Cielesność i poezja
David Harrower zbudował "Noże w kurach" na schemacie zapomnianej przez cywilizację wsi, w której ścierają się najgłębsze i najprymitywniejsze ludzkie uczucia i gdzie "światło" walczy z "ciemnością". To motyw wykorzystywany w literaturze nader często, ale Harrowerowi udało się wpisać w pejzaż tej wsi biblijną historię oddzielania ziarna od plew, odkrywanie i nazywanie świata i uczuć. Rudolf Zioło, reżyser spektaklu zrealizowanego w Teatrze "Wybrzeże", nieustannie balansuje na granicy tego, co w tej sztuce poetyckie i co naturalistyczne.
Nie zawsze udaje mu się zachować równowagę i mistyczny obraz przegrywa z dosłownością teatralnej nagości. Potrafi jednak opowiedzieć historię dojrzewania Młodej Kobiety, która uczy się nazywać świat. Odnajdywać w sobie to, co najlepsze i to, co najciemniejsze. Historię o samotności.
Ta opowieść rozciąga się między dwoma światami. Domem, w którym Młoda Kobieta mieszka ze swoim starszym mężem Williamem i domem młynarza Gilberta. Scenograf - Andrzej Witkowski - wyraźnie podzielił te dwa światy. Obu jednak nadał wyraz zgrzebnej prostoty: dwa drewniane stoły, krzesła i łóżka. Ale są jeszcze tajemnice drzwi stajni w domu Williama i Młodej Kobiety i wyjście na dach w domu młynarza. Wreszcie półka z książkami u młynarza, mieszkającego za wsią i przez wiejskich znienawidzonego. Powiadają o nim, że ludzi zamienia w koty, kozy i małpy.
Młoda Kobieta jest posłuszną żoną. Mąż mówi o niej, że jest jak pole - najlepsze, najżyźniejsze, najczarniejsze. Daje jej proste rady: Idź prosto i trzymaj się tego, co wiesz. Ale ona chce wiedzieć więcej. Nauczyć się nazywać wszystko co widzi najlepiej jak potrafi. Najbliżej istoty rzeczy i spraw, w najdoskonalszym związku natury, Boga i człowieka. Jest dobra, wierna i ufna. Do czasu, kiedy mąż wysyła ją, by zmieliła ziarno u młynarza. Boi się go i nienawidzi, ale jednocześnie zaczyna odkrywać w sobie świat pełen sprzecznych uczuć. Już nie boi się po powrocie od młynarza zajrzeć do stajni, by sprawdzić, co mąż robi tam całe noce. Prymitywnymi odgłosami, jakie z tej stajni słychać Rudolf Zioło wiele sugeruje, ale nie obnaża tajemnicy. Związek Williama - rolnika z ziemią i naturą jest po prostu w spektaklu Rudolfa Zioło prymitywny. I takiego agresywnego Kuca, jak złośliwie nazywają Williama wiejscy, gra Michał Kowalski. Jest panem domu i kobiety, która pomaga mu codziennie się umyć. Używa prostych słów i prostych porównań. On trzyma się tego, co wie i nie jest ciekaw niczego więcej. Małgorzata Brajner jako Młoda Kobieta z żony zamienia się w kochankę młynarza. Zrzuca skórę niczym wąż. Odnajduje sens słów tak dosłownie i namacalnie, jak wbija noże w kury i czuje ciepłą krew na rękach. Budzi demony, by przekroczyć wreszcie granice zbrodni (z pomocą kochanka zabija męża). Aktorka potrafi sugestywnie przekazywać emocje, ale jakby zabrakło jej konsekwencji w wyraźnym pokazaniu tej przemiany, tak istotnej dla spektaklu. Igor Michalski jako młynarz jest po prostu człowiekiem samotnym, nieszczęśliwym po śmierci żony i odrzuconym przez ludzi, którzy się go boją tylko dlatego, że o świecie wie trochę więcej. Nie ma w nim groźnej tajemnicy. To tylko wyobraźnia Młodej Kobiety czyni go takim, kiedy widzi Gilberta w nocy nagiego na dachu domu, rytualnie niemal posypującego się mąką. On tylko szuka miłości i zrozumienia. Ale ci dwoje spotkać się na jednej drodze nie mogą. Bo światem Młodej Kobiety pozostaje wciąż ta sama wieś i tylko tam chce dalej szukać siebie. Młynarz chce odkrywać nowe. Ona nie potrafi przenieść się do młyna, on do wsi. Spektakl Rudolfa Zioło staje się zarazem opowieścią o samotności, która ze wszystkich ludzkich uczuć okazuje się najbardziej dojmująca. Szkoda jednak, że reżyser nadużywa dosłowności, raz za razem każąc aktorom stawać przed widownią nago. I szkoda, że w pierwszej części spektaklu nie potrafił utrzymać emocjonalnej temperatury zdarzeń, co czyni całą jego opowieść mniej przekonującą.