Artykuły

A kto umarł, wolnym już...

STRASZNY to dom strasznych kobiet, który ukazał nam hiszpański poeta dramaturg Garcia Lorca w swym ostatnim dramacie napisanym na miesiąc przed tragiczną śmiercią z rąk faszystów w wojnie domowej.

Wnętrze tego domu otwiera się przed widzem w chwili, gdy przy akompaniamencie żałobnych dzwonów wkracza do mieszkania trzynaście kobiet w żałobnych welonach. Z tych trzynastu kobiet pozostaje na dalsze akty na scenie siedem: owdowiała właśnie pani tego domu Bernarda i jej sześć córek, z których najstarsza ma czterdziesty rok, a najmłodsza jest jeszcze młodziutka i urocza.

Sztuka jest dramatem tych kobiet.

Nad domem ciąży straszliwa tyrania Bernardy, utkana zdawałoby się z przesądów, purytanizmu graniczącego z obłędem, despotyzmu, dochodzącego do zbrodni. Bernardy, która woli widzieć swe rodzone dziecko martwe, niż w jej pojęciu zhańbione nielegalną miłością.

Nad domem ciąży jeszcze i inny dramat w postaci obłąkanej babki - matki Bernardy. Ów kontrast dziewcząt, spowitych w czerń i strasznej obłąkanej staruchy, przybranej w dziewczęcą różową suknię z kwiatami wplecionymi w siwe rozpuszczone na ramiona włosy - to jeden z najbardziej wstrząsających efektów tego dramatu.

Tę babkę gra Maria Dulęba.

Ukazuje się w czasie akcji na scenie tylko dwukrotnie, poprzedzona obłąkanym głosem najwyższej rozpaczy, rozlegającym się zza sceny. Za to, gdy się zjawia, gra w oczach widzów jak najbardziej kameralnie: najcichszym, nieledwie pieszczotliwym głosem wygłasza swe obłąkane prawdy. Ten kameralny ton w oddawaniu obłędu strasznej staruchy jest jeszcze wyraźniejszy przy drugim jej zjawieniu się w akcie ostatnim. Samo jej wejście jest tym dramatyczniejsze, że sytuacja w jakiej się zjawia jest napięta: noc, potajemna schadzka najmłodszej Alby, Adeli z narzeczonym najstarszej siostry, ułomna Martirio śledzi krok "występnej" siostry. I w tym momencie znowu ona w swej różowej szacie, z ofelijnymi gałązkami wplecionymi w białe włosy. W ramionach tuli, niczym małe dziecko, jagniątko i śpiewa mu najczulsze słowa.

Nie ma w tej grze Dulęby ani jednego momentu szarży, ani odrobiny taniości: najwyższa prostota gry trafiająca wprost do serca.

Kreacja Dulęby w roli Babki, Marii Józefy przejdzie do dziejów polskiego teatru.

Potworną matkę - tyrana, która zamyka swe córki w domu, jak w więzieniu, używając wszelkich środków do jakich uciekają się prześladowcy: szpiegowania, bicia, karania aż do doprowadzenia do śmierci gra Zofia Małynicz.

Z kamienną twarzą, na której nie zadrgała ani nuta uczucia, z zaciśniętymi zębami wypełnia to, co w swej bezmiernej średniowiecznej ciemnocie uważa za swój obowiązek. Małynicz stworzyli postać z jednej bryły.

A córki? Każda inna, znalazły też najróżniejsze w odcieniach gry odtwórczynie.

Ryszarda Hanin przeistoczyła się w zgorzkniałą, tęskniącą do mężczyzny starą pannicę, której nagle zaświtała nadzieja małżeństwa z dwudziestopięcioletnim chłopcem, skuszonym jej majątkiem. Jakim dobrym pomysłem artystycznym, jak wiernym psychologii postaci był ów bezsilny, zduszony głos, jaki wydobywa z siebie miotana zazdrością o młodą, ładną siostrzyczkę! Wiele okrucieństwa i sadyzmu dała ułomnej Martirio Renata Kossobudzka, Krystyna Borowicz i Katarzyna Łaniewska grały swobodnie dwie młodsze córki: Magdalenę i Amelię.

Oddzielne wyrazy należą się Alicji Raciszównie za lirycznie ujętą rolę nieszczęśliwej Adeli, która dopiero w dobrowolnej śmierci znalazła to, czego nie miała i mieć nie mogła w ponurym domu swej matki - wolność. W myśl słów "Warszawianki" a kto umarł wolnym już... Adela Raciszówny była nie tylko śliczna, ale i pełna słodyczy i wielkiej prawdy zakochanej dziewczyny. Była, jak ptak radosny wśród straszliwych puszczyków.

Znakomitą Poncią, służącą nienawidzącą swą panią a grającą wobec niej rolę wiernej powiernicy była Janina Sokołowska, a Halina Czengery, jako pokojówka świetnie odegrała moment przejścia od prześmiechów do udanej rozpaczy po śmierci swego pana.

Sąsiadkami odwiedzającymi dom żałoby były: Janina Munclingerowa, Stanisława Kostecka, Maria Strońska, Eugenia Drabik-Witkowska i Helena Stępowska.

Reżyser tej kobiecej sztuki, oczywiście także kobieta Maria Wiercińska z właściwą sobie subtelnością potrafiła stworzyć okropny nastrój tego strasznego domu. Widz miał uczucie, że udusi się w tej atmosferze nienawiści, przesądów, niezaspokojonych żądz, zazdrości i śmierci. Tej śmierci, która wobec takiego życia jest czymś najbardziej pożądanym.

Dom Bernardy Alba, wyczuwa się, to doskonale, otoczony jest innymi takimi samymi domami, zatopionej w ciemnocie wsi hiszpańskiej, a dramat zamkniętych w tym domu kobiet dramatem wielu innych kobiet.

To wszystko wyczytała ze sztuki i przekazała publiczności reżyser Wiercińska. Jej dodatkowym szczęściem było to, że rozporządzała takimi aktorkami jak Maria Dulęba, Zofia Małynicz i grono pozostałych, o których była już mowa.

Niezwykle oszczędna w środkach scenografia Otto Axera podnosiła jeszcze ten nastrój. Dekoracja obrazu trzeciego: zastawiony owocami stół biesiadny na tle białego muru w migocącym płomyku świecy, czarne plamy żałobnych sukien i jedna na tym tle różowa plama dziewczęcej szaty osiemdziesięcioletniej wariatki - to obraz niezapomniany.

Spektakl stał się polem do znakomitego popisu artystycznego. Inna sprawa, czy należy ludzi aż tak przygnębiać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji