Artykuły

Tacy duzi, mądrzy i bliscy nam, chłopcy

"Tacy duzi chłopcy" w Piotra Machalicy w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej Częstochowa.

Publiczności sobotniej teatralnej premiery nie udało się tym razem na stojąco oklaskiwać artystów. Co kilka osób poderwało się z miejsc, to Piotr Machalica dziękował kolejnym realizatorom "Takich dużych chłopców".

Niemniej wszyscy wykonawcy dostali gromkie brawa, na które w pełni zasługiwali. Bo powiało wielkim światem. Wiew poczułem mijając znakomitego gitarzystę Janusza Strobla przy drzwiach toalety na parterze teatru. Chwilę później był on wywołany przez dyrektora Roberta Dorosławskiego, który tradycyjnie witał ze sceny gości premierowego wieczoru. Z grona kompozytorów muzyki piosenek, które rozległy się tego wieczoru, był jeszcze na sali Janusz Grzywacz - założyciel legendarnego zespołu Laboratorium. Włodzimierz Nahorny i Jerzy Satanowski nie dopisali. Siedział za to na sali Jan Wołek, którego teksty wykonywali "Tacy duzi chłopcy". Ich występowi przyglądał się Roman Osadnik, dyrektor Och Teatru, gdzie 14 stycznia częstochowsko-warszawski spektakl będzie miał swoją stołeczną premierę (Maria Seweryn członek zarządu Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury, która prowadzi Och teatr przysłała depeszę z gratulacjami).

To im wszystkim oraz Januszowi Bogackiemu, aranżerowi, który z orkiestrą pracował na scenie, ale i teatralnym dźwiękowcom, oświetleniowcom, krawcowym i garderobianym dziękował na oklaskach dyrektor częstochowskiej sceny, a zarazem reżyser "Takich Ddużych chłopców" Piotr Machalica.

Przyznać trzeba, że Jan Wołek był pierwszym bohaterem tego wieczoru. Większość z kilkunastu wykonanych utworów poeta napisał specjalnie dla tego koncertu. Była to spowiedź dużych chłopców - do grona których przecież i on już należy - spotykających się na urodzinach jednego z nich. Tamten skończył lat...dziesiąt pewnie i z okładem. Zaprosił kolegów na oblewanie na dach - jak tych...dziesiąt lat temu, kiedy byli w jednej klasie. Siedzą więc jak w kinie (na dachu przy kominie) i patrzą na film swojego życia. Płynie czas: niebieskie niebo z obłokami ogarnia płomienny zachód słońca i mrok, który w końcu znów ustępuje płynącym po błękicie obłokom... Słowami Wołka chłopcy opowiadają o tej swojej klasie, która rozproszyła się po świecie i meandrach losu. O przemijaniu, które doskwiera coraz bardziej. O nadziejach - kiedyś zielonych, a dziś kurczących się jak jesienne liście. Nie ma scenicznego dziania się, jest jednak dramatyzm i komizm muzycznych monologów, są postaci budowane przez występujących aktorów. Tak tworzy się rodzaj spektaklu - więc nie do końca miał rację Robert Dorosławski, kiedy uprzedzał publiczność, że to tylko koncert.

Teksty Wołka straszą czy śmieszą - każą myśleć. O relacjach między ludźmi, o zgubnym wpływie samotności, o miłości, która przemija, o przyjaźni, która trwa mimo wszystko. "a od kolegów, stara, wara! - śpiewa przecież Marian Opania, siedzący na inwalidzkim wózku. Malowana słowami i muzyką rzeczywistość tak mocno bierze, aż wypada mieć nadzieję, że tych przypadków, stanów i refleksji, nikt z kreujących wieczór nie zaznał. Że i nam będą odpuszczone, a ten zewnętrzny kontakt z nimi, nas oczyści. Oczywiście program koncertu zbudowany jest z różnych nastrojów - literackich i muzycznych, ale nawet przekazy komediowe - jak znakomity VIP kreowany przez Adama Hutyrę - są goryczą podszyte.

Że Marian Opania znakomicie, na swój indywidualny sposób, interpretuje piosenki - nawet podkreślać nie trzeba. Cieszy możliwość stwierdzenia, że przy takim mistrzu częstochowscy aktorzy Adam Hutyra i Waldemar Cudzik wypadają po partnersku. Szczególnie Adamowi Hutyrze udało się zbudować charakterystyczne postaci. Jednak gwiazdą wieczoru jest bezsprzecznie Piotr Machalica. Jego dwie piosenki: "...to nie jest bar", ale szczególnie ta o ścinaniu różom głów, budzą dreszcze u słuchacza.

Oczywiście - teksty Wołka odbiorcę, który ma już lat...dziesiąt, rozbijają na elementy podstawowe. Interpretacja Machalicy powoduje, że te słowa bolą i leczą zarazem. Momentami ma się wrażenie, że to nie dyrektor Teatru im. Adama Mickiewicza, ale Włodzimierz Wysocki jest tym dużym chłopcem, który dzieli się z nami swoimi rozterkami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji