Artykuły

Czarująca Szaflarska

Idąc do TEATRU NARODOWEGO na "CZARUJĄCĄ SZEWCOWĄ" zadawałem sobie pytanie, czy mimo wielkiego respektu, jaki budzi znakomity poeta hiszpański, FEDERICO GARCIA LORCA, jego lekka ludowa komedia, będąca najlżejszym z jego poetyckich utworów scenicznych, pasuje do tak zwanego ,,profilu", jaki powinna mieć jedna z trzech naszych naczelnych scen krajowych, które zachowały nadal miano "państwowych" i co za tym idzie, czy można od nich wymacać szczególnie dobranego repertuaru.

Obejrzenie spektaklu w reżyserii MARYNY BRONIEWSKIEJ, scenografii NOWICKICH i z muzyką LUTOSŁAWSKIEGO rozwiewa te wątpliwości. Teatr Narodowy podkreśla tym przedstawieniem swój "profil" wypracowany w zeszłym sezonie.

Podczas gdy Teatr Polski trwa na ogól przy tak zwanym wielkim repertuarze, nadając mu współczesną oprawę inscenizacyjną, zaś Teatr im. Słowackiego w Krakowie waha się miedzy strawnym akademizmem a porywami modernistycznymi - Teatr Narodowy coraz wyraźniej klaruje się jako teatr stylizacji. Stara się możliwie dokładnie przekazać klimat, w jakim powstały dzieła.

Jest to zadanie ciekawe i bardzo pedagogiczne. Stylizowana młodopolszczyzna w "Wyzwoleniu", styl Króla Stasia w "Henryku VI na łowach" Bogusławskiego - oto główne drogowskazy drogi przebytej w zeszłym sezonie. Z kolei teraz zostaje nam przekazany klimat artystyczny ludowych a jednocześnie odkrywczych widowisk wędrownego hiszpańskiego teatru LA BARACCA, który prowadził w latach trzydziestych bieżącego stulecia sam Garcia Lorca.

Są w inscenizacji rzeczy, o które można by się posprzeczać. Dwaj gitarzyści na półpięterku wydają się zbytnim ułatwieniem stylowym i niepotrzebnie powtarzają chwyt z Orkiestrą Jego Królewskiej Mości, lepiej znacznie wyeksploatowany już w "Henryku IV na łowach". Sceniczną postać "Autora" gra subtelnie T. WOŹNIAK, ale jego strój skrojony jest na wzór ubiorów z epoki romantycznej, trąci banałem teatralnym. Prosiłby się tu raczej jakiś XX-wieczny nadrealistyczny kostium, wzorowany na pomysłach Salvatora Dali, z którym Lorca przyjaźnił się i współpracował. Inne elementy stylizacyjne hojnie nam jednak nagradzają te luki czy nieporozumienia.

Rzeczywiście porywająca jest gra SZAFLARSKIEJ w roli Szewcowej. Ileż andaluzyjskiego wdzięku potrafiła z siebie wykrzesać ta mistrzyni sceny o aparycji drobnej kobietki? Dwuaktowa komedia, której tematem są niesnaski w małżeństwie niedobranym pod względem wieku, następnie rozłąka małżonków, ofensywa zalotów, plotek i oszczerstwa, wreszcie powtórne połączenie się stęsknionych, którzy wracają do swych codziennych kłótni, ale jednocześnie występują twardo w obronie swego honoru - trwa niespełna 2 godziny. Przez ten czas Szaflarska prawie nie schodzi ze sceny i gra w sposób zachwycający, z wielką intuicją. Nie jest to jednak tylko jej zasługa, w każdym geście, poruszeniu się na scenie, zatańczeniu czuć pieczołowitą reżyserię Maryny Broniewskiej, która dużo ze swej wiedzy choreograficznej przekazała aktorom. Niestety nie wszystkie z wykonawczyń były równe zdolne do podchwycenia tanecznego rytmu w przedstawieniu. Najkorzystniej wśród pozostałych pań wypadła KRYSTYNA KAMIEŃSKA, jako "Sąsiadka w stroju czerwonym", dobrze wypracowawszy nie tylko gest i ruch, ale także zawistną wewnętrzną pasję. Przezabawnie swoje epizody dewotek wystylizowały DANUTA WODYŃSKA i URSZULA KRYŃSKA.

Spośród panów przyjemnie gra rolę "Szewca" nowy nabytek Teatru Narodowego (a... ubytek Teatru Powszechnego na Pradze) TADEUSZ BARTOSIK i bardzo finezyjnie epizod "Kawalera w kapeluszu" LECH ORDON.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji