Po dyskusji nad "Lalką"
OCZAMI WIDZA...
Rozmawialiśmy o przedstawieniu "Lalki".
"Oglądając sceniczną przeróbkę Lalki - zauważył mój rozmówca - miałem uczucia mieszane. Buntowałem się przeciwko scenicznemu Wokulskiemu: był on dla mnie za płytki, za jednostronny, bez skrzydeł i drapieżności, jak jego pierwowzór u Prusa. Może dlatego, że Wokulskiego z powieści - postać tak wielopłaszczyznową i pełną sprzeczności - trudno przenieść na scenę.
Zdaje mi się, że Engels powiedział gdzieś o ludziach Odrodzenia, że to byli tytani myśli, uczuć i czynów i że właśnie tacy ludzie o rysach bohaterów założyli podwaliny tak niebohaterskiej epoki jak kapitalizm. Coś z tych ludzi miał w sobie Wokulski - zapóźniony Romeo na glebie polskiego kapitalizmu...
Jednak rozczarowanie Wokulskim - ciągnął dalej mój rozmówca - nie osłabiło mego zainteresowania sztuką. Przedstawienie pobudziło wyobraźnię. W pamięci ożyły ulubione fragmenty powieści Prusa. Plastyka żywego obrazu scenicznego, jego wymowa społeczna nie została bynajmniej przytłumiona - jak sądzi wielu krytyków - przez to, że sceniczna "Lalka" została osnuta głównie na wątku miłosnym, na zobrazowaniu; perypetii niefortunnej miłości Wokulskiego. Właśnie o miłości. Skąd płynie owo świątobliwe oburzenie krytyków na przewagę fabuły miłosnej w przedstawieniu "Lalki"? Na jakiej wadze krytycznych ocen wymierzają swe orzeczenia krytycy, odsądzając przy okazji Prusa od realizmu gdy chodzi o partie jego powieści poświęcone nieszczęśliwej miłości Wokulskiego do Izabelli? Skąd też owa pochopność w potępianiu przedstawienia "Lalki" jako scenicznej krewniaczki "Trędowatej"?
Skąd ten uproszczony i pseudo-marksistowski pogląd niektórych krytyków, że fabuła miłosna to tylko margines powieści społecznej? Skąd ten sztuczny podział na obraz życia osobistego i życia społecznego? Czyż dla wielkich realistów świata Tołstoja, Balzaka, Prusa dramat miłosny nie był często bogatym źródłem dla czerpania problemów moralnych, społecznych, politycznych, ukazania ich w jaskrawym świetle ścierających się konfliktów klasowych? Nadgorliwość pewnych krytyków przedstawienia "Lalki", uzbrojonych w ciężką artylerię schematów socjologicznych, przypomina walkę z wiatrakami. Jaskrawy przykład tego - zarzut, że inscenizacja "Lalki" wysunęła na czoło konflikt nieantagonistyczny - lub wcale nieistniejący (?) konflikt między arystokracją i burżuazją. Tego rodzaju pociski wymierzone w adaptację i reżyserię "Lalki" za niemarksistowską interpretację godne są lepszego zastosowania. Przede wszystkim konflikt arystokracja - burżuazja istniał wówczas w rzeczywistości. Tylko w schematach socjologicznych a nie w życiu i nie w sztuce istnieją sztuczne przedziały między antagonistycznymi i nieantagonistycznymi konfliktami klasowymi. Tylko w urojeniach krytyków konflikt arystokracja - burżuazja zamyka drogę artyście do pokazania istotnych problemów społecznych. Wróćmy do "Lalki". Siła realizmu Prusa polega właśnie na tym, że obrazując w swej słynnej powieści życie polskie w różnych przekrojach społecznych, Prus ukazuje w ostrym świetle krytyki zarówno arystokrację jak i burżuazję. Realizm Prusa przejawia się nie tylko w tym, że ujawnił on nieuniknioną zagładę zbankrutowanej arystokracji, ale że dostrzegł w porastającej dopiero w pióra polskiej burżuazji oznaki śmiertelnej choroby, trawiącej kapitalizm.
Czy "Lalka" na scenie wydobyła te właśnie wartości społecznej satyry Prusa? Na pewno nie w pełni, bez całego bogactwa odcieni i wątków, w które obfituje powieść. Czyż nie jest jasne, że żadna przeróbka sceniczna powieści (a jeszcze tak bogatej jak "Lalka") nie może wchłonąć wszystkich wątków i problemów książki? Ale czyż po doświadczeniu z obecną przeróbką "Lalki" nie zachęca ona do adaptacji dla sceny naszych wartościowych i popularnych dzieł literackich (np. Orzeszkowej). Powieść na scenie wytrzymała już próbę życia u nas i na świecie (Tołstoj, Balzak). Wracając do inscenizacji "Lalki"... Czy ogranicza się ona do ośmieszania arystokracji? Bynajmniej. Sztuka nie była pozbawiona akcentów satyry społecznej godzącej i w burżuazję i w cały ustrój społeczny ówczesnej Polski. Czy można i warto pokusić się o nową, bardziej ostrą społecznie próbę inscenizacji "Lalki"? Na pewno.
Śledząc nagonkę licznych krytyków "Lalki" na scenie dochodzę do wniosku, że pseudo-marksistowska nadgorliwość, mędrkowania socjologiczne nie mniej mogą zaszkodzić, niż krytyka eklektyczna.
Porządkując własne wrażenia z "Lalki" w zestawieniu z głosami krytyki rozmyślałem również nad faktem niebywałego powodzenia "Lalki" u widzów. "Lalka" ukazana na scenie zbliżyła naszego widza do powszechnie lubianej powieści Prusa. O tym świadczy sporo faktów, m. in. tempo wyprzedaży egzemplarzy powieści w księgarniach oraz kolejki czytelników po "Lalkę" w bibliotekach. Zainteresowanie "Lalką" gwałtownie wzrosło u masowego widza i czytelnika - fakt mający poważną wymowę kulturalną i patriotyczną - bo to jaskrawy dowód żywotności naszej polskiej tradycji kulturalnej ujawniony na konkretnym przykładzie".
CZY NASZA WIDOWNIA JEST DROBNOMIESZCZAŃSKA
Tyle mój rozmówca. Przytaczam tę jego wypowiedź, ponieważ mam wrażenie, że dotyczy ona spraw istotnych, związanych z dyskusją o "Lalce".
Patriotyczne wyżycie się widzów na przedstawieniu "Lalki", o czym mówił mój rozmówca - to problem niewątpliwie ciekawy. A jednak żaden z licznych krytyków "Lalki" nie zastanowił się nad nim.
Niejeden z widzów (nie parający się literaturą ani krytyką) mówił mi szczerze i z satysfakcją: jak to dobrze, że nasz teatr podjął się inscenizacji "Lalki", jak to dobrze że można ujrzeć w teatrze "żywych" bohaterów "Lalki", że potem chce się jeszcze raz przeczytać powieść, że teatr ogromnie zbliżył nas do Prusa. Czyż nie jest to zdrowy, patriotyczny stosunek do spadku kulturalnego? I czy nie warto się nad tym zastanowić? A niestety cała obfita dziś w wypowiedzi krytyka na temat sztuki "Lalka" przeoczyła problem widza, albo też ograniczyła się do kilku zdawkowych uwag na ten temat bagatelizując i nie różnicując opinii widza. Z jednej strony mamy szumne deklamacje o nowym człowieku, o nowym widzu, o nowym czytelniku, z drugiej strony - praktycznie i konkretnie - na przykładzie dyskusji o "Lalce" całkowite przemilczanie nowego widza. To właśnie przejaw, delikatnie mówiąc, inteligenckiego elitaryzmu naszej krytyki, jej karygodnej krótkowzroczności społecznej - niedostrzegania problemu tak istotnego, jak opinia widza, co gorsza, niedopuszczalny, lekceważący stosunek do tego problemu. Wyraził to publicznie w sposób jaskrawy jeden z krytyków przedstawienia "Lalki": Jeżeli "Lalka", jaką pokazuje Teatr Polski podoba się publiczności - zawyrokował ów krytyk - tym gorzej dla "Lalki" - to świadczy przeciwko sztuce.
Podobnie szkodliwą politycznie tezę niektórzy krytycy próbują (bez poważnej analizy) uzasadnić tym, że przecież wśród naszych widzów przeważają jeszcze drobnomieszczańskie gusty i dlatego ponoć powodzenie "Lalki" u widza przemawia przeciwko "Lalce" udramatyzowanej.
Inaczej mówiąc - w "naiwności ducha" nasi krytycy wskrzeszają starą, obcą marksizmowi, dawno potępioną teorię wybitnych jednostek i masy, "bohaterów" i szarego "tłumu". W warunkach naszej rzeczywistości nie wolno (jeśli się uważamy za marksistów) stawać w pozycji ferującego sądy krytyka wobec jakoby pozbawionego sądów - widza. Na fałszywych pozycjach tkwi krytyka abstrakcyjnie odwołująca się do "nowego widza", konkretnie zaś nie dostrzegająca, nie interesująca się nastrojami, głosem i sądami nowej widowni.
Nie ma u nas drobnomieszczańskiego widza w ogóle i jednolitej marksistowskiej krytyki. Na szczęście nasz widz nie jest bynajmniej jednolicie drobnomieszczański w swych upodobaniach, a niestety krytyka nie jest jeszcze jednolicie marksistowska, nie jest jeszcze przepojona socjalistycznym stosunkiem do widza i czytelnika. Problem widza jest złożony i trudny. Niewątpliwie żywotność drobnomieszczańskiej ideologii, mentalności daje o sobie znać w gustach artystycznych szerokich mas. W tej dziedzinie dostrzegalne jest opóźnienie ideologiczne, kulturalne - smutny spadek "upowszechniania" tandety artystycznej wśród mas pracujących. Dlatego też i u nas istnieje jeszcze popyt na literaturę brukową, na film w stylu amerykańskim, na oleodruki. Ale to tylko fragment naszego życia obrócony ku przeszłości, która stopniowo zanika. Głębsza prawda przybierająca na sile polega na tym, że dzięki obiektywnym, ogromnym zmianom naszego życia, socjalistycznej ideologii i płynącym stąd przeobrażeniom w psychice naszego narodu, przekształcającego się w naród socjalistyczny - wychowuje się nowy odbiorca kultury socjalistycznej i zarazem jej współtwórca. Kto był ostatnio na naradzie kulturalnej w Szczecinie, nie może temu zaprzeczyć.
Można i należy poddać krytycznej analizie opinię masowego widza i czytelnika, można i należy się zastanawiać nad tym, co w nastrojach, upodobaniach widza jest echem starych gustów a co wyrazem nowego stosunku do sztuki. Można i należy odróżniać książki i sztuki, które spotkały się z sympatią pewnych grup widzów i czytelników na skutek ich zacofania, albo odwrotnie, dzieła sztuki, które cieszą się powodzeniem u masowego widza dzięki temu, że wzrosły i zmieniły się jego potrzeby kulturalne. Nie wolno jednak, aby nasz krytyk zignorował, nie zauważył, nie zastanowił się nad opinią widza, jak to niestety miało miejsce w szerokiej dyskusji nad sztuką "Lalka".
Na zaniedbany a tak istotny problem głosu widza - szerzej odbiorcy kultury - zwraca uwagę korespondencja umieszczona w "Trybunie Ludu" (9.12.1952) pod tytułem "Odwrócona kolejność". Autor notatki, Jerzy Bogusz, pisze słusznie: "W dniu 4 grudnia ogłoszone zostały nagrody na III Ogólnopolskiej Wystawie Plastyki. W dniu 8 i 9 bm. odbywa się ogólnopolska dyskusja nad pracami wystawionymi w tym salonie. Uważam, że kolejność ta jest niewłaściwa. Wydaje mi się, że należało najpierw przeprowadzić dyskusję, a dopiero potem w oparciu o swobodną krytykę... przeprowadzić ocenę nadesłanych prac. Wysłuchanie wpierw głosu opinii publicznej podkreśliłoby, że głos ten ma u nas ważkie znaczenie. Może się przecież wytworzyć wrażenie, a byłoby to dużą szkodą dla sprawy, że dyskutować wprawdzie wolno, ale nie ma to i nie może mieć żadnego wpływu na bieg wydarzeń!"
Wydaje się, że w małej notatce została poruszona sprawa dużej wagi politycznej i kulturalnej. Dotyczy ona bezpośrednio również krytyki literackiej, teatralnej i artystycznej.
WYCHOWANIE KRYTYKA
Wracam znów do "Lalki". Ataki krytyków na sceniczną adaptację dzieła Prusa są zastanawiające i pod innym względem. Jak wiadomo, oddziaływanie sztuki polega na sile bezpośredniości przeżycia artystycznego, co wynika z charakteru, specyfiki sztuki. Pisał o tym Bieliński: "Sztuka jest bezpośrednim postrzeganiem prawdy czyli myśleniem w obrazach". Niestety, zawodowa choroba niejednego z krytyków - zatracenie się w szczegółach tak zwanych warsztatowych (choćby i ciekawych) pozbawia go nieraz zdolności bezpośredniego odczuwania dzieła sztuki jako całości - stąd powstaje wzajemne niezrozumienie między widzem lub czytelnikiem, a krytykiem, odmienna reakcja na dzieło artystyczne.
Właśnie ta różnica w sposób jaskrawy ujawniła się też w krańcowo różnym stosunku do przedstawienia "Lalki" ze strony widzów, którym "Lalka" się podobała i większości krytyków, którzy przedstawienie "Lalki" potępiali. Właściwie tylko Jaszcz w "Trybunie Ludu" i częściowo Edward Csató w "Przeglądzie Kulturalnym'' wypowiedzieli się pozytywnie o adaptacji Leśnodorskiego i przedstawieniu.
Wyrażając swe pretensje pod adresem inscenizatora "Lalki" wielu krytyków zajmowało się nieraz "rozszczepianiem włosa na czworo", zarzucając reżyserowi np. to, że Wokulski wbrew panującym obyczajom w mieszkaniu Łęckiego śmiał go pielęgnować, gdy ten zasłabł. W wąsko-warsztatowym spojrzeniu krytyka znika całość przedstawienia - "Lalka" rozpada się, atomizuje się na szereg drobnych fragmentów scenicznych. Znika hierarchia problemów a przede wszystkim z pola widzenia krytyka znika istotna specyficzna właściwość dzieła sztuki - bezpośrednie, całościowe działanie na człowieka. Dla widza zaś "Lalka" - to całe przedstawienie, które nie podoba się, lub podoba się (co nie wyklucza możliwości uwag, zastrzeżeń do poszczególnych scen).
Nie chcę być źle zrozumiana. Właśnie krytyka obowiązuje wnikliwość analizy i ocena zarówno całości jak i szczegółów, zarówno treści jak i formy przedstawienia teatralnego, ale pod warunkiem, że krytyk, podobnie, jak normalny widz, zachowa zdolność świeżego, bezpośredniego stosunku do sztuki i potrafi przez to wczuć się w reakcję widza i zrozumieć go.
Parafrazując słowa Marksa, że ,,wychowawca sam musi być wychowany" można zaryzykować twierdzenie, że krytyk musi sam być zdolny do wzruszeń artystycznych, aby mieć prawo poddać analizie i krytyce wzruszenia widza lub czytelnika.