w szczególny sposób zostanie wyeksponowana gra zmiennym nastrojem oraz, tak ważna w teatrze Lorki, zasada kontra­punktu. Nic z tych rzeczy. Na­wet w finałowej scenie nie udaje się wytrzymać chwili napięcia, bo już zaczyna się dreptanie głó­wnej bohaterki, tej zaś końcowy monolog brzmi nieco grotesko­wo, gdy widz mający z przeraże­niem patrzyć w czeluść otwar­tych drzwi, odczytuje nad nimi bezczelnie świecący zielony na­pis: "WYJŚCIE".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji