Artykuły

Agafia...

ADAM HANUSZKIEWICZ opowiada

Wielkanoc to święta radości, budzenia się Chrystusa, a więc, symbolicznie, budzenia się i nas z całą wiosenną przyrodą. W domach mojego dzieciństwa dzieci siały wielkanocną trawkę w specjalnych, drewnianych skrzynkach wypełnionych ziemią.

Podlewaliśmy tę ziemię przez dwa tygodnie, codziennie, aby na Wielką Niedzielę wstawić w nią cukrowego Baranka Chrystusowego, obowiązkowo z czerwona chorągiewką Jego Męki. Szukam dziś w pamięci mojego świątecznego opowiadania z życia, nie z fantazji pisarza, poety, mam je.

A było tak... Graliśmy w Teatrze Narodowym "Kordiana" Juliusza Słowackiego. Przedstawienie skończyło się o dziewiątej wieczorem. O dziesiątej wychodzimy z Kucówną, jako ostatni, z teatru. Na portierni stoi jakaś pani. - Panie dyrektorze, nasza koleżanka nie wyszła do tej pory z teatru, czekamy na nią w autobusie. Mówię, że teatr jest już zamknięty i wszyscy widzowie, a także personel techniczny, wyszli już z budynku. - My wychodzimy ostatni - dodaję. A ta pani na to: - Nasza koleżanka jest psychiczna. Na pewno jeszcze nie wyszła, bo jej nie ma. Brzmiało to przekonująco. - Czy jest jeszcze ktoś z obsługi sceny? - pytam portiera.

- Nie ma nikogo - odpowiada. - A Pan potrafi zaświecić widownię? - Ja? Skąd! Wzięliśmy trzy latarki i zaczęliśmy przeszukiwać widownię rząd za rzędem. Może gdzieś leży zemdlona? Parter, pierwszy balkon, drugi balkon.

W damskiej toalecie na drugim balkonie, przy oknie, stała jakaś pani. - Przedstawienie się skończyło mówię spokojnie. - Taaak? - spytała zdziwiona. Wychodzimy, odprowadzamy ją do autobusu, potem ja z Kucówną wracamy do domu. Godzinę później (nie ma przypadków!) na parterze stoi pięć osób. A na wycieraczce leży piesek. Ma dreszcze. Zatrzymujemy się. wtedy piesek podnosi łebek, patrzy na Zosię, przyczołguje się do jej stóp i kładzie głowę na jej bucie.

Nie było wyboru - wzięliśmy chorą suczkę do domu. Kucówna ochrzciła ją imieniem Agafia. Niestety, dreszcze nie były objawem przeziębienia. To była nosówka. Agafia żyła chyba rok. Dwa razy udało nam się ją uratować, za trzecim razem trzeba było suczkę uśpić. W tym samym czasie gazety pełne były informacji, już potwierdzonych naukowo, że nie tylko jajko wrzucone do wrzątku piszczy, ale i drugie jajo leżące na stole przejmuje ten rozpaczliwy pisk. I też piszczy. Odkryto, że rośliny też odczuwają ból i reagują na łamanie im gałęzi, łodyg, zrywanie liści i kwiatów. Że z roślinami doniczkowymi, jak z pieskami, trzeba rozmawiać, głaskać ich liście, wtedy wręcz rozkwitają. Na naszym balkonie leżała duża donica z ziemią i suchym grubym korzeniem drzewka, które zeschło nam przed kilkoma miesiącami.

I wtedy Zosia, ta racjonalistka, szydząca dotąd z paranaukowych zjawisk, bierze tę ciężką donicę, wstawia ją do pokoju, zalewa ten suchy korzeń i wyschniętą, popękaną ziemię wodą, klęka, kładzie nabożnie dłonie na tym korzeniu i mówi modlitewnie: - Odeszła od nas nasza Agafia, suczki naszej nie wskrzesimy, chrzczę więc ciebie jej imieniem. Ożył nam, Agafio.

Wzruszyłem się. Teraz, po tylu latach, mówiąc o tym, wzruszyłem się tak jak wtedy. Trzy tygodnie później Agafia wypuściła pierwszy zielony listek. W ciągu paru miesięcy drzewko odrosło.

Na zdjęciu: Adam Hanuszkiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji