Artykuły

W tonacjach majorowych

Poznali się w pracowni Czesława Rzepińskiego, malarza, rektora ASP. Dziennikarz - wtedy radiowy - i artysta, który już zaznawał światowej sławy. Śpiewak, który z malowania uczyni pasję dopiero po latach. Zbliżyli się do siebie i tak to trwa już 40 lat. O książce Jerzego Skrobota poświęconej WIESŁAWOWI OCHMANOWI pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Poznali się w pracowni Czesława Rzepińskiego, malarza, rektora ASP. Dziennikarz - wtedy radiowy - i artysta, który już zaznawał światowej sławy. Śpiewak, który z malowania uczyni pasję dopiero po latach. Zbliżyli się do siebie i tak to trwa już 40 lat. Łączy ich między innymi malarstwo, o którym pierwszy lubi z pasją pisać, a które drugi z powodzeniem uprawia.

"...z podobnym zainteresowaniem i poczuciem humoru przyglądamy się temu światu, obaj nie lubimy brutalności, prymitywizmu, bylejakości, cwaniactwa, ignorancji. Obaj chcemy pozostawić po sobie dobry i trwały ślad na ziemi. Co, jak sądzę, jakoś się nam udaje - choć, przyznam, że mnie w o wiele skromniejszym zakresie" - wyznał Jerzy Skrobot we wstępie do kolejnej swej książki. Choć w sumie nie w pełni swej, o czym wspomina; to bardziej album prezentujący 120 prac malarskich Wiesława Ochmana, które Skrobot poprzedził wstępem. Opisał śpiewaka już parę lat temu w tomie "Tonacje sławy", gdzie przedstawił jego skok z knajackiej Pragi do Metropolitan Opera. Teraz zatem skupił się na jego malarstwie, które tenor objawia światu od przeszło dwóch dekad.

Oto artysta, jakże spełniony, mający sławę i pieniądze, potrafił sobie pięknie stworzyć ciąg dalszy na życie. Nadal twórcze, nadal dające radość jemu i innym. Ma przy tym komfort bycia malarzem niepodległym, by użyć słowa Skrobota, pozostającym z dala od środowiskowych mód, kaprysów branży, dyktatu rynku. Zafascynowany kolorem poznawał przez lata tajniki warsztatu w pracowni mistrza i przyjaciela, właśnie prof. Rzepińskiego. Urzeczony muzykalnością jego płócien, odbierał dominujące w nich tonacje majorowe. I takie też są obrazy olejne i akwarele sławnego tenora; oglądając je czujemy pogodę ducha autora, jego afirmację i radość życia, jego wewnętrzną harmonię. Wszak piękno po to jest, by zachwycało... Acz nie kryje śpiewak, że odczuwa i duchowo-artystyczne pokrewieństwo z Jerzym Dudą-Graczem, ze Zdzisławem Beksińskim.

I taki pogodny jest szkic Jerzego Skrobota, bynajmniej nie będący rozprawką o malarstwie, a raczej opowieścią o przyjacielu, o artyście, który rozbudził w sobie jeszcze jeden talent. Czerpie z niego zgoła nieegoistycznie. Jako malarz stał się Wiesław Ochman i ambasadorem polskiej sztuki, i mecenasem kultury. Efekty jego szczodrości poznały krakowska i warszawska ASP, Opera Śląska, i Polonia wileńska, która może cieszyć się odrestaurowanym domem Adama Mickiewicza, w którym jest muzeum wieszcza.

I taki pogodny, sypiący anegdotami, życzliwie uśmiechnięty, z ogromnym poczuciem humoru jest Wiesław Ochman. Wspaniały gawędziarz rozbawia każde audytorium. I tak czynił podczas grudniowego spotkania z okazji promocji książki "Wiesław Ochman. Obrazy wyśpiewane kolorem" w krakowskim Klubie Dziennikarzy: - W San Francisco Placido Domingo poprosił mnie o arię, która byłaby charakterystyczna dla nas, Polaków. Dałem mu partię Stefana ze "Strasznego dworu". Na drugi dzień przyszedł zakłopotany: "Wiesław, przeczytaj to, bo chcielibyśmy zaśpiewać w oryginale. Odczytałem: "Baczność Stefanie, wszak się przyrzekło żyć w bezżennym stanie". Na to Domingo z przerażeniem: "A klarnet by tego nie mógł zagrać?".

A teraz, dzięki publikacji Jerzego Skrobota, my możemy bliżej poznać Wiesława Ochmana. Autor "Obrazów wyśpiewanych kolorem" ma dobrze - wielki śpiewak jest bez wątpienia postacią wdzięczną dla biografisty. Ale też, trzeba przyznać, umiał sobie Ochman trafnie dobrać biografa. I to może sobie zapisać jako kolejny z talentów.

Albo anegdotki, na jakie mogą pozwolić sobie tylko wielcy, bo im żadne pomniejszenie nie grozi. Otoczyła sławnego tenora grupa dziewczynek w wieku 10-15 lat, prosząc o autograf. A gdy śpiewak dociekał, skąd ta ich potrzeba, usłyszał: - Pani nam kazała. Zatrzymał go policjant: - Panie Ochman, dlaczego pan tak nie jeździ, jak pan śpiewa?!. I komentarz: - To był jeden z najwspanialszych komplementów. Z kolei na lotnisku, w toalecie, polski tenor, umywszy ręce, sięga do kieszeni, by od pracującej tam pani usłyszeć: - Pan nie płaci, cieszę się, że mogłam pana bliżej poznać

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji