Artykuły

Lewiatana cień

Jak wynika z raportu Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów średni staż pracy dyrektora to 16 lat, w skrajnych przypadkach wszak niektórzy z teatralnych pryncypałów rządzą w tym samym miejscu 30, a nawet 40 sezonów - pisze Maciej Nowak w Krytyce Politycznej.

Czy zastanawialiście się kiedyś nad nazwą organizacji reprezentującej interesy polskich pracodawców i przedsiębiorców prywatnych? To wpływowe ciało, cieszące się uznaniem mediów i polityków, nieustająco obecne w głównym nurcie polskiej dyskusji, zwie się Lewiatan. Obowiązkowe od dwóch dekad lekcje religii w szkołach na tyle chociaż powinny się zdać, by pojęcie lewiatana nie było obce średnio wykształconemu obywatelowi RP. Pamiętacie? Siostrzyczka albo księżulo uczyli przecież, że to starotestamentowy potwór, opisywany w Księdze Hioba słowami: "Serce ma twarde jak skała, jak dolny kamień młyński. Gdy wstaje, mocni drżą ze strachu i przerażeni tracą przytomność". Również w późniejszych komentarzach identyfikowany był jednoznacznie, jako przedstawiciel sił ciemności, uosobienie Szatana, a św. Tomasz z Akwinu widział w nim demona zazdrości. W słowniku "Zwierząt symbolicznych i mitycznych" uznawany jest za reprezentanta "chaosu i mocy głębin". Utożsamiano go także z motywem piekielnej paszczy, w której znikną potępieni podczas Sądu Ostatecznego. Wstawienie lewiatana do herbu organizacji pracodawców kreuje specyficzną przestrzeń symboliczną naszej wspólnotowej gigantomachii ostatnich lat. Nie wiadomo, ile w tym cynizmu i przekonania, że "ciemny lud" kupi wszystko, ale jak widać nasi przedsiębiorcy nawet nie próbują niczego udawać.

Słuchałem kilka dni temu dyskusji w jakimś komercyjnym radiu, gdzie przedstawiciele Lewiatana grzmieli na ustawę przyznającą pracownikom dzień wolny w Święto Trzech Króli. Ani mnie ziębi ani grzeje religijny wymiar tego święta, ale wprowadzenie kolejnego płatnego dnia kanikuły w kraju, którego obywatele pracują najciężej i najdłużej w Europie, wydaje się ruchem ze wszech miar godnym poparcia. Wyrażając swoje oburzenie nowym przepisem pan z Lewiatana zwrócił uwagę, że jest on sprzeczny z postanowieniami konkordatu, który ściśle określa ilość dni świątecznych. - Nie po raz pierwszy to my, przedsiębiorcy, musimy walczyć o przestrzeganie ustaleń konkordatowych - spuentował głosem pełnym troski. Tak, tak, bo głos lewiatana to głos naszych tatusiów, prezesów i dyrektorów, którzy pełni oddania i poświęcenia biorą odpowiedzialność za polską rzeczywistość, polskie prawa i polskie sukcesy. I samodzielnie ustalają, co jest dla nas korzystne, a co nie.

Oddech lewiatana, który ,,rozpala węgle", wisi również nad branżą teatralną, gdzie lobby dyrektorów właśnie przeforsowało przez rząd projekt nowelizacji ustawy o prowadzeniu działalności kulturalnej. Jednym z najważniejszych jej punktów jest odebranie aktorom prawa do umowy na czas nieokreślony przed upływem 15 sezonów w zawodzie. Jeśli zastanowić się nad sensem tej zmiany, a także wsłuchać w opinie mediów, to okaże się, że główną zakałą polskich teatrów są młodzi artyści po szkołach aktorskich, którzy przykuwają się do kaloryferów stałymi umowami o pracę i inicjują zmiany dyrekcji. Cóż za manipulacja godna księcia ciemności! Owszem na przestrzeni ostatnich sezonów polskimi teatrami wstrząsały konflikty, ale w większości wypadków nie przebiegały one na linii dyrektor - aktorzy. To były spory z lokalną władzą, która nie umiała właściwie ocenić osiągnięć swoich teatrów. Dwa przypadki, gdy aktorzy wymusili zmiany, w Nowym Teatrze w Łodzi i w Studio w Warszawie, dotyczyły scen ewidentnie źle zarządzanych i tutaj działania zespołów miały wymiar jak najbardziej pozytywny. W Warszawie kilka miesięcy temu opowiadano o kolejnym teatrze, pogrążonym od lat w artystycznym marazmie, w którym grupa młodych aktorów zaczęła coraz głośniej wyrażać swoje niezadowolenie. Teraz, gdy już wiedzą, że narażenie się dyrekcji może pozbawić ich prawa do stałej pracy (a w konsekwencji - mieszkania) przez 15 lat, z sejmikowania z pewnością zrezygnują. I w coraz mniejszym stopniu będą czuli się związani z konkretnym teatrem i zespołem, stając się proletariuszami komercyjnych przedsięwzięć scenicznych. Teatru, którego uczyli się w szkołach, uprawiać tam nie będą, pozostanie im tylko walka o resztki marzeń i godności, maskowana celebryckim stylem życia. Bo to nie młodzi, roszczeniowi artyści są zagrożeniem dla polskiego teatru. Jest nim lewiatanowy, patriarchalny system dyrekcji, często gangrenujący wrzodami nepotyzmu. Jak wynika z raportu Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów średni staż pracy dyrektora to 16 lat, w skrajnych przypadkach wszak niektórzy z teatralnych pryncypałów rządzą w tym samym miejscu 30, a nawet 40 sezonów. Naturalna wymiana pokoleń, doświadczeń, stylistyk jest nieosiągalnym marzeniem i nie załatwią tego sugerowane w nowelizacji kilkuletnie kontrakty dyrektorskie. Żeby skutecznie wymusić rotację kadr zarządzających należy wprowadzić limit kadencji, ale rozwiązanie to, tak naturalne w większości krajów demokratycznych, u nas nawet nie jest dyskutowane. Skoro w ten sposób udało się skutecznie zabetonować na całe dziesięciolecia politykę samorządową, to jeszcze łatwiej utrzymać podobny układ w teatrach. Lewiatan czuwa! Jak głoszą słowa piosenki: "Nie umknie mu już żaden gest, żadna myśl i żaden sens".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji