Artykuły

Czarująca szewcowa (na marginesie premiery w Teatrze Małym)

"Czarująca szewcowa" powraca co pewien czas na nasze sceny od ponad trzydziestu lat. Począwszy od jej polskiej prapremiery w Poznaniu, w Teatrze Polskim w roku 1950, w przekładzie Juliusza Chodackiego i w reżyserii Wilama Horzycy, stawiana jest za przykład, teatru poetyckiego. Pośród sztuk Garcii Lorki wyróżnia się, czy nawet zasługuje, optymistycznym i radosnym zakończeniem - tu zwycięża miłość, a także zdrowy rozsądek. Nie można jednak traktować "Czarującej szewcowej" dosłownie. Niesie takie niebezpieczeństwo intryga, zamykająca się w prostej opowieści o osiemnastoletniej dziewczynie, której marzą się młodzi i piękni zalotnicy, a którą wydano za mąż za szewca starszego od niej o dwadzieścia pięć lat. Klucza do sensu tego dramatu należy szukać jednak w głębszym przeanalizowaniu wskazań odautorskich.

W podtytule do "Czarującej szewcowej" daje Lorca istotne dla interpretacji tego dramatu określenie gatunkowe: "farsa violenta", co Zofia Szleyenowa (F. Garcia Lorca, "Dramaty", Kraków 1968), której przekład wykorzystano w Teatrze Małym, tłumaczy jako "jaskrawą farsę", a co można by też przetłumaczyć jako "gwałtowną farsę". W tak sformułowanym określeniu gatunkowym Lorca dał wyraz pewnej ironii, co potwierdzałby także Prolog. Zanim bowiem rozpocznie się ta "gwałtowna farsa" - przed publicznością pojawia się Autor. Przemawia do widzów - jak zaznacza Lorca w didaskaliach - mając w ręku "papier z tekstem", a kiedy zdejmuje cylinder, nieoczekiwanie zapala się na nim zielone światełko i ze środka wylewa się strumień wody. To wszystko następuje właśnie w momencie, kiedy Autor uprzejmie chce powiedzieć: "miłego wieczoru". "Autor spogląda z zażenowaniem na widownię i wycofuje się ze sceny tyłem z ironicznym uśmiechem na ustach". Musi ustąpić miejsca postaci, którą wcześniej stworzył, energicznej Szewcowej, która ostro domaga się wyjścia na scenę.

W inscenizacji w Teatrze Małym nie wzięto pod uwagę wskazań odautorskich i swoistego autotematyzmu Prologu. Autor w interpretacji Tadeusza Janczara nie jest ani ironiczny, ani nawet zażenowany niecodzienną sytuacją. Pozwala wyjść na scenę Szewcowej i sam przejmuje rolę Szewca w sposób nijaki i bez pomysłu. O ileż ciekawszy mógłby okazać się Autor-mag, Autor, który przed wyczarowaną z własnej wyobraźni postacią musi uciekać ze sceny, w dodatku zaskoczony tajemniczą sztuczką z własnym cylindrem. W prapremierowym przedstawieniu madryckim w Teatro Espanol(rok 1930) jako Autor wystąpił sam Lorca, ubrany w czarną pelerynę pokrytą błyszczącymi gwiazdami. Dostrzegalna i dzisiaj ironia miała wówczas charakter autoironii. Ta informacja wydaje się ważna dla zrozumienia intencji autora "Czarującej szewcowej". Jeśli, jak to się stało w Teatrze Małym, pozbawić tę sztukę ironii i przymrużenia oka, z poetyckiej i zabawnej przeobrazi się w zwykłą farsę, daleką i od intencji Lorki, i od tradycji hiszpańskiej. Oczywiście, reżyser mógłby zaproponować własną koncepcję tego dramatu, ale niechby przynajmniej go nie zubażał.

Oglądając przedstawienie Krzysztofa Orzechowskiego odnosi się wrażenie, że reżyser nie do końca je przemyślał i nie do końca sprecyzował. Nie wydaje się też, by wyłącznie zmierzał do zbudowania na scenie prostej farsy. Zdążał raczej ku teatrowi poetyckiemu z elementami groteski. Poetycka miała być z pewnością Szewcowa, a groteskowe tło: sąsiadki, zalotnicy. Niestety, brak pod tym względem w przedstawieniu konsekwencji. A szkoda, bo efekt mógłby być dużo ciekawszy przy bardziej zdecydowanym skontrastowaniu owych dwóch światów, wciąż sobie przeciwstawianych - poetyckiego i realnego, iluzji i rzeczywistości fizycznie namacalnej. I jeden, i drugi traktuje autor z przymrużeniem oka.

W "Czarującej szewcowej" znajdujemy chyba coś z atmosfery esperpento. Ten gatunek dramatyczny stworzony przez Valle-Inclana jest - najogólniej mówiąc - hiszpańską odmianą groteski, która świat pokazuje w "deformacji krzywego zwierciadła".

Można przypuszczać znając zafascynowanie Lorki Valle-Inclanem, że wiele z atmosfery jego dramatów udzieliło się "Czarującej szewcowej". Pewne analogie są zresztą łatwo dostrzegalne. Obaj autorzy wychodzą od tradycyjnej farsy. Również konstrukcja teatru w teatrze łączy np. "Rogi pana Bagateli" Valle-Inclana z utworem Lorki, choć każdemu z autorów przyświecał inny cel przy jej zastosowaniu. Nie od rzeczy byłoby też zwrócenie uwagi na uderzające podobieństwo teatrzyków lalkowych, przebranego Szewca u Lorki i wędrownego Bululu u Valle-Inclana. W obydwu przypadkach sięgnięto do hiszpańskiej tradycji, a treścią i formą przedstawianej sztuki przynajmniej Lorca nawiązuje do entremeses Cervantesa, krótkich utworów scenicznych, którymi zabawiano w antraktach publiczność w corrales de comedias. Młode mężatki kuszone przez młodych zalotników są o krok od zdrady swoich starych mężów w Cervantesowskim "El juez de los divorcios" ("Sędzia rozwodów") i w "La cueva de Salamanca" ("Pieczara w Salamance"). Ten ostatni utwór posłużył Wilamowi Horzycy za drugą część wieczoru teatralnego w jego prapremierowym przedstawieniu. Pogodne i wesołe anegdoty z etremeses były dla Lorki inspiracją. "Czarująca szewcowa" jak one ma bawić, ale na innych nieco zasadach. Sztuka ta nie jest bowiem wyłącznie ucieszną przypowieścią o młodej żonce i starym mężu, lecz metaforyczno-teatralnym ujęciem - jak wcześniej już zauważyliśmy odwiecznego problemu walki między tym co wyśnione, wymarzone, a tym co realne.

W wywiadzie udzielonym przed prapremierą światową swojej sztuki, w Buenos Aires w 1933 roku, Garcia Lorca zauważył, że jego Szewcowa "walczy wytrwale z myślami i przedmiotami realnymi, ponieważ żyje we własnym świecie, w którym każda myśl i każda rzecz mają swój tajemniczy sens, którego ona sama nie zna". Postaci, które ją otaczają, "służą jej w grze scenicznej nie mając większego znaczenia, poza tym, czego wymaga anegdota i rytm teatralny. Nie ma tu więcej postaci, jak tylko ona i masa - pueblo, które ją otacza ciernistym kręgiem i wybuchami śmiechu". Zasadniczą cechą tak widzianego przez Lorkę dramatu jest "rytm sceny, jednolity i żywy", z ciągłą interwencją muzyki, która służy w "odrealnieniu sceny i uwolnieniu ludzi od myśli, "że tamto dzieje się naprawdę" jak też wyeksponowaniu planu poetyckiego, tak jak to czynili klasycy".

Poetycki charakter piosenek śpiewanych przez Szewcową, a także melodie złośliwych kupletów wyśpiewywanych przez sąsiadki wraz z gitarowymi popisami zalotników i tańcami andaluzyjskimi - stanowią o klimacie sztuki i powinny zrytmizować przedstawienie w duchu i w zgodzie z temperamentem andaluzyjskim. Brzmi to jak stereotyp, ale naprawdę wiele zyskałaby inscenizacja w Teatrze Małym, gdyby tańce choć trochę przypominały flamenco czy któryś z innych tańców andaluzyjskich, a nie były jakąś dziwną formą "chodzonego" czy uproszczonym ludowym tańcem greckim. Tytułowa postać zyskałaby wiele w interpretacji Agnieszki Fatygi, gdyby jej ruchy uporządkować i choćby trochę zrytmizować. Wystarczyłoby zapoznanie się choćby z podstawowymi ruchami rąk, jakie kobiety wykonują w tańcu flamenco i opanowanie postawy ciała, a sylwetka aktorki - wyjątkowo ze względu na urodę i temperament do tej roli predysponowanej - stałaby się mniej fizyczna, bardziej powabna i poetycka, jak chce autor.

Jak wolno sądzić, postaci zalotników w ujęciu reżyserskim, podobnie jak autorskim, mają być pewnym karykaturalnym wyobrażeniem zalecających się mężczyzn. Ale i w ich przypadku taniec, śpiew i gitarowy popis powinny były oprzeć się na dokładniejszym przestudiowaniu parodiowanego tańca czy śpiewu. Chwilami odnosi się wrażenie, że w ogóle się o to nie pokuszono, a przecież bogactwo muzyki i tańców hiszpańskich mogło naprawdę dużo lepiej zainspirować inscenizatorów. Pod tym względem "Czarująca szewcowa" w Teatrze Małym wydaje się wyjątkowo niestaranna i zaniedbana. W ogóle, za mało w tym przedstawieniu muzyki, za mało dźwięku. Za tło tej "gwałtownej", ale i poetyckiej "farsy" mogły posłużyć, poza dźwiękami dzwonków przechodzącego stada owiec, typowe dla gorących dni w Andaluzji - natarczywe brzęczenia cykad, szum małych fontann i śpiew ptaków w klatkach które spotykamy na każdym andaluzyjskim patio. Pomimo wszystkich niedociągnięć, przedstawienie wypada w odbiorze publiczności sympatycznie. Nagradza on brawami słowo Lorki i wdzięk Agnieszki Fatygi w roli Szewcowej.

P.S. Czytając program do Czarującej szewcowej, chciałoby się przypomnieć, że od wydania książki Guntera W. Lorenza w roku 1963 wiele się w Hiszpanii zmieniło, i tym samym należało się spodziewać, że również w sprawie obrosłej legendą śmierci Lorki mogły się zmienić poglądy. Należało to skonsultować, aby nie drukować fragmentu, który wymaga zasadniczych korekt. Liczne publikacje na ten temat, a zwłaszcza opublikowana w 1979 roku w Barcelonie książka Jana Gibsona, "El asesinato de Garcia Lorca" ("Zabójstwo Garcii Lorki") - zwalniają z obciążenia falangistowskiego poetę i przyjaciela Lorki - Luisa Rosalesa, jednoznacznie oskarżanego przez Guntera W. Lorenza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji