Artykuły

Porażka na własne życzenie

Czasami zastanawiam się, co by się stało, gdyby Adam Hanuszkiewicz przestał robić swoje spektakle. Chyba największą stratę ponieśliby recenzenci, zwłaszcza młodzi. Bo na kim wtedy mogliby ostrzyć dowcip i ścigać się w złośliwościach, jakby w nich duch Antoniego Słonimskiego wstąpił. Można by całą rozprawę napisać o skojarzeniach, które w recenzentach wywołują "zużyte, papierowe dziesięciozłotówki" - to tylko najbardziej charakterystyczne epitety, które dobitnie mają wyrażać abominację krytyków. Zdumiewające jest to, że nie zauważają oni, iż reagując tak emocjonalnie, dają się po prostu Hanuszkiewiczowi prowokować. Bo przecież reżyserowi o to tylko chodzi, by rozdrażnić, zirytować, rozwścieczyć. Złość piszących o Hanuszkiewiczu czasami jest tak wielka, że zaślepia. Oto np. recenzent Gazety Wyborczej po ostatniej premierze w Nowym - Pannie Izabeli wg Lalki Prusa - stwierdził, że Hanuszkiewicz zmienił zakończenie powieści i "wysłał Izabelę do klasztoru". Tak jakby autor recenzji (oczywiście bardzo złośliwej) nie doczytał Lalki do końca, wszak na ostatniej czy przedostatniej stronie Ochocki mówi Szumanowi, że Łęcka wybiera się do klasztoru. Zatem pomysł Hanuszkiewicza, by Izabela w ostatniej scenie pojawiła się w zakonnym habicie, nie jest zupełnie od rzeczy. Inna sprawa, że w finale reżyser każe Łęckiej wygłosić apel do Wokulskiego, by nie wysadzał się w powietrze, co jest już dowolną interpretacją książki. Ciekawe jednak, że recenzenci, którzy z furią atakują Hanuszkiewicza za daleko idącą swobodę w traktowaniu klasyki, jakoś wykazują więcej tolerancji dla innych twórców. Prus (Maciej, nie Bolesław) w tym samym czasie wystawił w półtorej godziny Kordiana również poważnie ingerując w tekst. Moim skromnym zdaniem nie dało to niczego ciekawego, ale za to w popremierowych relacjach można było wyczytać, że adaptacja była "bardzo interesująca", a w radiu jeden dżentelmen stwierdził, że wręcz "genialna".

Nie zamierzam bawić się w adwokata Hanuszkiewicza, bo jak kiedyś powiedział Puzyna - klient nie daje wielkich szans obrony. Nie da się zaprzeczyć, że Panna Izabela jest przedstawieniem nieudanym. Nie mam jednak zamiaru dołączać do chóru szyderców i kpiarzy. Bawienie się kosztem tego, co dzieje się w Teatrze Nowym pod dyrekcją Hanuszkiewicza, wydaje mi się rzeczą łatwą, a nawet nudną. Nie ma co ukrywać, że teatr ten znajduje się na peryferiach naszego życia teatralnego. Emocje, które Hanuszkiewicz wzbudzał przed laty, dzisiaj już wygasły. Co nie znaczy, że należy jego obecną twórczość lekceważyć czy przemilczać. Po prostu warto chodzić na Puławską bez z góry powziętych uprzedzeń, a przede wszystkim starać się rozumieć, że teatr Hanuszkiewicza rządzi się własnymi prawami. Mogą one nam nie odpowiadać, ale na Boga nie sądźmy Hanuszkiewicza wedle kryteriów, które przyjmuje się w ocenie np. Teatru Polskiego w Warszawie. Wiadomo, że u Hanuszkiewicza nie będziemy podziwiać niuansów psychologicznych gry aktorskiej, bo u niego gra się grubą kreską. Oczywiście to musi razić w przypadku realizacji takich utworów jak Lalka, gdzie mamy do czynienia z bogactwem realistycznej obserwacji. Prus pokazuje wspaniały obraz społeczeństwa z końca XIX wieku. W Pannie Izabeli Hanuszkiewicza mamy karykaturę tego społeczeństwa. Ironię Prusa Hanuszkiewicz zamienia w dość ciężką satyrę. Najlepszym tego przykładem jest ustawienie roli Rzeckiego. U Prusa stary subiekt jest człowiekiem naiwnym, ale dobrodusznym. Tymczasem Hanuszkiewicz robi z niego kretyna, który nic nie rozumie, co się wokół dzieje. Rozumiem, co Hanuszkiewicz chciał uzyskać: wyśmiać typowo polską postawę marzycielską. Stąd też pewnie każe Szumanowi w rozmowie z Rzeckim na nieustannym śmiechu wypowiadać sądy o Polakach, którzy we wszystkim kierują się uczuciami.

W Pannie Izabeli Hanuszkiewicz robi aluzje do współczesnych nam stosunków, do rodzącego się kapitalizmu, do mamony, która wszystkim zaczyna rządzić. W istocie bowiem Hanuszkiewicz ma temperament gazetowego felietonisty (nie używam tego sformułowania w pejoratywnym sensie). Łapie szybko tematy, które przynosi dzień, i natychmiast się do nich ustosunkowuje. Robi to jednak w sposób powierzchowny, sądy buduje z przypadkowych skojarzeń, jego konkluzje są hasłowe. Myślę, że Hanuszkiewicz najlepiej by się czuł, gdyby mógł dawać premiery co tydzień i robić taką teatralną gazetę.

Drugim problemem, który nurtuje Hanuszkiewicza w Pannie Izabeli, jest, by tak rzec, sprawa kobieca. Adaptując Lalkę reżyser wyraźnie wziął w obronę Izabelę. Wokulski jest w jego spektaklu raczej antypatycznym typem, nuworyszem, który dorobił się na handlu bronią i dobiera się teraz do panny z dobrego domu. Izabela tymczasem reprezentuje prawo kobiet do godności i samostanowienia. Tu mam poważne wątpliwości, czy Łęcka może być wzorem dla dzisiejszych ambicji feministycznych. To przesłanie przedstawienia nie ma dostatecznej siły także dlatego, że odtwórczyni głównej roli (Magdalena Cwenówna) do swoich racji nie przekonuje. Bardziej zwraca się uwagę na efektowne suknie Izabeli niż na to, co swą postawą niesie. Widać wyraźnie, że Hanuszkiewicz na podstawie Lalki chciał zrobić przedstawienie popularne, trafiające do wszystkich. Panna Izabela jest więc scenicznym melodramatem (reżyser w programie zestawia nawet powieść Prusa z Trędowatą). Jednocześnie Hanuszkiewicz robi żarty, które mają psuć teatralną iluzję (Irena Kwiatkowska jako Prezesowa Zasławska np. kończy swoją kwestię stwierdzeniem, że idzie do garderoby napić się kawy). Reżyser każe aktorom zwracać się wprost do publiczności. Oświetla ich od dołu, jakby rampą, co wszystko razem daje parodię starego teatru. Oczywiście są jeszcze tańce i śpiewy. Ale mimo tych zabiegów Panna Izabela jest spektaklem nużącym. Brakuje tego charakterystycznego Hanuszkiewiczowskiego "fajeru". Być może przyczyna leży w tym, że w dotychczasowych przedstawieniach w Nowym Hanuszkiewicz bazował na swoim młodym ansamblu, który był jego maszyną do grania. W Pannie Izabeli nie występują liderzy tego zespołu, a spektakl rozpisany został na pojedyncze role, które niestety z małymi wyjątkami grane są fałszywie i nie dają żadnej wspólnej całości. Porażka zatem ewidentna. Choć, jak mawiają komentatorzy piłkarscy: "na własne życzenie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji