Artykuły

"Zemsta" Aleksandra Fredry

Wybór "Zemsty" A. Fredry na tę uroczystość był jak najszczęśliwszy, gdyż z właściwą komediopisarstwu paradoksalnością, mimo swego tytułu, ta "zemsta doskonała", jak o niej mówi Cześnik, jej główna postać, jest wielkim wezwaniem do zgody i zjednoczenia. W wystawieniu tej komedii przykład zjednoczenia się dali aktorzy, dekorator - p. St. Mikuła, dyrekcja muzyczna - p. J. Kropiwnicki, reżyser i nawet adepci Studium Teatralnego, którzy przyłączyli się do tego wysiłku. Jedności zabrakło tylko w samej koncepcji reżyserskiej. Stylowy w pomyśle Cześnik w wykonaniu S.Kostrzewskiego zeszedł się z nader realistycznie pojętym Milczkiem, granym przez B. Urbanowicza. Z początku nazbyt groteskowy Papkin w zamaszystej interpretacji Wojciecha Wojteckiego wprowadzał elementy surrealistyczneg w inscenizacji zapalczywego monologu z końca sceny VII w odsłonie przed murem, a potem wręcz rewiowe efekty, jak w przemarszu z wziętym w jasyr Wacławem na końcu następnej sceny.

W ogóle z bynajmniej nie najgorszych doświadczeń poczynionych w związku z przygotowaną przez inny zespół ZASPZ "Zemstą" w reżyserii S. Belskiego, i nagraną na płyty, które ponoć w postaci Fonoteatru pojawić się mają jeszcze przed świętami, wiadomo, że teatr londyński stać byłoby jeszcze i teraz po jego zdziesiątkowaniu na lepszą obsadę. "Zemsta", w której Cześnika zaczyna przesłaniać Papkin, łatwo może zamienić się w "Papkinadę". Trochę jej było na początku, ale z czasem, bliżej końca przedstawienia, dysproporcje się wyrównywały i tekst fredrowski wziął górę, przebijając się poprzez wszystkie trudności inscenizacyjne. Wówczas nie tylko doskonałe były Podstolina - w wykonaniu B. Reńskiej, Dyndalski - F. Karpowicza, Mularz W. Prus-Olszowskiego, na swoim miejscu był Śmigalski - R. Ratschka i Perełka - W. Sikorskiego, ale nawet nazbyt molierowsko-subietkowa Klara grana przez M. Sznuk i nazbyt sztywny Wacław (Z. Rewkowski) ożywili się od wewnątrz, a Papkin dobywał wzniosłych akcentów aktorskich.

Ta "komedia pomyłek" reżyserskich była niemniej przygotowana z pietyzmem, choć pod względem nowatorstwa nie bardzo przekonywała, nie oszczędzono sobie 30 prób, co w naszych warunkach jest b. rzadkim wypadkiem. Dodano opracowanie muzyczne, które było też dowodem troski o efekt widowiska, ale w wielkiej normalnej sali, wypadło za wątło i za sucho. Poprzez przypadkowe niedociągnięcie z kurtyną czy peruką działał czar dobrego teatru fredrowskiego, tak jak go ujął autor komedii w swym tekście. Śmiech nieraz wybuchał na widowni, a młodym, którzy pierwszy raz widzieli tę sztukę, oczy płonęły do tej polszczyzny. Dlatego każde wznowienie tego arcydzieła jest godne uświetnienia największego święta.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji