Artykuły

Samotność - cóż po ludziach

Tego jeszcze nie było: fragment Wielkiej Improwizacji na jazzowo, śpiewany przez Małgorztę Dudę w duecie z Adamem Hanuszkiewiczem (melorecytacja). Stary mistrz nie zawiódł i raz jeszcze wszystkich zaskoczył w finale swego widowiska "Romanse i ballady". Zaskoczył świeżością: poetycko-muzyczny dialog Duda-Hanuszkiewicz do muzyki Piotra Hajduka wieńczył spektakl mocnym akordem.

Kogo jak kogo, ale głosu Hanuszkiewicza nie mogło zabraknąć w Roku Mickiewiczowskim. Ma za sobą bogatą Mickiewiczowską przeszłość, by przypomnieć tylko telewizyjne lektury "Pana Tadeusza" w pierwszej części i wiersze w drugiej, przyniósł nieretuszowany portret wieszcza, bez pompatycznych podmalowań, ale też bez nadmiernego obrazoburstwa - dla okrasy nie mógł sobie Hanuszkiewicz odmówić scenki zaczerpniętej z "Ferdydurke" i napomnieć nas wszystkich, że "Mickiewicz wielkim poetą był" w brawurowym wykonaniu Jerzego Kraszkiewicza i Doroty Marszyckiej.

Umiejętnie rozporządzając nastrojami, nie stroniąc od sztubackiego żartu, pilnując dobrego rytmu, przeprowadził mistrz Adam widzów przez morze poezji swego wielkiego imiennika, wyłuskując z niej prawdziwe skarby.

Są w tym przedstawieniu sceny wielkiej piękności - w pierwszej części to fragmenty spowiedzi Jacka Soplicy w wykonaniu Hanuszkiewicza, w drugiej wspomniana już Improwizacja, ale także interpretacje liryków lozańskich czy subtelnie udramatyzowana "Romantyczność" na dwa głosy Joanny Górniak (Ona) i dawno nie widzianego na scenie Andrzeja Malca (Narrator). Są sceny ujmujące prostotą i zwykłością wzruszenia: pożegnanie Tadeusza przez Zosię (Dorota Marszycka i Robert Kudelski) czy też inwokacja z "Pana Tadeusza" w wykonaniu Olgi Tomickiej. Są wreszcie pełne uroku, lekkiego dowcipu sceny z Soplicowa, zwłaszcza umizgi Telimeny i jej opowieść o pieskach (pełna zaborczej energii Magdalena Cwenówna) i ostro interpretowane, na cienkiej granicy przeszarżowania ballady: "Lilie" (doskonała Duda jako występna Pani i przezabawni jako bracia zamordowanego męża Julian Mere i Robert Tondera.

Nie znaczy to jednak, że jest to spektakl bez wad - nawet jest ich sporo, przede wszystkim nierówności w wykonaniu aktorskim. Za grzech główny jednak, choć należący ostatnio do poetyki przedstawień Hanuszkiewicza, uważam słowo wiążące, które siłą rzeczy spycha ten spektakl w stronę wieczornicy lub lekcji. Inscenizator nie zaufał sam sobie - ułożył bowiem rzecz tak precyzyjnie, że nie musiał niczego dodatkowo objaśniać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji