Artykuły

Niełatwy żywot bigamisty

"Mayday" w reż. Edwarda Żentary w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Daniel Klusek w Głosie Pomorza.

Słupszczanie lubią farsy, o czym można się było przekonać w weekend podczas pierwszej w tym roku premiery Nowego Teatru. "Mayday" Raya Cooneya to jeden z najlepszych tekstów komediowych świata.

Repertuar łatwy, lekki i przyjemny zawsze znajdzie w Słupsku publiczność. Świadczy o tym m.in. ogromne do dziś zainteresowanie farsami: "Okno na parlament" Raya Cooneya, "Z rączki do rączki" Michaela Cooneya czy "O co biega?" Philipa Kinga.

Tym razem Nowy Teatr zaproponował jeden z najlepszych tekstów tego gatunku - "Mayday" w reżyserii Edwarda Żentary. Na scenie salon typowego londyńskiego domu. Ale właśnie, czy jednego? Dzięki bardzo sprytnej scenografii Tatiany Kwiatkowskiej, widzimy dwa pomieszczenia. I nawet jeśli mieszkańcy obu domów korzystają jednocześnie z tej samej przestrzeni, widzowie nie mają wątpliwości, w którym każda z postaci się znajduje.

Oba domy należą do Johna Smitha, londyńskiego taksówkarza-bigamisty. W każdym z nich czeka kochająca go żona. Oczywiście panie nie mają pojęcia o tym, że nie są jedynymi wybrankami swego męża. Podwójne życie pana Smitha trwa od kilku lat i udaje się tylko dzięki temu, że mężczyzna trzyma się ściśle grafiku. Tymczasem pewnego wieczora "rozkład jazdy" zostaje zaburzony, co pociąga za sobą dramatyczne konsekwencje i wywołuje lawinę komicznych zdarzeń.

Główną rolę reżyser powierzył Dariuszowi Majchrzakowi, aktorowi mającemu w dorobku role w kilku filmach i serialach telewizyjnych. Dla niego "Mayday" była debiutem na słupskiej scenie. Jak zapewniał po premierze Zbigniew Kułagowski, dyrektor Nowego Teatru, będzie on stałym współpracownikiem naszego teatru.

Farsa, mimo że oglądają się bardzo przyjemnie, jest gatunkiem dla aktorów trudnym i wymagającym dużej dyscypliny. Wszystko musi się tu dziać w tempie. Tego tempa na początku przedstawienia jednak nieco zabrakło. Widać, że aktorzy byli stremowani i musieli się rozegrać. Na szczęście drugi akt był już taki, jakiego oczekiwali widzowie. Zabawny, a przy tym dobrze i odważnie zagrany. Aktorzy wyraźnie narysowali swoje postaci. Szczególnie widowiskowo zrobił to Adam Jędrosz, grający geja, Bobby' ego Franklina, sąsiada Johna Smitha. To on właśnie zebrał największe brawa publiczności. Na oklaski zasługuje jednak cały zespół. - Drugi akt "Mayday" jest lepiej napisany przez autora i aktorzy też lepiej go zagrali - mówił po premierze Edward Żentara, reżyser przedstawienia. - W farsie zawsze jest strach przed spotkaniem z publicznością. Dlatego cieszę się, że widzowie zaakceptowali to przedstawienie.

"Mayday" z pewnością będzie kasowym i frekwencyjnym hitem. Najlepiej świadczy o tym fakt, że większość biletów na kolejne przedstawienia, które odbędą się 21, 22 i 23 stycznia, została już wyprzedana. Ten spektakl to dobra propozycja dla tych, którzy chcą spędzić w teatrze dwie godziny pełne znakomitego humoru sytuacyjnego i słownego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji