Wokół "Garbusa"
Spośród trzech prezentowanych wczoraj na festiwalu spektakli, jeden zdaje się zasługiwać na uwagę przede wszystkim. Pozakonkursowe wprawki ("Szury") sceny młodych Poznańskiego Teatru Lalki i Aktora na niezłych przecie miniaturach dramatycznych budziły bowiem wątpliwości zasadnicze. Nie wiem czy nie więcej dostarczył ich renomowany Teatr Powszechny z Warszawy minoderyjnym w formie i zbyt plakatowym w ujęciu ważnego tematu przedstawieniem "Trzech w linii prostej" według Bratnego. Ten jeden zatem liczący się spektakl to oczywiście "Garbus" Mrożka w reżyserii Kazimierza Dejmka.
Pisanie o "Garbusie" niesie określone trudności. Wyinterpretować tego jakże odmiennego Mrożka jest niezwykle trudno, zwłaszcza, że jak się powszechnie głosi, nikt lub prawie nikt nie wie, o czym traktuje sztuka. Podobno wie Dejmek, idźmyż więc śladem tej wiedzy.
Zaczyna się "Garbus" trochę jak kostiumowa komedia. Do letniskowego domku (drewniany, kolorowy, zdobny w rzeźbki i wieżyczkę z zegarem za którym co prawda nie kwitnie wiśniowy sad, choć jego obecność tu i ówdzie się wyczuwa, przybywają goście. Wytworny baron z zapozowaną baronową, prowincjonalny mecenas z głupiutką żoną, student.
Na miejscu czeka na nich gospodarz-garbus. Ta fizyczna anomalia budzi podejrzenia, bliżej nie sprecyzowane, ale przybierające rożne kształty. Ale nie rozstrzyganie tego kim jest garbus i szykowane nań sposoby posuwają wprzód sceniczną akcję. Krążące coraz szybciej wskazówki zegara odmierzają akty gry toczącej się między przybyłymi na letnisko ludźmi. Grają tu wszyscy. Baronowa z baronem i vice versa, baron z Onką i Onkiem, student ze wszystkimi. Zapatrzeni w siebie, przybierający różne pozy, a wraz z nimi poglądy obracają się w wyizolowanym światku z garbusem, tą jedyną obcością i rodzajem zagrożenia.
Od początku wiadomo, że coś się stanie. To wrażenie zdaje się narastać z każdą sceną. Pogodna salonowa komedia dość szybko przechodzi w becketowskie oczekiwanie. Gdy zatem pojawia się Nieznajomy przyjmujemy to z ulgą, że może oto wreszcie coś się wyjaśni. Tymczasem uosabiający jakąś władzę osobnik sytuację gmatwa jeszcze bardziej rozprawiając ni to w formie przesłuchania, ni to rozmowy o spiskach i terrorystach. Wskazówki zegara pędzą coraz szybciej, towarzyskie gry się zaostrzają, słychać odgłos detonacji, a potem pada strzał i sielankową oazę wypoczynku opuszczają przegrani - każdy na swój sposób - ludzie. Tymczasem zaś rzeczywiście wokół coś się stało. Nie odjeżdżają pociągi, nie ma wozów, koni ani ludzi. Świat się rozsypał, zniknął. Lecz gdy baron - ostatni - opuszcza letnisko kierując się nie wiadomo dokąd, na opuszczone po bankiecie pobojowisko wkracza garbus i spokojnie zabiera się do ustawiania, porządkowania, zbierania.
Przedstawienie Dejmka jest precyzyjne, czyste, logiczne, Mimo podtekstów i psychologiczność tekstu, nie brak mu jednoznaczności, która pozwala odczytywać myśl Mrożka. To doskonała teatralna robota. Znakomita rola Mieczysława Voita, dokonania przede wszystkim Andrzeja Maya, Jana Kobuszewskiego i Bogusława Sochnackiego dopełniają całości obrazu.